Rozdział 1

963 50 17
                                    


Jestem tu trzeci tydzień. Trzeci pieprzony tydzień bez ketaminy i czegokolwiek. Każdy zmysł mnie boli. Wszystko co robię, sprawia mi ból.

Pewnie to znasz. Wiesz, jak to jest siedzieć w zamkniętym pomieszczeniu, w którym nie chcesz przebywać. Tak jest właśnie na odwyku. To tak jakbyś siedział w sali z idiotami i nie jadł nic od trzech tygodni. Wygląda to podobnie.

Muszę stąd wyjść. To działało źle na mnie i na mój zespół, na rodzinę też. Tak nie mogło dalej być. Nikt tego nie chciał. Teraz traktują mnie, jakbym nie żył. Od trzech tygodni nikt mnie nie odwiedza. Nikt. Teraz siedzę przy drewnianym stoliku. Słyszę, jak ktoś idzie.

-To tu. Tylko proszę uważać- powiedział głos zza drzwi. Nagle uchyliły się, a do pokoju wszedł Jordan.

-Hej, stary, jak się masz?-spytał, siadając naprzeciwko. Każdy jego oddech mnie bolał. Oddychał za głośno.

-Ciszej trochę- powiedziałem cicho w jego kierunku.

-Przepraszam. Więc?-nachyliłem się trochę nad stołem.

-Boli mnie każdy dźwięk. Każdy mój zmysł wariuje.

-To już ostatnia faza odwyku. Dasz sobie radę. Za trzy dni wychodzisz- powiedział z uśmiechem.

-Nawet nie wiesz, jak się cieszę.

-Musimy zrobić coś fajnego, jak wyjdziesz. Wiesz, znam mega salon tatuażu.

-Tatuaż to dobry pomysł- miałem już parę. Parę to może złe określenie. Byłem w nich cały. Nawet parę znalazło swoje miejsce na twarzy. Lubiłem je. Wyrażały wszystko, co czułem przed odwykiem. A wtedy czułem dużo. Czasami robiłem je sobie sam, żeby przestać się bać. To nie było dobre. Nic co robiłem do tej pory nie było dobre, bo wszystko było na haju. Zawsze.

-Oliver- usłyszałem przed sobą słowa przyjaciela, które odbiły się echem w mojej głowie.

-Co?
-Muszę zaraz iść- powiedział Jordan.

-Przyjedziesz po mnie, jak będę wychodził?- zapytałem z nadzieją.

-Oczywiście, stary. Jak chcesz, możesz u mnie zamieszkać. Dopóki nie wydamy kolejnych piosenek.

-Jesteś wspaniały- stwierdziłem, wstając. Chłopak powtórzył moje ruchy. Podeszliśmy do drzwi. Chwilę staliśmy w milczeniu, po czym Jordan przytulił mnie, co oczywiście odwzajemniłem.

-Cieszę się, że wracasz do nas, bracie.-powiedział dużo ciszej, za co byłem mu wdzięczny.

-Dzięki.

-Jutro odwiedzi cię reszta- powiedział i złapał za klamkę.

-Okey- chłopak wyszedł, a ja zostałem sam. No prawie sam, bo jeszcze mój opiekun.

-Sykes wychodzimy- rzucił w moją stronę. Skierowałem się w jego stronę. Mężczyzna otworzył mi drzwi, przez które wyszedłem. Szliśmy długim korytarzem.

-Chcesz iść do siebie czy do salonu?-zapytał Peter. Spojrzałem na niego zdziwiony, że opiekun daje mi wybór.

-Są w salonie maszynki?-zapytałem z nadzieją.

-Są dwie nowe- odparł jak zawsze oschłym głosem.

-To do salonu- stwierdziłem bez wahania.

Gdy weszliśmy do pomieszczenia panowała cisza. Każdy człowiek w tym miejscu miał swoją chorą, brudną historię, którą chciał po prostu wyrzucić z siebie.

Hospital For SoulsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz