Lot Feniksa

1K 34 6
                                    

Są granice których przekroczenie
Jest niebezpieczne :
Przekroczywszy je bowiem,
Wrócić już niepodobna..
~ Fiodor Dostojewski

W czwartek wieczorem siedzieliśmy z Młodym przy butelce whisky i wspominaliśmy stare czasy. Sporo czasu spędziliśmy rozmawiając. Chłopak przenocował u mnie, nie było sensu żeby wracał po 1:00 do domu.

Rano obaj obudziliśmy się z potwornym kacem. Dobrze, że realizacja naszego planu zaczyna się przed 22:00. Powolnymi ruchami zaczęliśmy zbieranie się w całość. Młody wyszedł ze swoim psem na spacer. Ja zaś zostałem w domu. Siedziałem na parapecie i paliłem powoli papierosa patrząc na ludzi, którzy chodzili po dzielnicy. To było takie nudne. Ale nie miałem co robić prawdę mówiąc. Stresowałem się również naszą akcją. Mam nadzieję że wszystko się uda.

Popołudnie minęło nam jako tako. Do roboty nic nie było, a upić się też nie mogliśmy. W końcu nadszedł odpowiedni czas. Około godziny 21:30 wyszliśmy z mieszkania. Pitbull Młodego został w domu. Ubraliśmy kominiarki i sprawdziliśmy broń przed wejściem sklepu. Poszliśmy na zaplecze budynku, by sprawdzić czy drzwi są zamknięte. Potrzebowaliśmy awaryjnego wyjścia na wszelki wypadek. Szarpnąłem za klamkę ze smutkiem. Oczywiście były zamknięte. Odsunąłem się na kilka kroków, by po chwili uderzyć w wejście z całej siły. Drzwi wyleciały z hukiem z zawiasów. Schowaliśmy się po bokach czekając na właściciela. Chwilę po incydencie wyszedł uzbrojony w kij bejsbolowy. Rozglądał się powoli i dokładnie po okolicy. Kiedy odwrócił się ode mnie skorzystałem z okazji i przyłożyłem mu glocka do głowy. Szybko jego broń upadła na ziemię robiąc drobny hałas.
- Idź powoli do środka. - Nakazałem.
Na szczęście był posłuszny. Nie wiem czy to moja zasługa czy mojego glocka. Popchnąłem go w stronę kasy. Mężczyzna spojrzał na nas niespokojnym wzrokiem. Rzuciłem mu torbę, by załadował wszystkie rzeczy do niej. Bez zbędnych słów zrozumiał moje intencje. Czekałem trochę czasu aż załaduje wszystko do środka. Wysunąłem rękę w jego stronę by rzucił mi torbę. Wykonywał wszystko bez zbędnych problemów. To było dziwne. Ruszyliśmy szybkim krokiem do wyjścia. Kiedy wyszliśmy na ulicę, zaczęliśmy biec. W tle słychać było strzały jubilera. Ten stary pajac miał celność ślepego. Wtedy usłyszałem głośny jęk za sobą. Odwróciłem się szybko spoglądając na Młodego. Patrzył na mnie przestraszonym wzrokiem łapiąc się za bok.
- Krime, mamy drobny problem. - Powiedział przestraszony, po czym upadł.
Szybko podbiegłem do niego.
Nie.
To nie dzieje się naprawdę.

Mów Mi KrimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz