Rozdział nie sprawdzony przepraszam
(oops: Wiesz, że Cię kocham, ryżu mój. SPRAWDZONY)
OliverOtarłem łzy z policzków. Podniosłem dziewczynę tak, aby spokojnie móc przenieść ją na łóżko.
Zaczynałem panikować. Zrobiło mi się ciemno przed oczami.
- Tylko nie ja. - szepnąłem sam do siebie.
Przez głowę przechodziły mi dwie myśli.
Zadzwonić do Ashtona.
Nie zemdleć.
Zacząłem szukać telefonu dziewczyny. Musiałem zadzwonić do Ashtona. Brawo idioto. Ciemno w domu, a ty nawet światła nie włączysz.
Po włączeniu światła zacząłem szukać telefonu Hannah. W holu go nie było. W sumie nigdzie indziej go nie było.
Może ma go w kieszeni swetra. Podbiegłem do łóżka i sprawdziłem kieszenie dziewczyny. Był tam. Nacisnąłem przycisk Siri, po czym powiedziałem, aby zadzwonił do Ashtona.
Moja mina była pewnie bezcenna, gdy telefon naprawdę zaczął dzwonić. Ale co ja sobie myślałem.
- Hannah, zaraz będę. - odezwał się głos po drugiej stronie.
- Ashton tu Oliver, Hannah zemdlała, ale oddycha. Za ile będziesz? Musisz mi pomóc sam nie dam sobie rady. - wypowiedziałem prawie na jednym wdechu.
- Oh, Oli. Za jakieś hym... 5 minut. - powiedział, a ja usłyszałem jak dodaje gazu.
- Okey, czekam. - rozłączyłem się. Kucnąłem przy dziewczynie, głaszcząc ją po włosach. Po chwili usłyszałem, jak drzwi frontowe otwierają się z impetem.
- Oliver!
- Ash, jesteśmy w salonie. - odkrzyknąłem.
- Wszystko z tobą okey? - zapytał z troską, niemal wbiegając do salonu.
- Tak, ze mną okey. Był tu jakiś psychol. Miał nóż. Uciął jej włosy a potem zranił w dłoń. Zemdlała chwilę, po tym jak się na niego rzuciłem.
- Powinna się sama obudzić. Ile tak leży? - zapytał, patrząc na nią z troską.
- Jakieś 10 minut.
- Słuchaj. Może powinieneś zostawić ją na tydzień, żeby mogła zapomnieć co tu się stało. - zasugerował powoli.
- Tak, to dobry pomysł. Zajmiesz się nią? - Ashton energicznie pokiwał głową.
- Wszystko będzie dobrze. Będę dawał ci znać co z nią, przysięgam.
- Okey. - nachyliłem się nad jej twarzą. Ucałowałem czoło. Podniosłem się i spojrzałem na Ashtona. Nie powinienem był tak szybko mu zaufać, ale ten gość miał coś takiego w sobie, że robiło się to od razu. I tu nie chodzi o to, że był psychiatrą czy tam psychologiem.
- Dzięki za wszystko. - o dziwo to on się odezwał. Spojrzałem na niego lekko zdziwiony, nie wiedząc o co mu chodzi.
- Nie rozumiem. - przyznałem. Zaśmiał się cicho ukazując szereg białych zębów.
- Była smutna przed poznaniem ciebie. A teraz, kiedy tylko wchodzi do domu, pała cudownym humorem, który się udziela. - poklepał mnie po ramieniu, nie przestając się uśmiechać. Odwzajemniłem uśmiech.
- To chyba nie przez mnie. - tymi słowami wytrąciłem go z tropu, a jego entuzjazm trochę opadł. - Nie jestem niczym dobrym, Ash. Wręcz przeciwnie. Zrób coś dla mnie. - poprosiłem, a on lekko pokiwał głową. - Oddal ją ode mnie. Nie pozwól, abyśmy się spotkali nawet, jako przechodni na ulicy. Obiecaj mi to Ashton.
- Obiecuję. - na twarzy chłopaka widziałem zakłopotanie, a w jego oczach psychologiczną troskę i zmartwienie. Tak, jakby jego pacjent właśnie powiedział mu, co tak naprawdę siedzi w jego głowie i całe dwa miesiące sesji z nim poszły się jebać z najbliższą kurwą. Tak tu możecie wyobrazić sobie gościa z rozdwojeniem jaźni, który myśli, że jest dobrym muzykiem i który właśnie wychodzi z domu, po czym natrafia na laskę stojącą na ulicy i wiecie co się potem dzieje. Z lekkim uśmiechem poklepałem go po ramieniu tak, aby nie pobrudzić zakrwawioną dłonią jego śnieżnobiałej koszuli.
Ruszyłem do drzwi, nie oglądając się za siebie. Wiedziałem, że Ash nie będzie za mną biegł. Powiedzieliśmy już sobie ostatnie słowo.
******
Dotarłem do domu Jordana szybciej niż bym chciał. Przystanąłem przed szeregiem domków z czerwonej cegły i popatrzyłem na okna domu. W kuchni włączyło się światło.
Ruszyłem do drzwi i lekko zapukałem. Spuściłem głowę, wkładając dłonie w kieszenie.- Kto to może być? - usłyszałem głos Emmy za drzwiami.
- Nie wiem. Może Oli?
- Nie. Przecież jest u Hannah. - drzwi uchyliły się. Nie podniosłem głowy, żeby spojrzeć na Emmę.
- Ja... - zacząłem cicho, ale słowa nie przechodziły mi przez gardło. Zakręciło mi się w głowie. Zacisnąłem powieki i lekko pochyliłem się do przodu.
- Oli co się stało? - zapytała Emma, stając obok mnie i przytrzymując w pasie. Wprowadziła mnie do domu.
- Czemu nie jesteś u Hannah? Coś ci jest? Boli cię coś? Oliver proszę. - usiadła ze mną na kanapie i machnęła dłonią do Jordana, żeby zostawił nas samych. Wziąłem oddech powoli otwierając oczy.
- Był tam jakiś facet powiedział, że jest byłym Hannah. Groził jej. Powiedział, żebym wyszedł do niego na środek, jak prawdziwy facet. Więc to zrobiłem, chciałem chronić Hannah przed nim. W sekundę znalazł się przy niej, zaczął szarpać za włosy, ona płakała, tak bardzo płakała, a ja nie mogłem się ruszyć, nie zrobiłem nic! Dopiero, kiedy on zadał jej ból uświadomiłem sobie, że powinienem się ruszyć. W chwili, kiedy się na niego rzuciłem, on odciął jej włosy i naciął rękę. To moja wina, mogłem bardziej uważać. Ona potem zemdlała ze strachu. Po całym domu leżały jej włosy, jej krew była na podłodze, a ja nie mogłem! Ja się nie mogłem ruszyć, Emma! To moja wina! Jestem tym co złe! Czemu wy wszyscy tego nie rozumiecie?! - wstałem, coraz głośniej krzycząc. - Jestem demonem który niszczy wam życie! Wy przyjmując mnie pod dach zniszczyliście sobie życie!
- Oliver, wcale tak nie jest, przestań.- powiedziała, podchodząc do mnie.
- Tak właśnie, kurwa, jest! Jestem tym najgorszym, jestem tym, którego małe dziecko boi się w nocy. Jestem cieniem, którego boi się każdy! Widziałem jej strach, jej ból! - opadłem na kolana, zaczynając krzyczeć najgłośniej, jak potrafiłem. Emma upadła obok mnie i szczelnie zamknęła w uścisku, głaszcząc po głosach i kołysząc. Zacząłem płakać. Chciałem coś rozbić, próbowałem wstać, ale Emma tylko mocniej ściągnęła mnie do podłogi, co zachwiało nami. Złapałem obiema dłońmi za jej ramię, którym mnie oplatała. Wtuliłem w nie nos jak małe dziecko.
- Ja... tak nie... mogę. - wychrypiałem do Emmy.
- Będzie dobrze, Oliver. Dasz sobie z tym radę. Ona też.
- Ale mi nie o to chodzi. - spojrzałem na nią. - Głód. Znowu czuję głód. - wyszeptałem.
===============
Oliverowi na końcu chodzi o głód narkotykowy.Co sądzicie o tym? Napiszcie mi swoje zdanie.
Nie miałam czasu pisać poprawnie i szczerze nie jestem pewna czy wszędzie kropki nastawiałam heh.
Odzyskam komputer to posprawdzam wszystkie rozdziały obiecuję.
And remember love yourself.
Everyone is good.
![](https://img.wattpad.com/cover/71448071-288-k395562.jpg)
CZYTASZ
Hospital For Souls
FanfictionSławny piosenkarz Oliver Sykes trafia na odwyk od narkotyków. Kiedy wreszcie udaje mu się go opuścić spotyka on dziewczynę dla której chce wrócić do normalności. Czy mu się to uda?