Rozdział 1 cz 2

116 3 0
                                    

Gdy juź wzięłam prysznic i zjadłam duźy kawałek pysznego ciasta czekoladowego, poczułam się duźo lepiej. Uznałam, źe nadeszła chwila, abym spróbowała się zachować bardziej towarzysko. Schodząc, usłyszałam dźwięki muzyki, które doprowadziły mnie do kuchni, królestwa Olgi. Jednakźe gdy tylko podeszłam bliźej, dobiegł mnie chłodny głos panny Elsy, która ją strofowała:
- Violetta nie moźe słuchać muzyki pop - mówiła. - Pan German tego zakazał. Proszę o tym nie zapomnieć! - Po czym zaczęła mnie głośno wołać: - Violetto! Gdzie jesteš?
Wzięłam głęboki wdech i szybkim ruchem otworzyłam drzwi do kuchni... a te udeźyły pannę Elsę, która stała tuź za nimi! Moja guwernantka straciła równowagę i przewróciła się tak pechowo, źe jej twarz wylądowała w czekoladowym torcie Olgi. Zapadła cisza. Panna Elsa podniosła się cała wysmarowana czekoladą. Otwierała i zamykał usta tak, jakby była rybą. Biedna Olga zagrała wargi, źeby się nie roześmiać, ale ja nie mogłam się powstrzymać.
- Czy jest smaczny? - zapytałam.
Te słowa wywołały prawdziwą burzę i panna Elsa zaczęła wrzeszczeć:
- Moja cierpliwość się skończyła!
- To było niechcący, panno Elso...
- Panienka nigdy nie robi nic niechcący. Panienka jest czarownicą! Młodocianym przestępcą!
Pokładałam się ze śmiechu, ale według mojego ojca, który wpadł do kuchni bardzo oburzony, to wcale nie było zabawne.
- Nie pozwalam, aby pani zwracała się w ten sposób do mojej...! - rzekł i w tym momencie spojrzał na oblepioną czekoladą guwernantkę.
Przez chwilę myślałam, źe on równieź wybuchnie śmiechem.
To przepełniło miarę, bo panna Elsa nagle wrzasnęła:
- Pana córka to potwór! Nie mogę juź dłuźej się nią zajmować! Składam wymówienie!
Niemal przyklasnęłam z radości. W końcu miałam się uwolnić od tej jędzy! Jasne, źe jak to zwykle bywa, musiałam za to zapłacić. Niedługo potem ojciec kazał mi przyjść do swojego gabinetu, źeby mnie zganić.
- Masz świadomość, źe teraz będę musiał znaleść ci kolejnć guwernamtkę? - zaczął. - Naprawdę cię nie rozumiem, Violetto. Kłócisz się z panną Elsą, z Jade, że mną... jesteś niemoźliwa!
- Dlaczego traktujesz mnie tak, jakby moje zdanie się nie liczyło?! - wybuchnęłam. - Wiem, źe wszystko robisz dla mojego dobra, tato, ale to mnie przytłacza!
Wybiegłam z gabinetu, a potem z domu. Potrzebowałam się oddalić od ojca choćby na chwilę. Tato nie rozumiał, źe juź nie byłam małą dziewczynką, którą moźna przeźucać z miejsca na miejsce i która nigdy się nie skarźy. Byłam nastolatką i chciałam, źeby moje zdanie teź się liczyło.
Przechadzałam się po okolicy bez źadnego celu. Chciałam pospacerować, źeby się uspokoić. Stało się jednak jasne, źe to naprawdę nie był mój dzień, poniewaź wkrótce zerwała się ulewa.
Zaczęłam biec, ale jako źe jestem dość niezdarna, wpadłam w kałuźę i się pośliznęłam. Juź byłam przekonana, źe się przewrócę, gdy nagle znikąd pojawił się ciemnowłosy chłopak i złapał mnie w ostatniej chwili!
Przez kilka niekończących się sekund trwaliśmy tak w deszczu. On, trzymający mnie w swoich ramionach, i ja, w oszołomieniu patrząca w jego przyjazne niebieskie oczy.
W końcu pomógł mi wstać.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- T...tak... - wyjąkałam, wciąź półprzytomna.
- Jeśli coś cię boli, mogę cię zaprowadzić do szpitala...
Jego akcent był inny i w końcu poczułam, źe jestem w stanie się odezwać, nie wychodząc na zbytnio nieogarniętą.
- Jesteś Hiszpanem? Wczoraj przyleciałam z Madrytu...
- I jak ci się podobał Madryt? - zapytał z uśmiechem.
- Jest piękny.
- Tak jak ty.
Patrzyliśmy na siebie, nie wiedząc, co robić. To było tak, jakby cały wszechświat zatrzymał się w miejscu! Lecz w końcu deszcz i ziąb przywrócił nas do rzeczywistości.
- Odprowadzić cię dokądś? - zaoferował chłopak. - Wyglądasz na zdezorientowaną...
Te słowa uświadomiły mi, źe ojciec musiał juź zauwaźyć, źe wyszłam, i pewnie wpadł w histerię. Zaczęłam się więc oddalać.
- Przepraszam, muszę juź iść... - rzuciłam za siebie.
Zrobiłam parę kroków i usłyszałam, jak woła:
- Poczekaj! Nie idź jeszcze! Mam na imię Tomas, a ty?!
Ale ja biegłam juź do domu z mocno bijącym sercem i szerokim uśmiechem na ustach.
Gdy weszłam do środka przez drzwi kuchenne, czekała na mnie niespodzianka: wyglądało na to, źe ojciec znalazł mi nową guwernantkę, bardzo ładną dziewczynę o jasnych włosach, która na mój widok rzuciła mi się na szyję i zaczęła mnie ściskać, jakbyśmy się znały całe źycie.
- Violetto, jak dobrze, źe jesteś, bardzo się martwiliśmy...!
- Bez przesady, wystarczy, źe zrobisz wraźenie na ojcu, nie na mnie - mruknęłam, odsuwając się. - Jesteś nową guwernantką, tak? Przepraszam, ale muszę się przebrać.
- Mam na imię Angie - przedstawiła się dziewczyna i zanim zdąźyłam wyjść z kuchni, dodała: - Uciekając, nic nie załatwisz, Violetto. Musisz porozmawiać ze swoim ojcem.
- Po co, skoro on mnie nie słucha? - wybuchnęłam. - A mojej matki juź nie ma i nie moźe mi pomóc...
Miałam ochotę się rozpłakać. Za duźo emocji jak na jeden dźień... Angie pewnie zauwaźyła mój smutek, bo podeszła bliźej, ujęła moje dłonie i szepnęła:
- Chociaź nie ma juź twojej matki i nie moźesz z nią porozmawiać, nie jesteś sama. Violetto, ja jestem...
Lecz Angie nie zdąźyła dokończyć, bo weszła Olga i widząc mnie przemoczoną, zaczęła lamentować i ciągnąć mnie pod prysznic. Rzeczywiście potrzebowałam porządnej kąpieli, więc pozwoliłam się zaprowadzić do łazienki. Jeszcze się znajdzie okazja, źeby porozmawiać z tą dźiwną guwernantką. Jaka odmiana w porównaniu z panną Drętwą.
--------------------------------------------
Hejka! Oto część druga pierwszego rozdziału. jest troszkę długa. Pisałam ją 3 dni. Do rozdziału pierwszego będzie jeszcze jedna część - trzecia i będzie ona krótsza od tych dwóch.
To wszystko z ogłoszeń parafialnych!
BYE!

Violetta - W moim świecie (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz