- Clover - jakiś chory człowiek potrząsnął moim ramieniem - Ej, Clover! - nie interesują mnie twoje problemy, daj mi spać! - Clover! - wydarł się.
- Czego?! - odkrzyknęłam i rzuciłam w niego poduszką. - Nieładnie - pokręcił głową, ale miałam to gdzieś - Pożałujesz.- Mhmm... - odburknęłam i ponownie powróciłam do krainy snów. Jednak nie było mi dane pospać, gdyż jeden wkurzający osobnik, czytaj William zaczął mnie łaskotać.- Zo...zo...zostaw mnie idioto! - nie mogłam przestać się śmiać i rzucałam się na każdą stronę.- Będziesz grzeczna? - zapytał uśmiechając się szeroko i na chwilę zaprzestał swoich tortur.Spojrzałam na niego poważnie i odpowiedziałam.- Nie - w tym czasie uderzyłam go kolejna poduszką, jaką miałam po rękom. Jednak chłopak chwycił pierwszą poduszkę, jaką w niego rzuciłam i tak o to właśnie rozpętała się wojna. Było bardzo interesująco... ale to pominę i od razu przejdę do momentu, kiedy wskoczyłam Williamowi na plecy, a ten próbował mnie bezskutecznie zrzucić, w końcu zdał sobie sprawę, że się mnie tak łatwo nie pozbędzie, więc wyszedł z mojego wydzierżawionego pokoju i skierował się w stronę schodów.
- Chcesz mnie z nich zrzucić? - spytałam i zrobiłam przerażoną minę, po czym mocniej się go przytrzymałam. Dziwne, że się jeszcze nie udusił.
- Nie, mam lepsze plany niż morderstwo - odpowiedział i zaczął schodzić powoli ze schodów.
- Szkoda, myślałam, że wreszcie staniesz się odrobinę bardziej interesujący, ale ty jesteś nudny i przewidywalny - zaczęłam się z nim droczyć.
- Ja jestem przewidywalny? - zdziwił się, a następnie postawił mnie na ziemi w holu. - Skoro tak twierdzisz.
Rozejrzałam się dookoła zdziwiona, bo myślałam, że natchnie go na coś... no nie wiem, bardziej kreatywnego?
- Nie spodziewałaś się tego, przyznaj - spojrzał mi w oczy, a ja tylko uśmiechnęłam się chytrze.
- O, William - zacmokałam zdegustowana i podeszłam do niego pukając w jego czoło zaciśniętą pięścią - A jednak myślałam, że tam coś jest. Przykro mi Will, słyszę tylko i wyłącznie echo.
Zaśmiałam się, bo uwielbiam się z nim przekomarzać.
- Bardzo zabawne, Clover - zaklaskał w dłonie z uśmiechem - Żart na poziomie przedszkolaka, pogratulować.
- Już nie powiem, kto tu jest na poziomie przedszkolaka.
- Przegięłaś - zagroził mi palcem i krzyknął - Gabriel!
- A po co ci jest do szczęścia Gabriel potrzebny? - zapytałam, a obok nas pojawił się wspomniany elf.
- Słucham? - spojrzał na Williama, który założył ręce na piersi i odpowiedział na pytanie.
- Clover, wspomniała, że bardzo zazdrości elfom skrzydeł - o nie! Ja już wiem do czego to zmierza, chciałam coś powiedzieć, ale jakiś natręt zatknął mi ręką usta. Jak się okazało tym natrętem był Paul, ale czemu on współpracuje z tym sadystą Williamem?!
- Cicho bądź! - nakazał rozbawiony - Ostatnio nic ciekawego się nie dzieję, sam bym cię wziął na przejażdżkę, ale jak widzisz jestem trochę, jakby niepełnosprawny. Z jednym skrzydłem nie polecę.
- Chmma ne pelnoma splotyny - próbowałam coś powiedzieć, ale jego ręka mi to uniemożliwiała.
- Co tam seplenisz? - spytał, a ja go ugryzłam, więc odsunął trochę rękę od mojej buzi.
- Powiedziałam, że nie niepełnosprawny, tylko niepełno sprytny - po tym stwierdzeniu moje usta zostały ponownie zasłonięte.
- Tak, więc powracając do tematu - rozpoczął William, a ja próbowałam się wyrwać z oplatających mnie, niczym boa dusiciel ramion, Paula. - Clover, uznała sobie za punkt honoru polecieć, ale niestety nie ma skrzydeł i tak się zastanawialiśmy, czy może nie pomożesz jej spełnić marzenia?
- Jasne - odpowiedział Gabriel - ale ona chyba jest negatywnie nastawiona do tego lotu?
- A nie, nie. Ona jest... jakby to powiedzieć trochę przejęta i...? - kombinował Will, a z pomocą przyszedł mu Paul - zdrajcy narodu, rozrywki im się zachciało!
- Słuchaj, Gabriel sprawa wygląda tak: Clover niczego się nie boi - tym razem spojrzał an mnie sugestywnie unosząc brwi - Chce sobie polatać, dziewczyna. Zabronisz jej? Nie! Trochę się wyrywa, bo chciała tą sprawę załatwić z tobą sama, lecz trochę się wstydziła - Ja?! Ja się mam wstydzić? Ja się wstydzę tylko i wyłącznie ich towarzystwa! Boże daj mi siły!
- Świetnie! A więc, Clover za dwie minuty na zewnątrz! - krzyknął Gabriel i wyszedł na dwór. Paul mnie puścił i wraz z kolegą Williamem tarzali się na podłodze ze śmiechu, a ja stałam wkurzona i mordowałam ich spojrzeniem.
- Clover, daj spokój... - zaczął mój partner w misji, ale szybko mu przerwałam.
- Milcz jak do mnie mówisz. Wiesz co ci powiem? Nic ci nie powiem bo brak mi słów na waszą dwójkę. Zachowujecie się jak pięciolatki! Ale czego się spodziewać, jeśli poziom waszego rozumowania jest adekwatny do ilorazu inteligencji niemowlęcia.
Wkurzona wyszłam na zewnątrz, bo nie powiem teraz Gabrielowi, że obawiam się tego lotu. Za mną wyszli Paul z Williamem. Ciekawe, jakby wyglądali w wersji bez jedynek?
- Dobra gotowa - westchnęłam, a w moim głosie wyczuwalny był niepokój.
- Spokojnie, Clover. To super sprawa. Zobaczysz - powiedział elf, a drzwi do wielkiej willi, w której aktualnie mieszkamy otworzyły się po raz kolejny, a za nich wyszła reszta naszej ekipy. Nie, no niedługo nakręcą o mnie film komediowy!
- Co tu robicie? - krzyknął Lucas.
- Uczymy, Clover latać - odparł, William na co zmroziłam go spojrzeniem, ale sama w głębi duszy byłam rozbawiona tą sytuacją, nie mogę się na nich gniewać, bo czuję, że to będzie nasz ostatni moment takiej beztroski. Kąciki moich ust lekko się podniosły na myśl, że poznałam tylu wspaniałych ludzi...
- Człowiek! Czekam na pozdrowienia z lotu ptaka!
i zwierząt. Wszyscy zebrali się dookoła nas, a Gabriel rozciągnął swoje ogromne elfie skrzydła wzbił się lekko w powietrze i chwycił mnie za ramiona. Krzyknęłam i zamknęłam oczy. Odczuwałam zmianę ciśnienia, a kiedy Gabriel zaczął szybować uniosłam powieki.
- Wow - tyle zdołałam wykrztusić, gdyż nigdy widoki, jakie widziałam nie pociągały mnie za bardzo. Lecz te były inne. To było piękne w górze widziałam wszystko, całą krainę, cały ten świat, który powinien być wyimaginowany, a jest prawdziwy. Drzewa nie były zwykłymi drzewami, dopiero tu, patrząc na wszystko z góry dostrzegłam to piękno. Im dalej patrzysz tym więcej zobaczysz.
- I jak? - zapytał elf.
- Cudo - odrzekłam - Bajka.
- Mówiłem, że ci się spodoba.
Lataliśmy tak jeszcze chwilę, jednak Gabriel krzyknął, abym przygotowała się do lądowania. Zamknęłam ponownie oczy i czułam jak wiatr rozwiewa moje włosy, nawet nie obchodziło mnie to, że byłam w piżamie, już w następnej chwili moje bose stopy dotykały ziemi.
- To było świetne! - krzyknęłam uradowana i wskoczyłam na Gabriela - Powtórzymy to kiedyś?Proooszę.
- Dobrze, powtórzymy to, ale teraz lepiej się pośpieszmy, musimy jeszcze spotkać się z Angel, która ma zamiar nam kogoś przedstawić.
Po wymienieniu jeszcze kilku zdań popędziliśmy do swoich pokoi, aby się przygotować. W mojej szafie wisiał jeden strój. Otworzyłam szeroko oczy, a moje ręce zaczęły drżeć ze zdenerwowania.
Pudrowa koszula, jasnoniebieskie dżinsy i czarne addidasy. (końcówka rozdziału 26 i będziecie wiedzieć o co chodzi)
Ubrałam się w ubrania. Byłam cała w nerwach. Dzisiaj. Dzisiaj będziemy realizować tą bardziej skomplikowaną część całej misji.
Bo dziś zostanę zdrajczynią.
Uczesałam włosy w wysokiego kucyka i zeszłam na dół, gdzie czekali już wszyscy.
- Wszystko okej? - zapytał Mark. - Jesteś strasznie blada.
- Konsekwencje lotu, spokojnie za chwilę będzie wszystko w porządku - uśmiechnęłam się niemrawo, a chłopak tylko skinął głową i jak widać uwierzył mi.
Doszliśmy do wielkiego budynku, który okazał się być domem Angel.
O wiedźmie mowa. Właśnie w tym momencie drzwi wejściowe się otworzyły, a moim oczom ukazała się piętnastoletnia przywódczyni. Jestem bardzo zdziwiona, że tak młoda osoba otrzymała tak poważne stanowisko, ale to nie mnie przyszło oceniać ich system rządowy.
- Dzień dobry - przywitała się pogodnie. Dla kogo dobry ten dobry, pomyślałam - Wejdźcie, mamy dużo spraw do omówienia.
Po tych wszystkich formułkach grzecznościowych jakie ze sobą wymieniliśmy, przeszliśmy do wielkiego pomieszczenia przypominającego salę konferencyjną. Każdy z nas zajął swoje miejsce, a rozmowę zaczął o dziwo William.
- Mam wrażenie, że zjednoczenie, które jest dla nas wybawieniem, wam jest całkowicie niepotrzebne.
To prawda. Wszystko tu jest świetnie zorganizowane, a zabezpieczenia idealne, dlaczego mieliby ryzykować utratę tego wszystkiego i uczestniczyć w bitwie?
- To nie jest takie proste jak wam się wydaję. Nasza rasa sto lat temu, chciała pomóc w całkowitym zwalczeniu zori, lecz problemem był czas, który został nam odebrany. Kiedy wasze rasy walczyły dzielnie ponosząc straty, my również zostaliśmy zaatakowani, zanim zdążyliśmy do was dołączyć. Zdezaktywowaliśmy moce, tak aby żadna kreatura ich nie przejęła, tym samym poświęciliśmy życie.
Wielu z nas zginęło. Inne rasy nie były pewne, co do naszego istnienia, tylko dlatego, że wcześniej również nie próbowaliśmy nawiązywać kontaktów z innymi. Chcemy po tysiącach lat już na zawsze połączyć się i żyć wśród innych ras. Czarownice tego potrzebują. Nie jest nas wielu. Nasi przodkowie popełniali błąd oddzielając naszą rasę od waszych. Jesteśmy gotowi się poświęcić dla tej krainy, bo była jest i będzie naszym światem od początku do końca. Nie damy sobie odebrać tego, co nasze.
- Wiele czarownic nie jest przekonanych do zjednoczenia, prosimy was, abyście pokazali im jak to jest pracować w zespole - odezwał się jakiś chłopak.
- Prosimy o waszą pomoc, a naszą uzyskacie - dodała, Angel.
- Dlaczego zostałaś przywódczynią w tak młodym wieku? - zapytałam.
- Dlatego, ze tylko ja umiem panować nad każdym z czterech żywiołów. Chcę wam kogoś jeszcze przedstawić.
I jak na zawołanie w drzwiach pojawiła się zgodnie z moimi przewidywaniami - czwórka stróżów.
CZYTASZ
Czas Proroctwa
FantasyByłam w gimnazjum jak to pisałam, rozumiem Was, wiem kochani, że nie da się czytać, ale nie usunę z sentymentu x Dwójka młodych ludzi, nastolatków. Clover i Wiliam są częścią jednego, wielkiego przeznaczenia dotyczącego innego świata. Są wybrańcami...