Rozdział 12

81 6 0
                                    

  Caspar, Gabriel i Ryan opowiedzieli Shanowi i innym starszym zmiennokształtnym to samo, co wszystkim. Sto lat czekaliśmy, Clover i William to ludzie, którzy nas zjednoczą, pokonamy zori, razem itd. Teraz rozgrywają się jakieś wielkie narady na temat wyprawy do obozu wampirów. Shane kategorycznie stwierdził, że my nie będziemy tam wchodzić. Moim zdaniem udałoby się, ale wszyscy poparli go, a gdy chciałam zaprotestować Ryan posłał mi tak lodowate spojrzenie, że aż się wzdrygnęłam i zamilkłam. Gabriel zaproponował, abyśmy wysłali przedstawicieli, aby uprzedzić ich o naszej wizycie. Tak więc, jutro rano Gabriel, Caspar, Ryan, Sara i dwóch zmiennokształtnych: Ross, Jack. Przywódca zostaje, tak samo jak Lucas, Robert i Paul.

Najgorsze było to, że mnie i Williama nikt nie dopuścił do głosu. Siedzieliśmy posłusznie i słuchaliśmy. Zero komentarzy z naszej strony, jakbyśmy w ogóle nie odgrywali żadnej znaczącej roli. Po spotkaniu przekonywali nas, że to dla naszego bezpieczeństwa i dodali, że nie będę musiała iść taki kawał drogi. Za cztery dni, gdy tylko przedstawiciele wrócą, wyruszą ponownie, ale z nami. Teraz weszliśmy z Williamem do naszego domku. Był naprawdę przytulny. Był salon, dwie sypialnie, kuchnia i łazienka. Już otwierałam drzwi łazienki, gdy William wślizgnął się do niej i ustał na przeciwko mnie.- Hej! - krzyknęłam oburzona tym, że to ja najpierw chcę wejść wziąć prysznic.- Clover, chcę z tobą porozmawiać - miał strasznie zagadkową minę.- Możemy przełożyć tą rozmowę na czas brania prysznica?- Tak, oczywiście - uśmiechnął się łobuzersko i zamknął drzwi do łazienki.- William! Otwieraj! - waliłam pięścią w drzwi, które uchyliły się lekko. Zza nich wystawała głowa Willa.- Cloe jesteśmy współlokatorami i musimy dzielić się łazienką. Będę taki łaskawy i nie zmarnuję całej ciepłej wody. - i drzwi znów się zamknęły i usłyszałam dźwięk spuszczanej wody.- Świnia - mruknęłam niezadowolona, a potem jak głupia zaczęłam się śmiać. Nie wiem, co mnie tak rozbawiło, ale nie mogłam przestać. Śmiałam się nadal, gdy William wyszedł z łazienki w samy ręczniku. Był świetnie zbudowany, więc musiałam szybko odwrócić wzrok, żeby się nie gapić. Spojrzałam mu w oczy i znów się roześmiałam. Miał tak zdezorientowaną i zagubioną minę, że nie mogłam przestać. - Nie wiem, co cię tak rozbawiło, ale słyszałem twój śmiech nawet pod prysznicem, więc zużyłem całą ciepłą wodę - podły uśmieszek nie znikał mu z twarzy. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam sprawdzić temperaturę wody. William szybko się odsunął i zaczął się śmiać jak ja przed chwilą. Woda była lodowata, odwróciłam się szybko, aby mu nagadać jakim to jest dupkiem, ale usłyszałam trzask drzwi jednej z sypialni i było za późno. Westchnęłam głęboko i weszłam pod lodowaty strumień wody. Pierwsze, co zrobiłam to krzyknęłam i zaczęłam planować zemstę.Godzinę później, siedziałam w czystym ubraniu i mokrymi włosami na tarasie na przeciwko Williama. - Gadaj, to co miałeś mi powiedzieć - syknęłam.- Po pierwsze przepraszam za wodę - próbował się nie uśmiechać, ale mu to nie wychodziło - Po drugie, Clover nie wiem, co my dalej zrobimy.- Ale, co my mamy dalej robić?- Następny przystanek, to wampiry, później czarownice i... wojna. To nie będzie taka zwykła wojna, co z tego, że wszyscy się zjednoczą, jeśli są szanse na... na przegraną.- Nie mów tak, Will! - wstałam i przysiadłam obok niego.- Będziemy mieli plan, nadzieję i... siebie. Wygramy tą bitwę. Rozumiesz? I nie ma szans na przegraną, bo to czuję. Wszyscy razem, mając plan pokonamy zori, jasne? Najpierw ich zjednoczmy, a później będziemy się martwić, co dalej.Tą długą chwilę ciszy, przerwał głos Willa.- Lucas zaproponował mi szkolenie. Jutro on, Paul i Robert, będą mnie uczyli walczyć. Ma się jeszcze przyłączyć kilku zmiennokształtnych.
Uśmiechnęłam się do niego.- Szkoda, że mnie nie zaprosili.- Chyba, nie przewidują, abyś brała czynny udział w bitwie, i że nie będziesz musiała w ogóle walczyć.- Dlaczego? To dyskryminacja. - zirytowałam się - Od kiedy to kobiety, nie mogą walczyć? - William westchnął, coś wiedział. - Mów, co wiesz.- Tylko się nie złość. - spojrzał mi w oczy - Kobiety i dzieci będą walczyć.- Co?! - krzyknęłam i chciałam wstać, ale Will pociągnął mnie za łokieć i moje dramatyczne wyjście poszło się gonić.- Dlaczego? - szepnęłam.- Clov, oni chcą cię chronić. Nie masz takich mocy jak wilkołaki, czy czarownice. Masz intuicję i dar przekonywania, który... na nic tam się nie przyda. - Umiem walczyć.- Wiem, bo widziałem. Jesteś niesamowita, ale sama waleczność nie wystarczy, musiałabyś mieć moce.- Przecież i tak tylko ja mogę siebie zabić! - zaprotestowałam - Nic mi się nie stanie.- Uczestnictwo w walce, jest jak samobójstwo. Zgadzasz się walczyć na śmierć i życie. Zgadzasz się umrzeć.- Czyli ta moja nieśmiertelność na polu bitwy jest do niczego?- Tak.- Twoja też?- Tak, ale mam tarczę, którą jutro będę rozwijał. Będę umiał postawić tarczę tak, aby chroniła mnie przez cały czas i nawet nie będę musiał się starać jej utrzymać. Nie odezwałam się już, bo wiedziałam, kiedy przegrywam. William objął mnie ramieniem.- Chciałabym im pomóc.- Pomagasz - szepnął Will i siedzieliśmy tak jeszcze chwilę, aż zdecydowaliśmy, że czas się położyć spać.Siedziałam już w kuchni, jedząc kanapkę i pijąc herbatę, którą zrobił mój współlokator. William sprzątał ze stołu, gdy bez pukania wpadł Lucas, a za nim Paul i Robert. - Dzień dobry, miło was widzieć, jak dobrze, że umiecie pukać - odezwałam się z krzywym uśmieszkiem.- O widzę, że ktoś tu się nie wyspał - odpowiedział Lucas.- Ja? No coś ty, jestem najbardziej radosną osobą na tym świecie - wzięłam jeszcze jeden łyk herbaty i mówiłam dalej - Założę się, ze przyszliście po Williama?- Tak i przyszliśmy ogłosić, że nasi kochani przedstawiciele wyruszyli. Chcieli się pożegnać, ale i tak za cztery dni wrócą.- powiedział Paul i zwrócił się do Williama - Gotowy?- Tak - powiedział ostrożnie i spojrzał na mnie, wzruszyła tylko ramionami.- Miłej zabawy - powiedziałam ze sztucznym uśmieszkiem.- Clover, możesz przejść się po obozie. Popytać, dowiedzieć się czegoś o zmiennokształtnych.- Pomyślę nad tym - przeszłam do salonu i usiadłam w miękkim fotelu z moją herbatą w ręce.- Wrócimy wieczorem - krzyknął jeszcze Robert, gdy wychodzili. Pobiegłam do drzwi frontowych i zobaczyłam całą czwórkę na ścieżce.- Nie będę czekać. - roześmiali się na moje słowa i Paul jeszcze odkrzyknął.- Jeśli nie, to sama będziesz musiała znaleźć drogę na plac główny, bo Shane chciał was lepiej poznać.- Spokojny bądź, znajdę drogę.- Jakbyś się zgubiła to krzycz, usłyszę cię - dodał roześmiany Lucas i odeszli.Weszłam do domu rozpuściłam włosy, ubrałam dżinsy i fiołkową bluzkę. Wyszłam z domu i ruszyłam na zwiady.Szłam uliczkami obozu i nawet znalazłam plac główny (jeden zero dla Clover). Zmiennokształtni za każdym razem, gdy szłam przyglądali mi się uważnie. Było to trochę nachalne, ale przynajmniej się przy tym uśmiechali. Mieli do mnie zaufanie. Co do tego, co tu robimy nie było żadnych wątpliwości, bo elfy wytłumaczyły wszystko o proroctwie, przy wszystkich zmiennokształtnych. Szłam, więc dalej nie zwracając uwagi na śledzące każdy mój ruch tęczowe oczy. - Hej! Zaczekaj! - nie zdawałam sobie sprawy, ze słowa kierowane były do mnie, więc szłam dalej, gdy dziewczyna, zastąpiła mi drogę. - Cześć!- Hej, przepraszam, nie myślałam, że mówisz do mnie. - Za dziewczyną pojawił się chłopak z białymi włosami. Cały ubrany był na biało. Natomiast dziewczyna miała na sobie szary T-shirt i czarne spodnie. Włosy były rude i widać było, że ma problem z ich układaniem, piegi pokrywały jej całą twarz. Wyglądała jak typowa dziewczyna, którą w tych wszystkich filmach dla młodzieży, wyśmiewają rówieśnicy, a chłopak jakby był jej najlepszym przyjacielem. W moje szkole nigdy nie rozmawiałam z wyrzutkami, bo dzięki Brandonowi miałam dobrą opinię, a siedząc z Samem zawsze byliśmy uważani, za osoby, które nie rozmawiają z byle kim (zważając na naszą przeszłość, o której mało kto nie wiedział).- Chcieliśmy się przywitać i zapytać, czy nie masz problemów ze znalezieniem drogi i nie potrzebujesz pomocy - teraz mi przypominała siedemnastoletnią wersję Pippi Langstrumpf - A no tak, nie przedstawiliśmy ci się. Ja jestem Poppy - blisko Pippi - a to jest Luke. - Nie musicie się jej przedstawiać, bo i tak nie zwróci na was uwagi - odezwała się nowa dziewczyna, która przyszłą ze swoją świtą. Miała brązowe proste włosy, była ładniejsza od Poppy. Z nią przyszli dwaj bliźniacy, którzy obejmowali ramionami dwie niziutkie dziewczyny, które nie dorównywały brunetce - Hej, jestem Cameron, a to moje przyjaciółki Melodie i Nora, a to tych dwóch przystojniaków to bliźniacy Liam i Theo - bliźniaków łatwo było odróżnić, bo jeden miał zielone pasemka, a drugi niebieskie.- Cameron może byś tak poszła straszyć, kogo innego? - zapytał Luke. Poppy się roześmiała.- A może ty byś poszedł szyć te swoje szmaty - ogryzł się Theo. Wiedziałam, że ta dwójka to wyrzutki. Moja intuicja nie zawodzi! Ale ta piątka nie była głupia, tak jak w mojej wizji być powinna.- Ubiera się lepiej od twojej dziewczyny, która powinna zastanowić się nad zakupem dłuższych sukienek - dodała Poppy.
- Mam kupić takie same bezpłciowe koszulki i spodnie jak ty?! - broniła się Nora, w co prawda za krótkiej sukience w kwiatki.
- Hej! - krzyknęłam, żeby ich uspokoić, co zadziałało, bo siedem twarzy spojrzało na mnie - Spokojnie.
- Właśnie zachowujemy się strasznie nieprofesjonalnie. - skarciła wszystkich Cameron.
- Ok. Mam na imię Clover, może się przedstawię, tak na dobry początek. Dzięki, Poppy za propozycję, ale nie będę wam zawracać głowy. Chyba już wrócę do domku.
- Nie, nie idź - poprosiła Melodie - moglibyśmy cię zaprowadzić na zajęcia, pokazać jak wszystko działa itd.
- Zajęcia? - zapytałam.
- Tak, kilku starszych zmiennokształtnych, pomaga nam opanować przemiany i uczy nas. - streścił Luke z uśmiechem.
- Tak na marginesie to zaraz musimy na nie wrócić, a ty Clover mogłabyś się zabrać z nami - wtrącił Liam.
- Sama nie wiem, nie wiem, czy mogę i czy nie będzie to problem...
- Jaki problem? Starsi będą zachwyceni! - zaprotestowała Cameron.
- Dobrze, bardzo chętnie.
- Tak! - wrzasnęła Cameron, wzięła mnie pod rękę i ruszyliśmy.

Czas ProroctwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz