Na dnie

1K 38 0
                                    

Umiera się nie dlatego, by przestać żyć, lecz po to,
By żyć inaczej
~ Paulo Coelho

Upadłem na kolana obok niego. Złapałem go za ramiona nie wierząc w to, co się właśnie miało miejsce. Mój jedyny przyjaciel, brat.. Leżał właśnie w powiększającej się kałuży krwi.
- Będzie dobrze, wyjdziesz z tego. - Mówiłem do Młodego, powstrzymując łzy.
- Krime.. Po prostu.. Nie.. Nie zapomnij o mnie.. - Powiedział dławiąc się własną krwią.
- Nie.. Młody nie.. Nie możesz odejść! - Błagałem go, jednak bezsilnie.
- Zawsze będziesz moim przyjacielem.. - Powiedział zanim jego powieki opadły.
Przyłożyłem swoją dłoń do jego dłoni patrząc na jego bladą twarz.
Umarł.
Słona łza spłynęła po moim poliku.
W moim sercu nastąpiła pierdolona eksplozja. Nie ma już nic. Nie ma jego. Wstałem powoli wciąż patrząc na niego. Przełknąłem ślinę. Zacząłem biec przed siebie. Torba z kradzieży ciążyła mi teraz niemiłosiernie. Ma to jakąś wartość jeśli ceną było jego życie? Wszedłem na swoją klatkę kierując się do mieszkania. Zamknąłem się wewnątrz i oparłem o drzwi osuwając się na ziemię. Złapałem się za głowę myśląc o tym wszystkim. Łzy leciały już ciągiem po mojej twarzy. Nie mogłem już wytrzymać z bólu. Gdy zamykałem oczy widziałem jego martwą twarz. Gdybym mógł.. Oddałbym to wszystko by chociaż móc go przytulić. Jego pitbull przyszedł do mnie kiedy tak wewnętrznie cierpiałem. Usiadł obok mnie. Jakby zrozumiał o co chodzi.
- Ten świat jest chuja wart kiedy nie ma Ciebie przy mnie.. - Szeptałem do niego, chociaż pewnie tego nie usłyszy już. - Mogłem Cię chociaż pomścić.. Wybacz mi. Nie potrafiłem.. - Ból zbierał się coraz bardziej we mnie. - Kocham Cię bracie, widzimy się u bram piekła.

Ruszyłem do kuchni ogarniając się. Bynajmniej próbując. Wziąłem stamtąd alkohol i narkotyki powracając do salonu. Zacząłem wszystko zażywać, byleby zapomnieć. Zapomnieć, że go zawiodłem. Że nie obroniłem go. Kiedy zażyłem wszystko co miałem i wypiłem poczułem się źle. Zacząłem słyszeć głosy. Czyżby to moje sumienie?
- Masz co chciałeś samozwańczy królu szczurów. - Szeptały mi do ucha.
Miały racje. To ja go ściągnąłem na taki los. To moja wina. Wszystkie wspomnienia z nim związane.. Zaczęły przelatywać mi przed oczami powodując jeszcze większy ból.
- Muszę żyć za nas oboje. - Szeptałem do niego. - Wiem, że jesteś gdzieś obok. Musisz być.
Chodziłem najebany po mieszkaniu walcząc ze sobą.
Krime. Ten chuj, złodziej, król szczurów. Ten, który jest zimny jak broń którą przy sobie nosi. Teraz cierpi i nie potrafi sobie poradzić ze stratą jednej osoby. Jaki ten los potrafi być przewrotny.
Może to będzie rozwiązanie. Sięgnąłem do kieszeni wyjmując glocka. Patrzyłem na niego spokojnie. Powoli go odbezpieczyłem przykładając go do skroni.
Za chwilę finał.
Zacząłem odliczać zaciskając coraz mocniej powieki.
5..
4..
3..
2..
1..
Nic.
Broń upadła z hukiem na ziemię. Ciężko oddychałem nie wierząc w to. Taki ze mnie kozak, potrafię tylko innych zranić. Ruszyłem na sofę by pójść spać.
- Czekaj na mnie bracie.

Mów Mi KrimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz