Jordan
- Kim pan, do cholery, jest i co pan robi w naszym domu?! - stanąłem przed Emmą. Mężczyzna stał w drzwiach z ogromnym uśmiechem na twarzy.
- Chcesz dowiedzieć się kim jestem?! - krzyknął, a ja poczułem jak Emma łapie z tyłu moją koszulkę.
- Twoje milczenie uznaję za tak. - wyciągnął zza siebie dłoń, w której trzymał pęk czarnych włosów z warkoczykiem z przodu. Były to włosy Hannah. Stephen.
- Jesteś byłym Hannah. -powiedziałem. W sumie to powiedziałem to tylko po to, żeby upewnić samego siebie.
- Nie co ty jej dziadkiem.
- Co zrobiłeś z Oliverem?!
- Jak już mówiłem dostał kulkę w łeb i leży martwy w łóżku.
- Kłamiesz.
- Jego mokre spodnie wiszące na oparciu krzesła, jego płytki oddech, ogromne źrenice. Coś jeszcze opisać żebyś uwierzył? - zapytał sarkastycznie. Nagle z góry zbiegł jakiś chłopak.
- Załatwione. Oliver Scott Sykes nie żyje. - powiedział z uśmiechem. Właśnie w tej chwili chciałem rzucić się na mężczyzn, bo gadali brednie o moim przyjacielu. Ale kiedy już chciałem to zrobić, Emma szepnęła "oni mają noże".
- Dziękuję, bardzo miło się rozmawiało panie Fish. - powiedział. I jedyne co po tym usłyszałem to dźwięk zamykanych drzwi.
- Zadzwoń do Ashtona i upewnij się, że Hannah i on są bezpieczni.-powiedziałem. Wbiegłem po schodach i wpadłem, dosłownie wpadłem, do pokoju, w którym miał spać Oliver.
Zobaczyłem go. Wszystko w okół było we krwi.
- Emma. - mój głos się załamał i wyszło to jak szepnięcie. - Emma! Emma karetka szybko!
Czułem się, jak w jakimś pieprzonym filmie akcji albo jakimś słabym opowiadaniu, jakiejś nastolatki. Nawet nie wiem, kiedy podbiegłem do Olivera. Pochyliłem się nad nim. Oddychał bardzo ciężko i nie stabilnie, ale oddychał. To się liczyło. Chyba z wrażenia zacznę wierzyć w Boga.
Chłopak gwałtownie otworzył oczy i nabrał powietrza. Nie dostał kulki w czoło. Dostał w ramie. Oderwałem kawałek białego prześcieradła i odwiązałem ciasno jego ramie. Materiał w ułamku sekundy zabarwił się na czerwono.
- Jordan, błagam. - wyszeptał coraz bledszy chłopak. Płakał. - Zrób coś z tym. - pokazał na swoje ramię.
Uniosłem go na ręce co nie było łatwe. Wyszedłem z chłopakiem z pokoju. Spojrzałem na jego twarz.
- Hej, stary, nie mdlej, Okey? Patrz na mnie. Oli. - chłopak próbował trzymać oczy szeroko otwarte. Widziałem w nich ból.
- Emma, gdzie jest karetka?! - dziewczyna wybiegła z kuchni i na mój widok pobladła.
- Powiedzieli, że będą za 15 minut.
- Cholera, on tyle nie pociągnie! To powinno być na już.
- Mają za mało karetek.
- Załóż mu spodnie! - dziewczyna wykonała moje polecenie w mgnieniu oka.
- Oliver! Hej. - oczy chłopaka coraz bardziej mu ciążyły. Wybiegłem z domu, kierując się w stronę salonu Hannah. Było to potwornie trudne, ponieważ chłopak mi również zaczął ciążyć a moje ręce powoli nie dawały rady. Do szpitala było już nie daleko.
- Hej Oliver pamiętasz? Mamy pisać jutro piosenkę.
- Pa.. Pamiętam .- był tak blady, że nawet jego usta nie miały koloru.
- Masz już słowa? Stary, ej, ale patrz na mniej jak do ciebie mówię, tak?
- Mam. - wyszeptał. Obok nas jechał samochód i najwyraźniej robił zdjęcia.
- Sykes zaśpiewamy razem. Znam kawałek tej twojej piosenki. Co ty na to?
- Ja... Nie.. Nie mogę. - szeptał. Jeszcze jedna przecznica. No dalej. Myśl Jordan, co robić.
- Hej Scott! Nie bądź miękką cipą, patrz na mnie!
- Pie... rdol się. - syknął. Okey podziałało patrzy na mnie.
- Jesteś miękki, Sykes. No dalej, czemu na mnie nie patrzysz.
- Jordan, stop. Ja... Boli. - do moich oczu zaczęły napływać łzy. Nie dawałem rady dalej z nim biec. Ludzie patrzyli na nas. Robili nam miejsce. Jego prawie czarne włosy zaczęły zasłaniać mu pole widzenia. Teraz już tylko skręcić i drzwi do szpitala.
- Hej, hej zaraz ci pomogą już jesteśmy. Hej, Oli, kocham Cię, tak? Masz nas nie zostawiać.
- Ja też cię kocham, stary. - szepnął. Wbiegłem do szpitala. Miałem dosłownie sekundę, aby się rozejrzeć i pomyśleć gdzie biec. Zobaczyłem drzwi z napisem sala operacyjna. Skręciłem gwałtownie w prawo przez co prawie się przewróciłem, a Oliver praktycznie zjechał mi z rąk.
- Ładnie tu, Sykes. Mają świetny sufit. Zobacz. - chłopak ostatkami sił spojrzał na sufit i zaczął pokasływać. Uderzyłem barkiem w drzwi i wbiegłem do pierwszej lepszej sali jaka była otwarta.
- Proszę pana, proszę wyjść! - usłyszałem za sobą. Lekarz obrócił się i spojrzał na mnie. Pokazał, abym położył chłopaka na łóżku.
- Faktycznie mają świetny sufit. - szepnął tylko. Obróciłem się do lekarza i wyjaśniłem mu co się stało. Ten od razu zabrał się do pracy. Zostałem wypchnięty na korytarz poczekalni. Zabawne jest to, że jakby teraz zginął to jego ostatnie słowa to "faktycznie mają świetny sufit", ale on nie ma prawa odejść. Ręce bolały mnie z wysiłku, oddech ledwo co i zakrwawiona koszula na sobie. Do szpitala wbiegła Emma.
- Jordan. - wpadła w moje ramiona.
- Przepraszam skarbie przepraszam. - szeptałem w jej włosy.
- Co z nim?
- Doniosłem go przytomnego do szpitala, potem chyba zemdlał.
- Pozostaje nam czekać.
- Tak. Dzwoniłaś do Ashtona? - usiedliśmy przed drzwiami do sali.
- Tak. Z Hannah i z nim wszystko w porządku.
- Powiedziałaś im co z Oliverem?
- Nie. Stwierdziłem, że nie będę ich martwić.
- Dobrze, to dobrze. Masz jego telefon? - dziewczyna pogrzebała w kieszeni spodni i wyjęła urządzenie. Telefon po chwili zaczął wibrować w moich dłoniach. Obróciłem go wyświetlaczem do siebie i spojrzałem na ekranik, gdzie ukazał się napis "Tata Sykes". O kurwa.
- Halo. - odebrałem.
- Halo, Oliver?
- Nie tu Jordan.
- Oh, cześć Jordan, czemu masz telefon mojego syna?
- Oliver jest w szpitalu. Został postrzelony.
- Słucham?! Za 2 godziny będziemy. - koniec połączenia.
Mamy przejebane.
============
Więc hej.Szczerze? Popłakałam się pisząc ten rozdział.
A wy? Jak wasze odczucia odnośnie tego rozdziału?
Napiszcie w komentarzu czy wam się podoba i co sądzicie o zachowaniu Jordana.
Znowu dziękuje oopsmyjula za sprawdzenie.
And remember love yourself.
Everyone is good
CZYTASZ
Hospital For Souls
Fiksi PenggemarSławny piosenkarz Oliver Sykes trafia na odwyk od narkotyków. Kiedy wreszcie udaje mu się go opuścić spotyka on dziewczynę dla której chce wrócić do normalności. Czy mu się to uda?