Rozdział 14

95 9 8
                                    

Czując ciepłe i jasne promienie słoneczne na twarzy, mrugnął coś niezrozumiałego pod nosem i wcisną jeszcze bardziej twarz w poduszkę, w celu pospania sobie dłużej. Niestety, gdy to nie pomogło, postanowił obrócić się plecami to okna, co chwile później okazało się bardzo złym i bolesnym pomysłem, bo kiedy tylko zabrał się za to, jego ciało, z dosyć głośnym hukiem, spotkało twardą i niewygodną podłogę. Chłopak jęknął z bólu i niechętnie otworzył oczy, a gdy tylko spostrzegł kanapę, zamiast swego łóżka, zmarszczył brwi.

Podniósł się na rękach do siadu i przetarł jeszcze zaspane oczy, w celu przekonania się, czy na pewno jeszcze nie zwariował, ale kiedy po raz kolejny rozejrzał się po pomieszczeniu, ku jego zdziwienie, faktycznie znajdował się w salonie, a nie w swoim pokoju. Z westchnieniem przeczesał rozczochrane włosy i skupił się na wspomnieniach z poprzedniego wieczoru.

W jego głowie pojawił się obraz uroczej i delikatnej brunetki i miłego wieczora, spędzonego na rozmawianiu o pierdołach i śmiechu. Tak, okazało się, że Sky naprawdę jest osobą wartą poznania, a jej śmiech od dzisiaj był jednym z jego ulubionych i mógłby słuchać go na okrągło. W sumie to nawet nie wie, jak do tego doszło, że dziewczyna stała się bardziej rozmowna i otwarta na świat. Po prostu, po tym jak wróciły z Alex, rozmowa zaczęła się kleić i nawet nie zauważyli kiedy było po północy. Pamiętał też, jak z niemałym uporem udało mu się ją namówić na zostanie u nich na noc i oczywiście, jak na dżentelmena przystało, odstąpił nastolatce swoje łóżko ( na co też z trudem przystała ), a sam zajął kanapę.

Nieświadomie na wspomnienie minionego czasu, na jego twarz wpłyną szeroki uśmiech, a w oczach pojawiły się wesołe iskierki, a on sam mógłby sobie dać rękę uciąć, że właśnie w tym momencie, dla osób trzecich, wyglądał jak idiota, szczerząc się do sufitu.

Minęło jeszcze parę minut zanim skończył przypominać sobie poprzednią noc i wrócił znów do rzeczywistości. Po raz kolejny rozejrzał się po najbliższym otoczeniu, a dostrzegając, na stoliku obok, swój telefon, który wskazywał trochę po 9, uznał, że czas na ogarnięcie się i sprawdzenie, co u dziewczyny. Wstał na równe nogi i  po uprzątnięciu, walającej się po podłodze pościeli, która zresztą razem z nim upadła, skierował się najpierw do łazienki, gdzie umył się, a później do swojego pokoju, w celu zobaczeniu, czy Sky przypadkiem się nie obudziła. Lekko uchylił brązowe drzwi, które delikatnie zaskrzypiały. Jego oczom ukazał się, już mu tak dobrze znany, pokój.

Nie wyróżniał on się zbytnio i był raczej przeciętny, jak dla nastolatka. Znajdowały się tu biurko, na którym obowiązkowo były porozrzucane różne książki i kilka luźnych kartek, szafa, której ,dla dobra świata, lepiej  nie otwierać, regał z książkami, duże okno, rozświetlające pokój, parę półek i oczywiście najważniejsze - może niewielkie, ale za to bardzo wygodne łóżko. W całym pomieszczeniu panowały najróżniejsze barwy koloru niebieskiego i ( o dziwo ) nie było tu strasznego bałaganu, jakiego można byłoby się spodziewać po chłopaku, dla którego robienie porządków jest tak samo częste, jak  zaćmienia słońca.

Ale coś się nie zgadzało, a tą rzeczą, którą dopiero po chwili Dylan dostrzegł, była pościel, złożona w kostkę i położona na skraju łóżka oraz, co gorsze, brak dziewczyny. Zmarszczył brwi i podszedł bliżej do miejsca, w którym powinna być brunetka. Wszystko wyglądało tak, jakby nikogo tu przed nim w ogóle nie było, a jedyną rzeczą, która rzeczywiście wskazywała na czyjąś obecność, była małą karteczka, złożona na pół i leżąca na nocnej szafce.

*** 

*około godziny wcześniej*

Szła spokojnym marszem, zmierzając przed siebie i ani razu nawet się nie oglądając za siebie. Wokół niej panowała cisza, która tylko od czasu do czasu była przerywana ćwierkaniem ptaków oraz pojedynczymi samochodami z oddali, a jedynymi jej towarzyszami było, dopiero co wschodzące słońce i chłodny wiatr, który zwykle towarzyszył porankom w San Diego.

Na chwile przystanęła, gdy tylko przekroczyła główną bramę jej najukochańszego parku, który teraz świecił pustkami. Ale czego można byłoby się spodziewać o 8 rano w sobotę? -pomyślała i westchnęła, co spowodowało wydobycie się z jej ust obłoczku pary. Poprawiła kaptur na głowie, wsadziła głębiej dłonie w kieszenie bluzy i ruszyła dalej, prosto to swojego domu.

Chcąc nie chcąc musiała iść do miejsca, w którym prawie dzień w dzień odbywa się jej najgorszy koszmar. Niestety, ale wciąż miała tylko 17 lat i ciągle była pod opieką swojego rodzica, przynajmniej przez najbliższe miesiące, aż do swej 18-nastki, która da jej tą upragnioną pełnoletność i pewnego rodzaju wolność,. Oczywiście, było ją stać na to, by uciec z domu, ale zawsze po chwili namyśle rezygnowała z tego pomysłu, gdy tylko dochodziła do wniosku, że nie jest on najmądrzejszy, a na dodatek bezsensowny. Co prawda nic jej tu nie trzymało, bo ani rodzina, ani przyjaciele, ani dobre wspomnienia, których, prawdą powiedziawszy, nie miała prawie w ogóle, ale co by miała ze swojej ucieczki, jeśli nawet nie miała gdzie się zatrzymać nawet na jedną noc?

Teraz, jak o tym myślała to może Dylan by ją przyjął, ale tak samo jak przyszło jej to na myśl, tak szybko zniknęło. Przecież nie po to wyszła, zostawiając liścik, by teraz wracać z powrotem. A wracając do liściku, wiedziała, że to nie w porządku, ale nie chciała sprawiać kłopotu, ani się narzucać. Prawdą też było to, że nie uważała się za super interesującą osobę, a przez wszystkich swoich oprawców, sądziła że nikt nie powinien zadawać się z taką ofiarą losu, jak ona, więc wolała wycofać się, za nim by się bardziej przywiązała.

W końcu dotarła pod same drzwi budynku, będącym jej aktualnym miejscem zamieszkania. Przez chwile wpatrywała się w nie, ale pod dłuższej chwili, z małym wahaniem, zdecydowała się nacisnąć klamkę i otworzyć drzwi, które ani na milimetr nie drgnęły. Zmarszczyła brwi i ponowiła próbę, ale tak jak poprzednim razem drzwi nie ruszyły się ani centymetr.

Dziewczyna dała sobie spokój i na chwilę zamyśliła się. Po kilku sekundach na jej twarz wtargną delikatny uśmiech, a w oczach pojawiły się małe iskierki. Szybko wzięła klucz do domu z pod wycieraczki, o którym przypomniała sobie i weszła do środka. Odetchnęła z ulgą, gdy jej domysły się sprawdziły, o tym że jej tata był zmuszony do pojawienia się w robocie, a to znaczyło spokojny i bezproblemowy dla niej weekend, ponieważ znając go, wiedziała, że zapewne spędzi też niedziele po za domem w jakimś klubie przy alkoholu i wróci dopiero w poniedziałek, jak nie później.

Jednak los nie jest tak okrutny, jak jaj się wydawało.

***

Hej wam,

pierwszy tydzień wakacji za nami, a prawie dwa miesiące przed nami. Jak to mówią żyć nie umierać. ^^

To chyba już moja tradycja, ale dziękuję wam za wyświetlenia oraz gwiazdki! Jesteście Mega!

Do następnego XX






Czy to tak wiele? ~Dylan O'BrienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz