Kiedy narzędzie dzieliło kilka milimetrów od lustra, wciąż z zamkniętymi oczami zmieniłam decyzję i przekierowałam młotek na odbicie numer siedem, po czym stłukłam je, a ono zniknęło. Teraz zdałam sobie sprawę z tego, że cały czas wstrzymuję oddech. Napełniłam płuca świeżym powietrzem i roześmiałam się z ulgi jaką teraz odczułam.Spojrzałam na lustro, które pozostało.Uśmiechałam się na nim dumnie i kiwałam głową z aprobatą. Po chwili zniknęło i to odbicie, a ja na nowo stałam w lesie, w którym brakowało jedynie Eleonory. Chwilę później Joe opierał swoje łapki o moje kolana.- Nigdy więcej, człowiek! Nie wiedziałem co się dzieję, jak ci pomóc! A ta wstrętna kobieta ciągle powtarzała "Nic jej nie będzie, poradzi sobie", ale co z tego, że ona mi to mówiła? I tak się martwiłem.Och, Joe.- Dobra, partnerze w zbrodni ruszamy.
POV: William
Wziąłem głęboki oddech i moje ciało zniknęło pod powierzchnią ruchomych piasków. Jedynie moja ręka pozostała na powierzchni trzymając rękę Clover. Czułem jak ta breja chce pochłonąć mnie całego. Moje palce powoli zaczęły się wyplątywać z jej palców, a rękę również pochłonął piasek.
Co to ma być?! Nie wystarczyły im jakieś tajne przejścia, trzeba było nas jeszcze utopić. Powietrze powoli mi się kończyło i zdałem sobie sprawę, że to koniec. Jestem zakopany żywcem i to dosłownie. Świetne uczucie. Serio polecam każdemu.
Kiedy już napadł mnie czarny humor zdałem sobie sprawę, że ziemia, w której przed chwilą się znajdowałem... znika. Że co do cholery?!
I nim zacząłem analizować bezsensowność tego zdarzenia poczułem, że spadam, a chwilę później moje ciało boleśnie styka się z ziemią.
Jęknąłem i rozejrzałem się dookoła. Jak widać nie tylko ja się tu znalazłem. Byli tu wszyscy... wszyscy oprócz, Clover. Jednak z doświadczenia wiedziałem, ze ta dziewczyna pojawi się już niedługo. Skąd wiem?
Bo to jest, Clover. Ta dziewczyna wszczęłaby bójkę z drzewem, gdyby naszła ją taka ochota.
I jakieś piaski mają ją pokonać? Nie sądzę. Ale to nie zmienia faktu, że jednak martwiłem się o brunetkę. Gdybym chociaż miał stu procentową pewność, że jest bezpieczna, a nie tylko moje domysły byłbym zupełnie spokojny. Jednak jedyne, co mogę teraz zrobić to zachować pozory spokojnego, spróbować się trochę ogarnąć i... czekać.
Podniosłem się jako pierwszy z ziemi, a następnie zacząłem badać teren wzrokiem. Nie znajdowaliśmy się już w lesie. Okay...?
Teraz stałem na jakiejś plaży. To jakiś żart. Prawda? Bo jak tak to naprawdę nie śmieszny.
Jednak jeszcze dalej przechadzali się... ludzie. Albo osoby wyglądające identycznie jak my.
- Czarownice - szepnął do mnie Caspar, który jak zauważyłem również postanowił wziąć się w garść.
Po drewnianych palach przechadzały się rodziny z dziećmi. Wyglądali tak beztrosko. Przez tyle lat się ukrywali i tak właśnie żyją? Jak widać im odłączenie się od reszty przyniosło same korzyści.
Oj czuję, że trochę tu zabawimy, a oni nie będą skorzy do współpracy.
Moją uwagę w pewnym momencie przykuł mały chłopczyk, który wraz z wiaderkiem i łopatką zaczął zbliżać się do wody. Gdy stał już blisko brzegu wrzucił do niej łopatkę, a ta nagle zniknęła pozostawiając po sobie parę unoszącą się na powierzchni wody. Spaliła się... w wodzie? Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia, a kiedy dzieciak zaczął pochodzić do wody niewiele myśląc rzuciłem się przed siebie i chwyciłem chłopaka zanim podzielił los łopatki. Brzdąc zaczął płakać, a do mnie podbiegłą jakaś kobieta, zapewne jego matka.
- Charlie, skarbie? Wszystko w porządku? - zadawała pytania i porwała dzieciaka z moich ramion. - Dziękuję...
Powiedziała, a kiedy spojrzała na mnie jej wzrok już nie skrywał łez ulgi, tylko czystą złość i nienawiść.
- Jak śmiałeś tu przyjść, potworze?! Zamienię cię zaraz w zwykłego robaka, a następnie rozgniotę z uśmiechem. Jak się tu dostałeś?! - krzyczała i oddała chłopczyka w ręce jakiejś jedenastoletniej dziewczynki. Wokół nas zebrało się mnóstwo osób, a z ich min dało się wywnioskować, że raczej nie będzie to przyjazne spotkanie z herbatą i ciastkami. Znowu to samo. Westchnąłem głośno i przetarłem twarz ręką, na to co zaraz się stanie.
- Nikt nie będzie tu nikogo rozgniatał. - odezwał się Lucas i zasłonił mnie swoim ciałem. - Za około dziesięć godzin dobije pełnia, a ja już odczuwam jej nadejście, więc nie radzę ze mną zadzierać - odezwał się groźnie.
- O! Wilkołak na dokładkę. Przeniosłeś się na stronę tych kreatur?! Zbiją cię, tylko tego chcą zabić nas wszystkich. Wszystkich tych, którzy nie są nimi! Zdradzić swoich pobratymców. Nie wstyd ci? - darł się jakiś facet.
Wtedy reszta wyskoczyła jakby spod ziemi i głos w tej ostrej wymianie zdań zabrał Ryan.
- Gdyby przeszedł na ich stronę, zabiłbym go osobiście - uśmiechnął się do Lucasa, który tylko prychnął lekceważąco na jego słowa - Chcemy się widzieć z waszym przywódcą.
- Naprawdę myślisz, że zgodzimy się na coś takiego?! Jesteś śmieszny sądząc, że spotkasz się z...
Przerwał kobiecie Gabriel.
- Ja jednak sądzę, że dwójka przywódców i kilku przedstawicieli jest w stanie na krótką rozmowę.
- A zori? - odparł niepewnie mężczyzna.
- Jesteś śmieszny, jeśli myślisz, że przyszlibyśmy tutaj z zori - wtrącił się, Paul.
- To kim on... - mężczyzna zaczął zadawać pytania, ale Mark zbył go machnięciem ręki.
- W swoim czasie, teraz chcemy porozmawiać z...
- Co tu się wyprawia?! - krzyknął dziewczęcy głos. Po chwili na twarzach zebranych wymalował się nieukrywany szok i lekki strach. Czarownice i czarodzieje odsunęli się na boki robiąc przejście... piętnastoletniej dziewczynie? Miała czarne proste włosy sięgające całej długości pleców. Porcelanową cerę i czekoladowe oczy. Była dość wysoka i bardzo wysportowana, a w tym momencie, gdyby wzrok mógł zabijać połowa leżałaby już martwa. Przejechała spojrzeniem po zgromadzonych, a następnie przeniosła je na naszą małą armię. Jej spojrzenie zmieniło się, gdy tylko napotkała mój wzrok. Uśmiechnęła się łagodnie i ponownie przybrała surowy wyraz twarzy patrząc na kobietę, której dziecko uratowałem.
- Angel - szepnęła roztrzęsiona kobieta, ale dziewczyna podniosła rękę i skutecznie uciszyła ją tym gestem.
- Alfre, powinnaś być dozgonnie wdzięczna temu człowiekowi za uratowanie życia twojemu dziecku - warknęła nieprzyjaźnie. - Wszyscy powinniście obnosić się do wybrańca proroctwa z szacunkiem.
Niedowierzanie.
To jedno słowo opisywało odczucia wszystkich tu zgromadzonych, prócz tych, którzy wtajemniczeni są już od dawna.
- Wy... wy... wybrańca - zaczęła się jąkać, Alfre. Ale po raz kolejny zgromiła ją wzrokiem, Angel. Nie jestem przekonany, czy rodzice byli świadomi podczas wybierania imienia dla dziewczyny, bo kompletnie nie pasuje albo minęło się z przeznaczeniem - Dziękuję, bardzo dziękuję, ze uratowałeś Charliego. Mam dług wdzięczności u ciebie.
Posłałem jej uspokajający uśmiech i skinąłem lekko głową.
Angel zaklaskała w dłonie i całe zgromadzenie szybko się rozeszło. A po jej bokach zostało dwóch chłopaków. W ciemnych okularach wyglądaliby jak ochroniarze, ale efekt psuły ubrania. Jeden z nich miał na sobie marynarkę w dziwne wzory, czarne spodnie i białą koszulę. Natomiast drugi stał rozbawiony całą sytuacją miał na sobie czarne dżinsy, biały T-shirt i skórzaną kurtkę.
- Nazywam się Angel jestem przywódczynią czarownic. Jestem świadoma waszych zamiarów względem naszej rasy. Jestem jak najbardziej po waszej stronie i cieszę, że wreszcie będziemy mogli wyjść z ukrycia.
- Nie wyglądacie na kogoś, kto chce nam pomóc - powiedziałem. Angel uśmiechnęła się chytrze.
- Możesz w to nie wierzyć, Williamie - zaakcentowała moje imię tym samym zwracając uwagę na to, że się jej nie przedstawiłem - Ale chcemy naprawić nasze błędy i opowiedzieć wam naszą historię, której nie znacie. Chcemy na nowo żyć w królestwie pięciu ras. Chcemy starego życia i zrobimy wszystko, żeby je odzyskać. Wiemy, co mamy robić, znamy naszą rolę. Jesteśmy świadomi ryzyka. My sami chcemy się do was przyłączyć i to my prosimy was o szansę. Ufamy wam. Prosimy tylko, abyście nas zjednoczyli, żeby inni nas zaakceptowali i nie żywili do nas urazy - powiedziała to wszystko nie wiele młodsza ode mnie dziewczyna z zachowania przypomina trochę, Clover. Jestem pewien, ze nawiążą ze sobą dobry kontakt.
Otwierałem już usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwał mi to czyjś krzyk, a konkretnie wrzask wyżej wymienionej dziewczyny. Spadła na ziemie w tym samy miejscu, w którym leżała niedawno cała nasza paczka.
Jęknęła głośno po czym wstała z ziemi, a kiedy jej wzrok namierzył nasze małe zgromadzenie podeszła do nasz szybkim krokiem. Spojrzała na Angel, która w szoku patrzyła na rozwścieczoną dziewczynę. Clover najwidoczniej wywnioskowała, że ona tu rządzi i nawet nie pokazała po sobie, że zdziwił ją wiek przywódczyni. Tylko wygarnęła jej dobitnie wszystko.
- Przejście w borsuczej norze?! Czy wy jesteście poważni? Nie można było zrobić jakiejś tabliczki i kulturalnie zademonstrować przechodniom w jaką stronę się udać?! - teraz zauważyłem, że dziewczyna ma we włosach mnóstwo gałązek, jak i jest cała brudna. Chciało mi się śmiać patrząc na złą dziewczynę, która wyglądała jak siedem nieszczęść i do tego musiała być bardzo zmęczona, bo pod jej oczami widoczne były fioletowe sińce. Oczywiście nie przeszkadzało to w wylewaniu swoich skarg i zażaleń, Angel - To był okropny pomysł! Co wy sobie myślicie, że szczytem marzeń jest wycieczka do nory borsuka? Niestety mylicie się, bo ja będę miała do końca życia traumę!
- Jestem Angel... - powiedziała lekko zaniepokojona wybuchem, Clover dziewczyna, lecz niedane jej było dokończyć, gdyż brunetka postanowiła jej przerwać.
- Tak, tak, a ja jestem Clover - zaczęła z sarkazmem - zgadzamy się na wszystko tylko pokaż mi jakieś łóżko do spania.
Po tych słowach ominęła przywódczynię, która wystawiła do niej rękę w geście przywitania i ruszyła przed siebie zapewne w poszukiwaniu miejsca do wypoczynku.
Angel szybko schowała rękę i spojrzała na mnie pytająco.
- Czyli... - zaczęła, ale teraz ja jej przerwałem.
- Słyszałaś, Clover. Zgadzamy się na wszystko pod warunkiem, ze dacie gdzieś się nam kimnąć.
Wzruszyłem niedbale ramionami, a ręce schowałem w kieszeniach spodni. Angel uśmiechnęła się zadowolona i skinęła na nas dłonią, abyśmy poszli za nią. Uśmiechnąłem się pod nosem na zachowanie mojej partnerki, o którą tak nie potrzebnie się martwiłem. Cieszę się, że jest już z nami. Ostatni etap tej podróży czas zacząć.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że los szykuje dla nas więcej niespodzianek i ten etap chociaż ostatni, będzie tym najtrudniejszym i najwięcej od nas wymagającym.
CZYTASZ
Czas Proroctwa
FantasyByłam w gimnazjum jak to pisałam, rozumiem Was, wiem kochani, że nie da się czytać, ale nie usunę z sentymentu x Dwójka młodych ludzi, nastolatków. Clover i Wiliam są częścią jednego, wielkiego przeznaczenia dotyczącego innego świata. Są wybrańcami...