Rozdział 22

61 5 0
                                    

  Ponownie obudziłam się zalana potem. Tym razem przynajmniej się czegoś dowiedziałam. Teraz mniej więcej wiem, co mam robić.
Na początek muszę namówić wszystkich do tego, aby zostać jeszcze trochę u wampirów. Tak długo, aż nie dostanę jakichś informacji.
Punkt drugi: pogadać z młodzianami. Wampiry po ostatniej akcji są pewnie nieźle wkurzone. Trzeba ich ustawić do pionu. A co do tego, czy są z nami - nie mam wątpliwości.
Punkt trzeci: czekać na kolejne sny. będę wiedziała, co robić dopiero wtedy, gdy pojawią się następne. Trzeba będzie wybrać, a to najprawdopodobniej będzie najtrudniejsza decyzja w moim życiu i nikt nie będzie mógł mi pomóc.
Punkt czwarty: uporządkować swoje życie miłosne. Chociaż, gdyby się tak głębiej nad tym zastanowić, to ja go nie mam. Trzeba pogadać ten ostatni raz z Harrym. Jesteśmy w jednym zespole i trzeba odłożyć na bok swoje obiekcje, czy poglądy na rzecz dobra wszystkich. Muszę pogadać z Markiem, a na koniec... Rozmówić się z Williamem. I niechętnie to przyznaje, ale ten pieprzony brunet nie jest mi obojętny.
Więc zaczynamy. Kierunek - Michael.
Idąc korytarzami zamku układałam sobie w głowie plan i przemowę. Po chwili byłam już pod drzwiami do gabinetu przywódcy wampirów. Westchnęłam głęboko. Zapukałam trzy razy. Głośno, pewnie i zdecydowanie. Drzwi uchyliły się ukazując sylwetkę wampira, który szybko odsunął się na bok, aby przepuścić mnie w drzwiach.
Show must go on.
Powiedziałam w myślach i przekroczyłam próg pokoju. Moja pewność siebie szybko się ulotniła i pozostały wątpliwości. Ale musiałam się ogarnąć. Odsunąć emocje na bok i pozostawić tylko aktorkę na scenie.
Michael usiadł za swoim wielkim dębowym biurkiem. Ja stałam nadal, chociaż dwa fotele przed meblem były wolne i tylko czekały na to. aby uprzyjemnić pobyt gościom. Ale ja nie chciałam skorzystać z tej oferty. Stałam na środku pomieszczenia i schowałam ręce w kieszeniach bluzy. Wampir patrzył na mnie ze zdziwieniem, ale nie odezwał się. Cisza zaczynała stawać się niezręczna już chciałam otwierać usta, ale przerwał mi on:
- Co Cię do mnie sprowadza, Clover? Usiądź proszę.
- Ja uważam, że nie powinniśmy jeszcze was opuszczać. - powiedziałam ignorując jego zaproszenie - Posłuchaj mnie, Michael. Gdzie mamy iść? Pojęcia nie mamy gdzie są czarownice i nawet nie mamy najdrobniejszej wskazówki. Mamy rzucić się na głęboką wodę i możliwe, że nawet dać się zabić? Sam widziałeś, co stało się z uczniami. Ktoś się tego spodziewał? Nie. A tu nagle ni w kijki ni w drewka, pojawiają się zori i zadają nam taki cios. Nic nikomu nie jest, ale następnym razem? Kto wie? Może od razu podłożą ogień i spalą całe miasto. Pozostaniemy tu póki nie będziemy mieli choćby jakiegoś małego tropu. W końcu, do cholery to są czarownice! Na pewno wiedzą, że ich szukamy! - cały czas gestykulowałam, jakbym była najbardziej przejmującą się osobą w tym towarzystwie, podeszłam o kilka kroków bliżej do biurka, a z moich oczu można było wyczytać jedynie strach i niepewność, specjalnie zadbałam o taki efekt w mojej głowie przywołałam te emocje i nie dopuszczałam innych, wczułam się w swoją rolę - Myślę, że otrzymamy jakiś znak. po za tym, co z uczniami? Pewnie są źli i rozdrażnieni. Michael zajmijmy się tutejszymi sprawami na czarownice przyjdzie jeszcze czas.
Zakończyłam swoją mowę. Wampir patrzył na mnie z szokiem, którego nawet nie próbował zamaskować. Zadowolona przybiłam sobie w myślach piątkę. Michael odchrząknął i powiedział:
- Zgadzam się, co do młodych i tego, że nie wiemy gdzie szukać. Ale czas? Tego nam chyba brakuje...
- Oni są zaniepokojeni - przerwałam mu - Jeszcze się nie boją, ale niepokoją. Sam widziałeś, że próbowali wybić wszystkie młode wampiry. Są podirytowani faktem, iż się łączymy, że teraz role się odwróciły i my tworzymy armię. Będą próbowali przedłużyć czas na ostateczne starcie. Ba! Oni już to robią, ale starają się odwlec czas walki i w tym czasie nas ogniwo po ogniwie zabijać. Dajmy im czas, ale my się im nie dajmy. Pomyślą, że polegliśmy, stchórzyliśmy. Ale tak naprawdę wzmocnimy się.
Chwile pomyślał i za to dałam mu wielkiego plusa. Nie podejmuj decyzji bez przemyśleń.
- Zgadzam się, a niech Ci będzie masz rację. Trzeba teraz tylko coś zrobić z ucz...
- Ja się ty zajmę. Spokojny bądź. Dzięki, Mike.
Zdrobniłam jego imię. Zdrobniłam imię przywódcy wampirów! I jeszcze żyję! Sukces. Szybko uciekłam z gabinetu i ruszyłam do swojego pokoju. Chwyciłam ręcznik i pobiegłam wziąć prysznic. Woda spłukała ze mnie pozostałości emocjonującego snu, jak i ciekawej rozmowy z Michaelem. Wychodząc spod prysznica pech chciał pokazać mi, że to on ma nad wszystkim kontrolę, i żebym nie robiła sobie złudnych nadziei - zapomniałam ubrań.
Owinęłam się szczelnie ręcznikiem i pobiegłam do swojego pokoju tak szybko jak tylko mogłam. Zamknęłam drzwi i ustałam na środku pokoju. Ktoś tam u góry chyba mnie nie lubi, bo do pokoju bez pukania, bez ostrzeżenia wparował William i ustał jak wryty patrząc na mnie owiniętą w biały, mięciutki ręcznik do połowy ud. Gapił się, a ja nie wytrzymałam i powiedziałam:
- Zrób zdjęcie starczy na dłużej.
Uśmiechnął się lekko i skończył lustrować mnie spojrzeniem. Teraz ofiarą jego spojrzenia stały się moje oczy.
- Wiem, że jestem boska, ale że aż tak? - zapytałam rozbawiona, maskując zakłopotanie.
- Boże - jęknął.
- Mam na imię Clover. Nie, Boże.
- Co Cię dzisiaj tak wzięło, na te słabe teksty, dzisiejszej młodzieży?
- Nie uważasz, że okazja jest idealna? - rzuciłam z sarkazmem, przenosząc wzrok na drzwi dając znak, aby opuścił te lokum. Niestety, biedak nie zrozumiał subtelnego przekazu i rozsiadł się na łóżku.
- William ja chcę się ubrać.
- A czy ja Ci, dziewczyno zabraniam?
- Przeszkadzasz. - warknęłam.
- W czym?
Traciłam cierpliwość.
- Dobra, nie mam ochoty się z tobą sprzeczać.
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej krótkie czarne szorty i czarną koszulkę na ramiączka z napisami. Wszystko przełożyłam przez ramię i ruszyłam najbardziej dumnie jak tylko mogłam w samym ręczniku do drzwi, czując wciąż na sobie wzrok Willa. Szybko dotarłam do toalety i ubrałam się. Ustałam przed lustrem i związałam włosy w kok francuski. Fryzura prosta i wytrzymała. Coraz częściej zaczynałam ubierać się w wygodne spodnie i zaczęłam wiązać włosy. Kiedyś nie wychodziłam z łazienki przez godzinę zanim gdzieś nie wyszłam, a teraz? Nie obchodzi mnie to. Nie jestem tu po to, aby wyglądać jak księżniczka z bajki. Mam robotę do wykonania i o wiele ważniejsze rzeczy na głowie. Prawdę mówiąc, podoba mi się to.
Wróciłam do pokoju. Chłopak, który niedawno wypoczywał na moim łóżku, zniknął. Odetchnęłam, ale nie jestem pewna, czy z ulgi. Włożyłam jakieś buty i poszłam na śniadanie.
Chciałam już wejść do kuchni, kiedy natręt pod tytułem William chwycił mnie za łokieć i pociągnął do drzwi wejściowych zamku. Ustaliśmy na dziedzińcu, gdzie jak co rano sprzedawano... właściwie wszystko. Chłopak, czy raczej mój porywacz ustał na środku odetchnął ciepłym, letnim powietrzem i założył okulary przeciwsłoneczne na nos. Uśmiechnął się szeroko i ukazał swoje dołeczki w policzkach. Normalnie na kilka sekund moje serce przestało bić. Zlustrowałam go wzrokiem. Miał na sobie ciemno granatowe dżinsy i Czerwono-czarną koszulę w kratę. Do tego te czarne Ray Bany na nosie. Moje myśli zaczęły wędrować w niebezpiecznym kierunku, więc czym prędzej odwróciłam wzrok, ale jakoś nie mogłam się na niczym innym skupić i co chwilę wracałam wzrokiem do zielonookiego.
- Wiem, ze jestem boski, ale że aż tak? - puścił mój łokieć, a ja odsunęłam się do niego na dobry metr. Zacytował mój tekst z przed kilku minut. Myśli, że jest taki sprytny? Już otwierałam buzię, aby coś powiedzieć, ale uciszył mnie machnięciem ręki.
- Dobrze. Nie musisz mi wyprawiać tego cholernego monologu na temat jakim to jestem dupkiem, bo wiem, że tak właśnie myślisz. Oszczędźmy sobie czasu, energii i nerwów. I zanim zadasz głupie pytanie, dlaczego ta ja Cię tu zaciągnąłem, powiem tylko tyle, że Hexa nas wzywała i sam nie wiem o co chodzi i też nie jadłem śniadania.
Patrzyłam na niego oniemiała.
- Od kiedy ty William stałeś się taki gadatliwy? Dosypali Ci czegoś do wody?
Roześmiał się i ruszył w kierunku szkoły. Szedł naprawdę szybko, więc ja również wyciągałam nogi.
- Ludzie się zmieniają.
- Ale, żeby aż tak? - zadrwiłam.
- Bywa - tym słowem zakończył naszą dyskusję. Dalszą drogę przebyliśmy w milczeniu. Zaczęliśmy wchodzić po schodach na piętro. W budynku było cicho, za cicho na szkołę wampirów. Nagle podbiegł do nas jakiś patykowatej budowy ciała chłopiec z pryszczami na czole.
- Arnold, jestem i ten... mam was zaprowadzić do auli, bo Hexa coś tam zrobiła i ktoś tam miał się pojawić, bo ten i wy macie, czy ktoś tam być też.
- Zaprowadziłbyś nas tam? - zapytał William.
- No ten... ja po to tu przyszedłem.
I poprowadził nas korytarzem do auli. Kiedy weszliśmy do środka panowała tam grobowa cisza, wzrok wszystkich spoczął na nas. Arnold zniknął tak szybko, jak się pojawił. Zatrzymaliśmy się niepewni, co dalej mamy zrobić. Nagle przed nami wyrosła jak z pod ziemi Hexa.
- Jesteście już. Chodźcie za mną.
Poszliśmy za nią na środek sali i wyczekiwaliśmy tego, co kobieta ma nam do przekazania.
Nagle ze swojego miejsca wstała jakaś dziewczyna, która miała czarne włosy ścięta na pazia była niziutka.
- Chcemy wam podziękować. - zaczęła - Bez was pewnie teraz nie stalibyśmy tutaj. A teraz wszyscy doszliśmy do jednego wniosku. Dajemy wam nasze posłuszeństwo i obiecujemy bronić was nawet za cenę własnego życia, które wy ocaliliście. Dziękujemy.
Cisza zapanowała głęboka. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia z Williamem.
- Cieszymy się, ze nic wam nie jest i dziękujemy za wasz... dar. Lecz nie możemy go przyjąć. Jeżeli musicie już wypełnić dług wdzięczności. Wypełnijcie go w postaci pełnej gotowości do walki i zjednoczenia. Mamy nadzieję, że zaakceptujecie inne gatunki i postaracie się z nimi dogadać. - zakończył William. No, normalnie nie poznaję człowieka! Gaduła się z niego zrobiła.
- Przysięgamy!
Powiedział tłum wampirów, a ja szepnęłam do Williama.
- Co się z tobą dzieciaku dzieje? Gdzie ten stary William?
- Ma wrócić? - zapytał szeptem.
- Nie.  

Czas ProroctwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz