– Ada! – Usłyszałam głośny krzyk dobiegający zza drzwi mojego pokoju, jednocześnie z tym słyszałam głośne pukanie. Natychmiast zerwałam się z łóżka odkładając telefon na etażerkę i otworzyłam. Ujrzałam wyraźnie zdenerwowaną, rudowłosą kobietę o szczupłej sylwetce z walizką w ręku. To była moja mama.
– Co się stało? – Zapytałam odsuwając się od niej, tym samym pozwalając jej wejść do środka. – Wyjeżdżasz gdzieś? O co chodzi? – Przez tę parę sekund w mojej małej głowie pojawiło się tyle pytań. Pierwszy raz w życiu widziałam ją w takim stanie. Powstrzymałam jednak ogrom swoich rozmyśleń i pozwoliłam jej dojść do słowa.
Weszła do pokoju, rozglądając się i rzuciła różowe narzędzie na moje łóżko.
– Pakuj się – rozkazała. Był to tak stanowczy ton, że bez zastanowienia otworzyłam walizkę, następnie szafę i wpakowałam do niej kilka pierwszych lepszych ubrań. Z lekkim zmieszaniem doszłam do dodatków i zabrałam swoje ulubione bransoletki.
– Nie ma na to czasu – oznajmiła. – Wyrzuć to.
– Przecież sama mi to dałaś, mamo – spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem zmuszając do tego, by pozwoliła mi zabrać swoje zdobycze.
– Nie ma mowy. – Wyrwała mi rzemyk z zawieszką i podeszła do okna chcąc to wyrzucić. Po chwili zastanowienia i wpatrywania się w nie, zrezygnowała z otwarcia go, a jedynie upuściła bransoletkę na podłogę. – Pomogę ci z pakowaniem, masz pięć minut.
Po chwili większość rzeczy latała po pokoju. Jedne miały trafić do – od teraz – mojej różowej walizki, drugie tylko przeszkadzały.
– A co potem? Co z tobą? Gdzie Adam? – Tym razem nie mogłam się powstrzymać. Zadawałam wszystkie pytania, jakie akurat zdołałam wymyślić. Ponadto z moich oczu zaczął lecieć mały strumyk łez.
– Twój brat jest już na dole. Czeka na ciebie. Będzie bardzo szczęśliwy, jeśli wykażesz się odwagą – przykucnęła naprzeciw mnie. Była niezwykle wysoką kobietą. – Jesteś jeszcze dzieckiem i boisz się. Masz do tego prawo, ale musisz być...
– Dzieckiem? – Przerwałam jej, udając oburzenie. – Mam już dwanaście lat!
– Masz rację – zachichotała. – Dorosłaś tak szybko – poprawiła kosmyk moich włosów układając go za uchem. – Od teraz musisz się zachowywać jak dorosła.
– Czy to nie jest nudne?
– Ani trochę, zapewniam cię – wstała i zamknęła moją walizkę. – Czy to już wszystko?
– Chyba tak – odpowiedziałam niepewnie. Tak bardzo się bałam.
– Świetnie – w jej uśmiechu dało się zauważyć współczucie. Zasunęła walizkę i pomogła mi ją znieść. Schodząc ze schodów wzrokiem szukałam brata.
Nie musiałam długo błądzić moim spojrzeniem, ponieważ w małym pokoiku obok schodów stały trzy, dobrze widoczne osoby. Dwie z nich to dosyć niscy, opancerzeni i dobrze wyposażeni bronią mężczyźni w hełmie. Nie wiedziałam, co tu robili. W sumie nie było to dla mnie aż tak ważne od chwili, w której pomiędzy nimi zauważyłam bruneta wzrostem dorównującego mamie z włosami postawionymi na żel, czarnym plecakiem i przeciętnym ubiorem.
– Adaś! – krzyknęłam, po czym rzuciłam mu się na szyję. Mimo, że nie widzieliśmy się zaledwie parę godzin, ta chwila, kiedy mogłam go przytulić była tak piękna jak z romansów, kiedy dwoje bliskich sobie ludzi spotykają się po latach.
– Cześć, Ada! – Uśmiechnął się nawet szerzej niż ja. – Nic ci nie jest?
– Nie, wszystko w porządku. Musiałam się tylko spakować. – Prawdę mówiąc, to nie było zwykłe spakowanie swoich rzeczy. Mam bardzo złe przeczucia. Po chwili zauważyłam tych samych dwóch mężczyzn zbliżających się do mojej mamy.
– To jest ta młoda, o której była mowa? – Zapytał jeden z nich. Niestety, nie udało mi się usłyszeć odpowiedzi.
– Mamy przez to rozumieć, że pani nie jedzie z nami? – Zadał kolejne pytanie.
– Nie, nie mogę – odpowiedziała mama przez łzy. – Ale cokolwiek się stanie, chrońcie moje dzieci, proszę. Jak już sami wiecie, mąż zostawił mnie lata temu. Moim jedynym źródłem energii są właśnie oni, jednak w takich warunkach nie potrafiłabym zadbać o nas wszystkich.
Z ich wypowiedzi mogłam wnioskować tylko jedno – jest źle. Nie rozumiałam tego, o czym mówią, ale płacz mojej rodzicielki przyprawiał mnie o dreszcze i zimne poty. Czułam się okropnie, a serce waliło mi tak, jakby chciało się wydostać z klatki piersiowej. Tego nie dało się opisać.
Ich rozmowy trwały tak jeszcze chwilę. W tym czasie wypełniłam rozkaz Adama, a mianowicie założyłam grubą kurtkę i kozaki. Adekwatny strój do pogody.
– Pani dzieci będą pod odpowiednim nadzorem i zostaną przeszkolone. Teraz musimy jednak jak najszybciej przenieść je do schronienia – zapewnił drugi z opancerzonych.
– Dzięki Bogu – mama odetchnęła z ulgą i schowała twarz w dłonie. Po parunastu sekundach otrząsnęła się i podeszła do nas. – Bądźcie dzielni, choćby nieważne co się działo. Razem dacie radę.
– Nie jedziesz z nami, mamo? – Adam zgarbił się, a z jego ciemnozielonego oka wypłynęła łza. Później druga. Trzecia. Czwarta. Dwunasta. Zrobił się cały czerwony.
Nagle poczułam szarpnięcie. Odruchowo wręcz zacisnęłam oczy. Wydawało by się, że to zaledwie parę sekund, a ja już znalazłam się poza domem. Najprawdopodobniej właśnie mijają pierwsze sekundy od mojego opuszczenia tego miejsca na zawsze. Od zostawienia samotnej matki. Ja nawet nie walczyłam, by się do niej dostać. Po prostu brakło mi sił. Ostatni raz spoglądając na dom i rodzicielkę rozpaczającą w oknie - po prostu dałam się wpakować siłą do wielkiego auta. Doszukując się plusów, byłam razem z bratem. Chociaż i to mogło się zmienić w ułamku sekundy. Kto by pomyślał, że właśnie tego dnia skończę w ogromnym wozie obcych mężczyzn?
Póki jednak znajdowaliśmy się razem - złapałam go za rękę i oboje zaczęliśmy płakać. To jedyna rzecz, jaką mogliśmy wtedy zrobić. A przynajmniej wydawała się najrozsądniejsza.
CZYTASZ
Dom śmierci
Science FictionZiemia była naszym domem. Nie zawsze i nie wszędzie panował pokój, ale staraliśmy się utrzymywać harmonię. Teraz jest już na to za późno. W czasach, które nastały, każdemu przyda się znajomość sztuki przetrwania. Zastąpiła ona bowiem wszystko - miło...