9 cześć 1

1.2K 82 18
                                    

Maddi
Dobra dwa dni minęły od mojego wybudzenia. Mamy całkowity zakaz wychodzenia z budynku. Nya i tak ostatnio tylko siedzi w bazie. Ktoś musi opiekować się Zap'em. Co do Zap'a to będzie po prostu kolejne wcielenie Jay'a. Nawet podobnie wygląda do małego Jay'a. Wiem bo widziałam. No cóż.

Siedzę w pokoju Lloyd'a, a dokładniej leżę na łóżku . Praktycznie stąd nie wychodzę. Jak mam siedzieć w zamknięciu w klasztorze to wolę nie oglądać Wu. Cały czas rozmyślam nad słowami Garmadona, że wróci jak nabierze sił. Co to znaczy? Z mojego zamyślenia wyrwał mnie Lloyd.
-Maddi może gdzieś wyjdziemy?
-Wiesz, że nie wolno.
Po tych śladach Lloyd usiadł na mnie.
-Eh... Lloyd ty grubasie złaź ze mnie!
-Wiesz, że wyglądasz uroczo jak się złościsz.
-To teraz muszę być normalnie ósmym cudem świata!
-Ty zawsze jesteś cudem.
Pocałował mnie w usta. Wykorzystałam sytuacje i zwaliłam go na ziemię. Usiadłam na nim jak on na mnie.
-Kto tu jest górą?-uniosłam jedną brew i zrobiłam mój uśmieszek. Lloyd przeturlał się i znów nade mną górował.
-Ja jestem górą!
-Pff...
-Co nie wieżysz?
Tym razem ja go pocałowałam. Po tym długim pocałunku uśmiechnął się łobuzersko.
-Lloyd rozmawialiśmy o tym.
On zrobił te swoje śliczne oczy psiaka. Nie no moja słabość. Niech ktoś nam przerwie. Jak na zawołanie wpakował do sypialni Jay.
-Widzę, że zielona sukienka się przyda?
-Bardzo śmieszne!
Zwaliłam ze mnie Lloyd'a. Hmm... dobrze, że prerwał, ale kara musi być.
-A właśnie Jayyy... bo widzisz nie wiedziałam, że lubisz biegać w pieluchach na głowie.
Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-Ej... byłaś w mojej głowie! W tedy ty! Eh... tylko nie mów tego wszystkim.
-Jeśli nie powiesz o tej sytuacji.
-Dobra.
Podszedł do mnie Lloyd.
-Widzę, że go powstrzymałaś.
-Tak. A z dokończeniem tej sytuacji zaczekamy jeszcze rok. Mrugnełam do niego i poszłam do kuchni czegoś się napić.

Małe zwiady i nikogo nie ma w kuchni. Jak dobrze. Z lodówki wyciągnęłam sok pomarańczowy. Hmm.. pusty, tak samo pozostałe dwa kartony. Do tego gdzieś zniknęło ciasto i ciastka. A... nawet moja czekolada! Tylko jedna osoba mogła to zrobić!

-Cole! Zerzarłeś mi czekoladę! A do tego całą lodówkę!
Dobijam się do jego drzwi. Już miałam je wyważyć, gdy nagle otworzył drzwi. Skutek był taki, że wylądowałam na twarzy w pokoju Cola. On jakby nigdy nic opadł na łóżko.
-Wybacz nie mogłem się powstrzymać. Tylko to...
-Słuchaj Cole. Byłam w twojej głowie i widziałam ją, ale chyba trochę się pośpieszyłeś.
-A ty z Lloyd'em to co?
-Z nami było co innego. Cole posłuchaj nie można całe życie wyjadać cudzą czekoladę, aby zapomnieć.
-Tobie łatwo mówić!
Nie no nie wytrzymam.
-Ludzie trzymajcie mnie!
Jak na zawołanie przybiegł do pokoju Lloyd. Ten to ma wyczucie.
-Nie zniosę tego! Cole zachowujesz się jak idiota! Oczekujesz od razu nie wiadomo czego! A do tego rozpaczasz bo tego nie przemyślałeś! Nie zniosę kolejnego no life'a zamkniętego w pokoju!
Nagle moje włosy zmieniły się w czarny ogień. Nie paliłam się na szczęście. Dobra czas się opanować. Wzięłam głęboki wdech i wydech. Uff... opanowałam to. Lloyd i Cole patrzyli się na mnie dziwnie.
-Na co się tak gapicie? Ja wychodzę zrobić zakupy.
-Maddi, ale nie wolno!- krzyknął Lloyd- A po za tym to niebezpieczne.
- To choć ze mną Lipton.

Razem z Lloyd'em byłam w sklepie. Oczywiście mamy na sobie normalne ciuchy. Lloyd jest jakiś niespokojny. Korzystając z okazji podkradłam się od tyłu i go wystraszyłam, że aż podskoczył. Zaczęłam się śmiać jak jakaś wariatka.
-Bardzo śmieszne.- odwrócił się na pięcie i zrobił minę foch forever.
-Oj nie gniewaj się na mnie.
Nadal nic.
-Dobra możesz już wracać do bazy. Weź zakupy. Ja jeszcze muszę coś kupić.
-Zaraz tak sama?
-Nic mi się nie stanie.
Widać, że w głowie Lloyd'a toczy się bitwa czy mi pozwolić czy nie. Wiem co go zmiękczy. Zrobiłam słodką minę. Próbuje odwracać wzrok, ale mu nie wychodzi.
-No dobra!
Pocałowałam go w policzek. Lloyd wzrokiem prosił o więcej.
-Słodki jesteś.

Dobra. Teraz mam czas, aby złapać Mistrzynie Kryształu. Dzięki Spinjitzu miałam na sobie mój strój. Do dłoni wzięłam mój rozkładany łuk. Weszłam w jakąś uliczkę. Teraz czekać. Długo to nie trwało.
-Proszę, proszę, proszę... Wielka Mistrzyni Czarnego Płomienia raczyła się wystawić.
-Ależ Wielka Mistrzyni Kryształu we własnej osobie.
-Koniec tych uprzejmości.
Zaatakowała mnie pierwsza. Dobra czas przypomnieć sobie trening. Unikać i nie zadawać bez potrzeby ciosów. Spokojnie jak na wojnie. Zablokowałam jej atak. Jak na razie nie używa mocy. Jednak teraz stworzyła kryształowe miecze. Teraz będzie pod górkę. Wyjęłam swoją katane. Walka zaczęła się na poważnie.

Ah... nie mam drogi ucieczki przyparła mnie do muru. Cholera jak ja się w to wpakowałam. A tak to przez moje cholerne strony! Przeciwniczka już miała zadać cios . Zaraz. Te oczy!
-Blue to ty?
-Black? No nie wierzę ty tutaj! Zaraz jesteś ninja. Jesteś wrogiem!
-Cole to też wróg, a widziałam jak na nigo patrzysz w jego wspomnieniach.
-On nic dla mnie nie znaczy, tak jak ty teraz!
Zadała cios. Dalej nie wiem co się stało... widziałam tylko jeszcze Białego Ninja. Pokonała go. Pocałowała go... ma jego iskrę i teraz moją też...
To był głupi pomysł...

Witajcie! Wiem długo czekaliście na ten rozdział. No akcja jest. Przynajmniej tak myślę... Ten rozdział muszę podzielić na dwie części. Oto pierwsza. Jutro będzie następna.
Jay:Super, ale każdy już się spodziewa co będzie.
Mam nadzieję, że jednak nie, a nawet jeśli...to i tak jestem nieobliczalna...
Kai:Mam nadzieję, że w pisaniu, bo w życiu może to się nie sprawdzić.
Maddi:Kai ty idioto! Zawsze się wcinasz!
Maddi opanuj się...
Maddi:Ale Kai to debil...
Nie wolno tak mówić jeśli nawet to prawda! Dobra na dzisiaj koniec bo będzie z Kai'a trup!
Jay:Cyklondo!
Maddi:Airjitzu!
NinjaGo!


Ninjago: Cień przeszłości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz