Tylko go skrzywdziłam

319 39 0
                                    

Czekałam do poniedziałku, żeby znów go zobaczyć. I zobaczyłam. Wszedł do poczekalni zaraz po mnie. Uśmiechnął się na mój widok, zdjął kurtkę i usiadł obok.
- Cześć. - Powiedział.
- Cześć. - Uśmiechnęłam się.
Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu. Zauważyłam, że z rozcięcia na wardze zrobił mu się strupek.
- Czekasz na kogoś? - Spytał.
- Nie... Znaczy tak, ale... tylko na Marlę, ona prędko nie wyjdzie. - Odparłam z uśmiechem.
- To twoja ciotka. - Powiedział cicho.
Przytaknęłam. A on westchnął.
- To jakiś problem? - Spytałam.
- Nie, tylko... - Zawahał się. - Pewnie jesteś taka, jak ona.
- To znaczy? - Uniosłam brew.
- Będziesz mi wytykać wszystkie moje błędy. - Wzruszył ramionami. - Tak jak ostatnio. Będziesz mi mówić, co jest ważne, a co niebezpieczne. Co mam robić, a z czym skończyć. - Skrzywił się.
Miał rację. A ja nie widziałam sensu, zaprzeczać.
- A zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego Marla to robi? - Spytałam. Milczał, więc kontynuowałam. - Bo jej na tobie zależy... z resztą, jak na każdym pacjencie. - Prychnął pogardliwie, co tylko wyprowadziło mnie z równowagi. - Próbuje na siłę zatrzymać cię na tym popranym świecie. - W tamtym momencie przegięłam, ale byłam zdenerwowana. Jak mógł odtrącać pomoc Marli? A jej przecież tak strasznie zależało. - Szkoda, że tego nie doceniasz. - Oczy mu się zaszkliły. Już wtedy powinnam była przestać. - Nie widzisz, że się stara czy tak bardzo chcesz odejść? - Ugryzłam się w język. Niestety, za późno.
Thomas wstał, wkurzony i ze łzami w oczach. Był to tak strasznie przykry widok, że w jednej chwili pożałowałam wszystkiego, co powiedziałam. Nie chciałam, żeby płakał, nie znowu, nie przeze mnie.
- Thomas. - Zaczęłam niepewnie. - Przepraszam. - Jęknęłam cicho.
Nie słuchał. Wyszedł. Wciąż kuśtykał, ale był szybki. W kilka sekund zniknął mi z oczu. Pobiegłam za nim. Zobaczyłam, jak znika za załomem budynku. Biegłam najszybciej, jak tylko potrafiłam. Za wolno.
- Thomas! - Krzyczałam za nim. - Poczekaj! Przepraszam, ja nie chciałam. Thomas!
On również zaczął biec, choć koślawo przez bolącą nogę. Nie mogłam go dogonić. Tym bardziej, że skręcił w jakąś szemraną uliczkę, potem w następną. Ze łzami w oczach wróciłam do ośrodka. Z tego wszystkiego Thomas zapomniał o kurtce. Zabrałam ubranie chłopaka, zamknęłam się w toalecie i płakałam. Długo i mocno. To była moja wina. Jak mogłam mu to zrobić? Tak obwiniać. Wytykać mu błędy... Thomas nie miał racji porównując mnie do Marli. Ja byłam dużo gorsza. Wtuliłam twarz w jego kurtkę. Z każdym kolejnym oddechem nienawidziłam się coraz bardziej. Już nigdy więcej się do mnie nie odezwie, pomyślałam, zalewając się łzami. Chciałam dać mu przyjaciela i wsparcie, którego potrzebował, a tylko go skrzywdziłam.

 Obiecaj Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz