Rozdział 2

732 41 10
                                    



-Zaraz będziemy go wybudzać- usłyszałem i poczułem, że nie mogę otworzyć oczu. Ktoś wszedł przez drzwi. Potrafiłem to rozpoznać, bo często jak brałem byłem nieświadomy i operowałem tylko słuchem, ponieważ wzrok zawodził i przez to widziałem podwójnie. Kiedyś to uczucie było zabawne.

Chodziłem, widząc wszystko podwójnie. Potem zaczęło dawać złe efekty, kiedy nawet jak nie brałem, zataczałem się bez powodu, co na scenie nie było wcale dobre.

-Sykes, wstajemy- usłyszałem obok siebie. Poczułem materiał przyłożony do mojej twarzy. Wziąłem wdech. Na początku wszystko było rozmazane, potem jasne światło i wracanie do normy.

-Co się stało?- zapytałem siedzącego obok mnie Petera.

-Bardzo w nocy krzyczałeś i płakałeś. Dostałeś ode mnie lek uspokajający. Nic ci nie jest. To nie były narkotyki- uświadomił mnie Peter.

-Dziękuję.

-Nie rozklejaj się. Wstawaj, zaraz ten chłopak po ciebie będzie. Jesteś już spakowany.- Leniwie wstałem z łóżka. Rozejrzałem się po celi. Złożyłem koc, pod którym spałem i położyłem go w nogach łóżka. Wyszedłem przez drzwi i spojrzałem w bok na Petera.

-Jestem wdzięczny za wszystko- powiedziałem.

-Miło było cię poznać, Oliver.-Pierwszy raz wymówił moje imię. Zawsze zwracał się do mnie po nazwisku.

-Możesz sobie przyznać order opiekowania się gwiazdą muzyki- zażartowałem.

-Tak, jak wrócę do domu to chcę mieć taki na ścianie. Wiesz, certyfikat i publiczne podziękowania.

-Oczywiście. Polecę cię królowej, jakby miała problemy z narkotykami- nastała cisza.

-Nie bierz już więcej, Sykes. Jesteś za fajnym facetem, żeby się tak psuć- stwierdził.

-Masz żonę, prawda?- zapytałem.

-Mam. Nie zabijaj jej jak wyjdziesz- stwierdził żartobliwie.

-Nie męcz się tu. Idź do rodziny. Siedzisz tu dzień i noc. Idź, zajmij się rodziną.

-Stwierdził ten, który nie ma żony. Ale dzięki.

-No wiesz, ja na miejscu twojej żony bym za tobą strasznie tęsknił.

-Czy ty mi właśnie próbujesz powiedzieć, że będziesz tęsknił?

-Przestań.

-Pewnie, że będziesz tęsknił.

-Idziemy?- zapytałem

-Tak.- Weszliśmy schodami na pierwsze piętro i pokierowaliśmy się do sali odwiedzin. Peter pchnął drzwi, żebyśmy mogli wejść. Przy stoliku stał Jordan z moją torbą.

-Siema, stary- przywitał się.- To co, mogę go zabrać?- zapytał.

-Jeszcze chwila. Dyrektorka przyniesie karty z wypisu- poinformował nas Peter. Chwilę po jego słowach do sali weszła drobna kobieta. Szła szybko na swoich chudych, obrzydliwych nogach.

-Sykes, więc wychodzisz- powiedziała, patrząc na Jordana.

-Szkoda, że my się wcześniej nie poznaliśmy. Christin- przedstawiła się. Jordan zmierzył ją wzrokiem. Nie sięgała mu nawet do ramion i była ze 30 lat starsza.

-Jordan- odparł chłopak i niechętnie wyciągnął rękę w jej kierunku. Miał już kogoś na oku i, jeżeli nie zmienił swoich zamiarów, chciał się oświadczyć w najbliższym czasie.

-Em, moje karty- powiedziałem, widząc, jak Jordan zaczyna się krępować.

-Tak.- Kobieta podała mi je.-Musicie je obaj podpisać.

Hospital For SoulsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz