Rozdział 4

178 28 8
                                    

      - Mam odebrać? - zapytałem, a wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Wziąłem więc słuchawkę i zacząłem rozmowę:
     - Halo? - głos strasznie mi się trząsł, bo - nie ukrywajmy - byłem przerażony.
     - Kiedy zatonął Titanic?
     - Słucham? - ręką przywołałem Roma i przysunąłem telefon tak, by i on mógł słuchać.
     - W którym roku zatonął Titanic? - po drugiej stronie słuchawki usłyszałem metaliczny, niemal należący do robota głos.
     - To są chyba jakieś jaja. Po cholerę mi to wiedzieć!
     - Co on mówi? - zapytał Newt.
     - W którym roku Titanic rozbił się o górę lodową. Kiedy zatonął.
     - W tysiąc dziewięćset dwunastym - odparła Sarah, która odkąd weszła do pomieszczenia, nie odezwała się ani słowem. - Na pewno. O ile się nie mylę, to na początku kwietnia.
    - Jesteś tego pewna? - zapytałem lekko nie dowierzając, bo Sarah była typem osoby, która lubi się obijać, a poszczególne klasy zdaje tylko dzięki cudom. Niby skąd ONA mogła znać w miarę dokładną datę?
     - Na sto procent.
     Romey odpowiedział na to pytanie za mnie, po czym połączenie się urwało, a w słuchawce dało się słyszeć jedynie głośne i wysokie tony pikania.
     - O co chodzi? Po co dzwonił?
     - Cholera wie - Romey był zdenerowany. - Robią nas w balona, każąc odbierać takie połączenia, bo wtedy ucieka nam cenny czas. Następnym razem nie odbieramy.
     - Chłopaki... - udało mi się ujrzeć przedmiot, który Lyra znalazła w komodzie. Ugięły się pode mną kolana, kiedy zobaczyłem, jak beztrosko obkręcała na palcu pistolet. Nie pomyślałem wtedy, że jest to atrapa. Idiota ze mnie.
     Chyba zauważyła, że widok broni wywołał w nas mieszane uczucia, dlatego odparła:
     - Luz, nie jest naładowany, już sprawdziłam.
     - Pokaż - powiedział Damon wręcz wyrywając pistolet z rąk dziewczyny. - Rzeczywiście nie jest naładowany, a jest tak lekki, że wygląda jak zabawka.
     Damon chciał go trzymać przy sobie, ale zgodnie stwierdziliśmy, że wszystko, co znajdziemy, ląduje na ławie. I koniec, kropka.
     W międzyczasie ponownie zacząłem studiować kartkę z średniowieczną grafiką, kiedy Charisse zaczęła grzebać coś przy skrzyni.
     - Lyra, Sarah, możecie na moment?
     Kufer był zamknięty na kłódkę z szyfrem. Dziewczyny próbowały odgadnąć czterocyfrowy kod, którym nie okazał się być rok rozbicia statku, o którym wcześniej mówiliśmy. Dlatego w siódemkę kombinowaliśmy - byle tylko dostać do środka.
     - A spróbuj tysiąc dziewięćset czterdziesty pierwszy - zasugerował Romey. - Na ścianie widziałem zdjęcie zatoki Pearl Harbor.
     - Sądzisz, że kodem jest rok nalotu Japońców na Hawaje?
     - No, tak, geniuszu. Kręć tam, bo już jesteśmy prawie pół godziny w plecy.
      Nic. Kłódka ani drgnęła.
     - Dobra, nie ma sensu się teraz nad tym głowić, jak jeszcze coś znajdziemy, to dopiero będziemy myśleć.
     - A ustaw tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty ósmy - ta data nawiązywała do daty moich urodzin. Ale co szkodziło spróbować?
     - Niby czemu ten rok? - zapytał Newt z przekąsem.
     - Bo... w tym roku... odbyła się siedemdziesiąta gala rozdania Oscarów. No, nie pamiętacie? Patrick Swayze dostał statuetkę! - po pierwsze: Tak, rzeczywiście w tym roku odbyła się siedemdziesiąta gala, nie zmyśliłem tego. Skłamałem, jeśli chodzi o Swayze'go. Nawet nie wiem, czy był nominowany. Po drugie: jak oni mogli to pamiętać, jak niektórych wtedy nie było na świecie.
     - I jak to niby nawiązuje do gry, hmm?
      - Jezu, no nie wiem... wtedy film ,,Titanic" otrzymał chyba ponad dziesięć statuetek. Może to istotnie? - oczywiście, że nie było, ale naprawdę warto było spróbować. A skąd wiedziałem takie pierdoły? Kręci mnie kino.
     - Ta, na pewno.
     Pomimo zwątpienia Charisse wpisała cztery cyfry, o których mówiłem. Nie powiem serce waliło mi jak oszalałe, bo jeśli okazałoby się, że moja teoria się sprawdzi, to zaimponowałbym Lyrze. I byłoby wtedy fajnie.
Jednak z rozczarowaniem patrzyłem, jak kufer nie chce podnieść wieka. Zrezygnowany odparłem:
      - Cóż, warto było spróbować.
      Jak na życzenie, Charisse ponownie szarpnęła za kłódkę, która w końcu odpuściła i pozwoliła zajrzeć do środka. Zaskoczeni podeszliśmy do skrzyni i wyciągnęliśmy wszystko, co się wewnątrz znajdowało: odważniki o różnych wielkościach, stara, poszarpana i poplamiona sukienka, malutka szkatułka zamknięta, Boże święty, na kłódkę i przewodnik po Florencji ,,Florencja dla żółtodziobów".
      - Dlaczego ty zawsze masz takie cholerne szczęście, co, Conroy? Podałeś rok gali Oscarów i skrzynia tak po prostu się otworzyła? Wątpię, że od tak podałeś taką datę. Widziałeś gdzieś tutaj tą liczbę, co nie?
      - Nie, naprawdę - odparłem z obojętnością.
      - Romey? - Sarah kucała przy skrzyni i palcami przesuwała po wewnętrznej stronie wieka.
      - Tu coś jest wydrapane - możesz mi tu poświecić latarką?
      Chłopak posłusznie wykonał polecenie, a dziewczyna odczytywała na głos:
      - Mark White. Tu jest wydrapane Mark White i to parędziesiąt razy. Poczekaj... - przysunęła się do wieka - Boże, Paul. Tu jest twoje imię i nazwisko.
      Przerażony podszedłem do Sary i odczytałem wydrapane we wnętrzu wyrazy. Moje imię było na samym środku, a wokół otaczały je wyrazy Mark White. Dopiero po chwili zapaliła mi się lampka:
      - Rom, chyba nie podawałeś im naszych danych.
      - Oczywiście, że nie, stary. Nawet mnie o to nie pytali.
      - Więc jak wyjaśnić to, że jego imię i jakiegoś innego gościa jest wydrapane we wnętrzu jakiejś pieprzonej skrzyni!? - wykrzyczał Newt, który powoli zaczął tracić cierpliwość. - Jesteśmy tu już ponad pół godziny, a ja już mam dosyć!
      - Mark White... Mark White to postać filmowa - wyjaśniłem. - Mówiłem wam już, że nazywam się tak samo, jak główny bohater filmu ,,Pogrzebany"'. Tam parę razy pada wzmianka o Marku White.
      Niby to wszystko brzmiało tak prosto i lakonicznie, ale w rzeczywistości naprawdę chciałem wiedzieć, czemu w tej skrzyni było MOJE imię i imię jakiegoś pieprzonego fikcyjnego bohatera filmu. Skąd, do cholery, oni wiedzieli takie rzeczy?
      - Dobra, - zacząłem - dajmy sobie z tym spokój. Na razie nic istotnego tu nie widzę. Radzę zarządzić przerwę.
      Na razie obijaliśmy się niemiłosiernie, ale nie byliśmy ludźmi o natarczywym i gwałtownym podejściu do działania. Oparliśmy się o ścianę w pozycji siedzącej na podłodze i w ciszy zjedliśmy kanapki popijając energetykami ówcześnie wyjętymi z plecaków. W końcu Romey się odezwał:
      - O czym właściwie jest ten ,,Pogrzebany"?
      - O gościu, Paulu, którego zakopali żywcem w trumnie na pustyni.
      - O, kurde - przegryzł jabłko - może oni sugerują, żebyśmy cię w tym kufrze zamknęli?
      - Bardzo zabawne - zgniotłem puszkę i rzuciłem w kąt pokoju.
- Nieźle to urządzili - Newt rozejrzał się uważnie i skrzyżował ręce na piersi - wszystko jest w cholerę straszne.
      Pokiwałem głową i spojrzałem na Lyrę - była ubrana w szarą luźną koszulkę, odkrywającą jej prawy obojczyk, a po jej ramionach spływały fale gęstych kasztanowych włosów. Była niespokojna, choć za wszelką cenę chciała to ukryć. Ręce kurczowo zaciskała w pięści, zakrywając paskudne rany.
Chciałem ją przytulić i powiedzieć, że może na mnie liczyć. Chciałem, aby wszystkie jej troski znikły, żeby choć raz szczerze się do mnie uśmiechnęła. Jednak nie uczyniła tego gestu, odkąd się poznaliśmy, czyli jakieś pięć lat temu. Cóż, może kiedyś nadejdzie ten dzień, pomyślałem.
       Po niespełna pięciu minutach przerwy wróciliśmy do działania. Ja obejrzałem dokładnie rzeczy znalezione w skrzyni, kiedy mój wzrok przykuł niewielki krzyż z cierpiącym Chrystusem. Wisiał nad drzwiami, którymi weszliśmy, a dopiero teraz do dostrzegłem.
Nie wprawiłby mnie w taką zadumę, gdyby nie to, że został powieszony do góry nogami. W tym samym czasie symbol religii katolickiej dojrzał Newt - głęboko wierzący w Boga i Jezusa młody facet. Swoją drogą, podziwiam go za jego głęboką wiarę - nigdy nie wstydził się o niej otwarcie mówić, choć inni z niego szydzili.
      Zbulwersowany nieetycznym powieszeniem krzyża podszedł i powiesił go należycie:
      - Co za debil powiesił to w ten sposób? Rozumiem, że nie trzeba być wierzącym, ale jakiś szacunek trzeba zachowa... Paul?
Podszedłem do niego chwiejąc się na ścierpniętych od siedzenia nogach, a on podał mi krzyż:
      - Tu coś jest napisane. AROBALTEARO na ramieniu. Wiesz, co to może znaczyć?
      - Nie mam bladego pojęcia. Pewnie to jakiś kolejny kod do kolejnej skrzyni którą znajdziemy - pokazałem palcem na zamknięte jeszcze drzwi - w kolejnym pokoju, albo... poczekaj... - kiedy Newt nieco obrócił krzyż w rękach, a ja porządnie przeanalizowałem dziwny i nielogiczny napis od tyłu, co dało mi konkretne zdanie:
      - Tu jest napisane ,,Ora Et Labora". ,,Módl się i pracuj", czy jakoś tak.
      - Niby czemu ma to służyć?
      - Tu jest tak samo napisane - Lyra podała mi wcześniej znalezioną kartkę i rzeczywiście to samo się tam pojawiło. - Cztery, dwanaście... dwadzieścia sześć razy, czyli siedemdziesiąt osiem słów, o ile ,,et" liczy się jako wyraz.
      - Macie coś do pisania?
      - Ja chyba mam - Sarah wyjęła ze sportowej torby żelowy długopis i mi go podała. Szybko zanotowałem dane na odwrocie kartki po czym ponownie usłyszeliśmy dźwięk telefonu. Wzdrygnąłem się, kiedy wesoła melodyjka przeszyła pokój, niosąc się donośnym echem wewnątrz naszych czaszek.
      - Nie odbieraj, Paul - Romey stanął między mną, a telefonem stacjonarnym, zagradzając w ten sposób drogę. - Oni właśnie tego chcą, żebyśmy odebrali i tracili cenny czas!
      - A może oni mają dla nas wskazówkę? - również nie chciałem rozmawiać z jakimś kretynem, ale rzeczywiście podczas tego monologu mogliśmy dostać wiele warte podpowiedzi.
      Popchnąłem Roma i podszedłem do telefonu, przez sekundę czy dwie myśląc, czy to na pewno dobry pomysł podnosić słuchawkę. W końcu jednak odebrałem.
      - Podnieś słuchawkę, teraz. Ach, mam cię. Często nie słuchasz samego siebie? Zbyt często skupiasz się na czymś, nad czym nie powinieneś? Nie chciałeś odebrać połączenia, ale coś cię do tego namówiło. Co to było? Nie masz czasu, żeby się zastanawiać. Masz dwadzieścia cztery godziny na odnalezienie klucza i wyjście z tego miejsca. Zadowolony? Gra się zaczęła, a zegar cały czas tyka.... tik, tak, tik, tak... - nagle Charisse zaniosła się głośnym krzykiem, a z jej uszu, nosdrzy i ust zaczęły wypełzać przerażające robale, które z cichym piskiem wgryzały się w skórę dziewczyny. - Miłej zabawy. Ja już mam niezły ubaw.

OutRoomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz