XVI

16 2 0
                                    

"-Nie masz czego się wstydzić. Kocham cię za to jaka jesteś i nigdy nie wyśmiałbym cię, chyba że nie zgodziłabyś się za mnie wyjść... ale to w przyszłości. I uważam że to słodkie, że ja jestem tym pierwszym, bo mam pewność że jesteś moja i tylko moja."

-A jeśli mogę spytać to nad czym tak dumałaś? -zapytałem.

-Zastanawiałam się czy moja "rodzina" - tu zrobiła w powietrzu cudzysłów -  zauważyła już moje zniknięcie.

-Tak.

-A ty skąd wiesz?

-Była tu twoja siostra, gdy byłaś nieprzytomna.

Kilka godzin po pożarze zjawiła się w szpitalu, siedziałem akurat w sali szatynki. Najpierw zdziwiła się z mojej obecności, ale gdy jej wytłumaczyłem, że także jestem pacjentem, można by powiedzieć, iż ją uspokoiłem. Widać było po niej że jest przejęta stanem siostry, co jednak nie przeszkodziło jej w flirtowaniu ze mną. Po godzinie rozmowy poszła do domu.

-Mmoja... siostra...

-No tak. Dlaczego tak zbladłaś?

-Ccco jej powiedzziałeś?

-Że nadal jesteś nieprzytomna, co się stało, że wylądowałaś w szpitalu. I pytała jeszcze dlaczego tu jestem?

Zrobiła wielkie oczy, a ja zrozumiałem o co jej chodzi...

-Nie martw się, nie powiedziałem jej że jesteś moją dziewczyną. - Posłała mi słodki uśmiech. - Wiem że wolisz ukrywać nasz związek przed nią i matką. Dlaczego się uśmiechasz?

-Tak po prostu. Jestem z tobą mega szczęśliwa i nie wiem jak przedtem mogłam funkcjonować bez ciebie. Nie chce się rozstawać. Nigdy. Rozumiesz?

-Tak. Jestem na ciebie skazany do końca życia - zażartowałem. Jeśli miałbym się razem z nią zestarzeć, byłbym naprawdę szczęśliwy.

-Nie, nie, nie to ja jestem zmuszona, aby przebywać z tobą i tłumaczyć ci każdą sprawę, ty mój dziubasku - mówiąc to uszczypnęła mnie w policzek, jak to robią starsze kobiety gdy widzą małe dziecko. - Najpierw ciebie, a potem nasze dzieci i kiedy dorosną także nasze wnuki.

-Hahaha. A skąd wiesz że będę chciał mieć potomka?

-No nie wiem, a nie chcesz?

Pocałowałem ją.

-Chcę jak już stąd wyjdziemy możemy trochę poćwiczyć.

-Jesteś zboczony.

-I tak mnie kochasz.

-Niestety...

-Co to miało znaczyć?

Zaśmiała się.

-Kocham cię mój głuptasku, najbardziej na świecie.

-Ja ciebie też.

-Powiedz to.

-Ale co?

-Wiesz co.

-Kocham cię moja mądralo.

Chwilę później weszła do sali pielęgniarka, a z racji że siedziałem, a raczej leżałem na łóżku nakrzyczała na nas, choć na jej twarzy malował się uśmiech. Odłączyła dziewczynę od urządzeń które monitorowały jej stan i wyszła, zostawiając nas samych.

-Pomyśl jakie byłyby nasze dzieci... z moim charakterem - zaśmiała się.

-Byłyby cudowne tak jak ich mama i tata.

HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz