On też nie miał lekko

476 42 0
                                    

Był październik. A konkretnie, piątek. Marla wróciła wczoraj ze szkolenia dla onkologów i zaproponowała, że podwiezie mnie dziś do szkoły.
- Muszę posprzątać gabinet. - Powiedziała, kiedy byłyśmy już w drodze do mojego liceum. - Mark nie wysilał się zbytnio, jeśli chodzi o porządki. Meble są ukurzone, a podłoga cała w błocie. Do tego wszystkie kwiatki mi powiędły. - Pokręciła głową z dezaprobatą. - A mogłam poprosić o pomoc Emmę, miałabym teraz mniej do roboty... Ale ona nie zajęłaby się ludźmi, jak należy. - Westchnęła ciężko.
- A jak Mark poradził sobie z pacjentami? - Spytałam.
- Chyba nieźle... - Odparła Marla, po czym zamyśliła się na moment. - Narzekał tylko na jednego... Tego Thomasa. Gówniarz był bezczelny. Znowu. Odzywał się do Marka po hamsku, otwarcie się z niego naśmiewał i utrudniał mu pracę. Do tego jego matka znowu nie przyszła...
- Jak to? Badacie go bez zgody opiekuna? - Zdziwiłam się. - Przecież to niezgodne z prawem. Nawet, jeśli to rak...
Marla skrzywiła się z niesmakiem na moje słowa.
- Alex, rak to nie przelewki, zrozum. - Przerwała mi. - Kurwa. To jest choroba! Na to się, do cholery, umiera! Dlaczego tak trudno ci to zrozumieć?! - Spuściłam głowę. Zawsze denerwowało ją, gdy ktoś nie traktował raka poważnie. - Przepraszam. - Powiedziała, kiedy już trochę ochłonęła. - Niepotrzebnie się uniosłam, ale... To nie jest zwykłe przeziębienie, musisz to wreszcie zrozumieć... A zgodę na leczenie chłopaka już mamy. Wizyty teoretycznie powinny odbywać się w obecności prawnego opiekuna, ale... W praktyce inaczej to wygląda. Matka Thomasa przyszła z nim może ze dwa razy na początku, narąbana jak szpadel, a potem... Nie widziałam jej w ośrodku już od ponad trzech tygodni. A chłopak... Szkoda gadać... Zachowanie to jedno, ale on nie ma żadnego wsparcia w rodzinie. Co więcej, wcale nie chce go mieć, nieważne od kogo. Na niczym mu nie zależy. - Westchnęła.
Bardzo wpsółczułam Thomasowi. On też nie miał lekko. Moja matka piła, więc wiedziałam, jak to jest. Ale ja nie byłam sama, miałam jeszcze Marlę. A on? Z tego, co mówiła ciocia, nikt nie dawał mu wsparcia. Nikogo nie obchodził. Było mi go tak szkoda, że nagle zapragnęłam go przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Tak zawsze robiła Marla, kiedy było mi smutno.
- Pomogę ci posprzątać. - Powiedziałam, mając na myśli jej gabinet.
Miałam nadzieję, że tam go spotkam. Chciałam go choćby zobaczyć. Tego Thomasa, o którym wszyscy mówili, że to arogancki gówniarz, a ja pomimo wszystkich tych skarg, miałam nieodparte wrażenie, że on wcale taki nie jest.
- Skoro chcesz. - Odparła Marla z uśmiechem. - Na pewno przyda mi się pomoc.
Wysadziła mnie pod samą bramą liceum. Pożegnałyśmy się i Marla ruszyła w swoją stronę. Patrzyłam, jak odjeżdża, zastanawiając się, czy szczęście mi dziś dopisze i spotkam w ośrodku Thomasa.

 Obiecaj Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz