Szliśmy razem z Willem na spotkanie z Shanem. Po tym jak elfy, Lucas i Mark odeszli wzięłam prysznic i się przebrałam, a William, siedział i czekał na mnie w salonie, nie odzywał się. Nie powiedział ani słowa odkąd weszłam do domu. Teraz, gdy zbliżaliśmy się do dziedzińca jego milczenie stawało się, coraz bardziej irytujące.
- Hej! - chwyciłam go za ramię i pociągnęłam do tyłu. Na początku wydawał się zdezorientowany, a następnie przybrał obojętny wyraz twarzy - Możesz powiedzieć mi o co ci chodzi?
- O nic mi nie chodzi.
- Od kiedy weszłam do domu, nie odzywasz się do mnie. Obraziłeś się, czy po prostu nie chcesz ze mną gadać?
- Znasz go?
- Co? - zapytałam zdezorientowana - Kogo?
- Marka.
- Że co? Nie. Przewrócił mnie, uderzyłam się przedstawił się, przyniósł do domu i odszedł. Koniec historii, ale... chwila skąd wiesz jak się nazywa, skoro ci się nie przedstawił?
- Słyszałem jak się z nim żegnałaś, brzmiało to jak pożegnanie starych przyjaciół.
- Gdy wracaliśmy do domu przedstawił się, przeprosił i pogadaliśmy chwilę.
- Zamierzasz się z nim jeszcze zobaczyć?
- Tak, za chwilę ty też to zrobisz.
- Czyżby?
- Jest synem Shane'a.
- Myślałem, że Shane ma tylko córkę, to gdzie niby był gdy jego ojciec przybył po Mercedes? Nie chciał pomóc własnej siostrze?
- Był tam - i nie chcąc mówić nic więcej, odwróciłam się i odeszłam.
- Gdzie? - spytał William, kiedy mnie dogonił i szliśmy obok siebie.
- To już nie jest istotne.
- Dla mnie jest
- Był tym zwierzęciem, który odepchnął nas od małej.William parsknął pogardliwie.
- Czyli jest doświadczony w taranowaniu ludzi.
- Nie, jest doświadczony w walce z zori.
- Ta, jasne.
- Czy ty przypadkiem nie jesteś zazdrosny?
- O niego? - zaśmiał się - W życiu.
- Jasne - przewróciłam oczami i zaczęliśmy rozmawiać o jego treningu. Podobno wszyscy dali mu nieźle w kość i chociaż byłam strasznie zmęczona po tym dniu, to wydawało mi się, że William chociaż tego nie okazywał, najchętniej padł by na łóżko i poszedł spać. Tak rozmawiając doszliśmy na miejsce. Shane stał obok swojej żony, Samanty. Kobieta trzymała za rękę Mercedes, a elfy natomiast na przeciwko trójki zmiennokształtnych. Przyłapałam się na tym, że szukam wzrokiem Marka, więc natychmiast przestałam.
- Clover! - wykrzyknęła dziewczynka i rzuciła mi się w ramiona, kiedy przestała się do mnie tulić objęła Willa. Uśmiech błąkał się po mojej twarzy, gdy zobaczyłam zaskoczenie Willa, który od razu się opanował i odwzajemnił uśmiech.
- My to się jeszcze nie znamy - podeszłą do nas uśmiechnięta żona Shane'a - Jestem Samanta i niezmiernie się cieszę, że tu jesteście. Mercedes nie mogła się doczekać, aż ponownie was zobaczy. Nawijała o tym cały dzień.
- Nam też jest miło cię poznać. Ja jestem, Clover.
- William.
- Postanowiliśmy zrobić małą ucztę. Czekamy jeszcze tylko...
- Na mnie - odezwał się Mark, który właśnie zmierzał w naszym kierunku. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. On również się przebrał. Miał na sobie granatową koszulkę, dżinsy i bordowe adidasy. - Przepraszam za spóźnienie, ale musiałem jeszcze się przebrać.
- Nic nie szkodzi, synu. Właśnie się zbieramy. - podali sobie ręce, a następnie Mark pocałował w policzek matkę i uściskał siostrę.
- No właśnie, nasza zguba. Poznajcie proszę naszego syna, Marka.
- My się już znamy - odparł wilkołak, był już o wiele spokojniejszy i nawet się uśmiechał - To spotkanie nie należało do wartych zapamiętania,a więc jestem Lucas - podali sobie ręce.
- Czy ktoś zechciał by mi to wyjaśnić? Mark? - zapytał Shane. - Jakieś ofiary?
- Nie tylko lekko poturbowani - zaśmiał się Paul - To znaczy teraz jest wszystko w porządku, prawda Clover?
- Nic takiego się nie stało, po prostu mały wypadek - odezwałam się i spiorunowałam elfa wzrokiem.
- Rany, co ten mój szkodnik znowu nawyprawiał? - zapytała zmartwiona Samanta i lustrowała mnie spojrzeniem.
- Małe zderzenie - zaczął Mark - Wpadłem na Clover, gdy wychodziła zza rogu, a że trochę się zapędziłem, przewróciłem ją. Obrażenia były poważne, ale na szczęście elfy zadziałały.
- Clover, tak mi przykro...
- Spokojnie, nic mi nie jest. Zapomnijmy o sprawie.
- Tak, chodźmy już. - odezwał się Lucas.
Odeszliśmy kawałek, ale zobaczyłam, że brakuje Shane'a i Marka. Zobaczyłam, że zostali w tyle. Podeszłam bliżej i schowałam się za budyniem, błagając w myślach, aby mnie nie nakryli.
- Znowu? - odezwał się Shane.
- Nie wiem już, co robić - nikt się nie odzywał przez dłuższą chwilę.
- Pokaż im.
- Co?
- Zrób to. Mam tego dość, więc pokaż im, że jesteś moim synem.
- Sam mówiłeś, że lepiej nic nie robić i ignorować to.
- Jesteś od nich o wiele silniejszy i dziesięć razy potężniejszy. Pokaż im, czego cię nauczyłem, pokaż, że są słabi i nigdy nie będą dosięgać ci do pięt.
- Gdy ty to pokazałeś, wszyscy się ciebie bali.
- Z tobą będzie inaczej. Wiem to.
- Dlaczego? Dlaczego, teraz?
- Zmieniłeś się. Dorosłeś i chyba...
- Co?
- Nic. Moje podejrzenia zachowam dla siebie. Teraz chodźmy.
Chciałam się odwrócić i biec jak najszybciej, ale nie raz już szpiegowałam i musiałam na początku wykonać dziesięć bezszelestnych kroków, a następnie biec ile sił w nogach. Tak więc zrobiłam.
- Gdzie byłaś - spytał się Will - Szłaś obok mnie i nagle... już cię nie było.
- Wydawało mi się, że zobaczyłam kogoś i chwilę obserwowałam, aż doszłam do wniosku, że był to zwykły krzak.
- Chyba, że tak.
Nie wiem, co w języku zmiennokształtnych oznacza mała uczta, ale wyszliśmy zza zakrętu, zobaczyliśmy wielki stół, a wokół niego jakichś stu zmiennych. Po kilku minutach dołączyli do nas Mark i jego ojciec, który rozpoczął poczęstunek. Los zmówił się przeciwko mnie i siedziałam pomiędzy Williamem, a Markiem. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Poznałam nowych ludzi i omawialiśmy kwestie dotyczące życia codziennego zmiennokształtnych. Słuchałam wszystkiego uważnie, aż zaczęły mi się zamykać powieki. Podziękowaliśmy wszystkim i wraz z Williamem oddaliliśmy się od wszystkich stworzeń. W drodze powrotnej nie rozmawialiśmy z powodu zmęczenia. Przekraczając próg domu resztkami sił pobiegliśmy do pokoi. Rzuciłam się na łóżko.
- Dobranoc - wrzasnęłam.
- Dobranoc - odkrzyknął i odpłynęłam.

CZYTASZ
Czas Proroctwa
FantasiByłam w gimnazjum jak to pisałam, rozumiem Was, wiem kochani, że nie da się czytać, ale nie usunę z sentymentu x Dwójka młodych ludzi, nastolatków. Clover i Wiliam są częścią jednego, wielkiego przeznaczenia dotyczącego innego świata. Są wybrańcami...