Rozdział 8

233 18 4
                                    

-Idziemy gdzieś, czy będziemy tu stać?-zapytałam w końcu.
-Bardzo chciałaś iść na ten koncert?
-Na pewno jeszcze kiedyś będę miała okazje się tam wybrać- uśmiechnęłam się.
-Okey, a gdzie byś chciała pójść?
-Jestem głodna.
-Znam taką jedną fajną knajpe, możemy się przejść.
-Mi pasuje.

Szliśmy 10 minut nie odzywając się do siebie. To było zdecydowanie najdłuższe 10 minut w moim życiu.

Gdy już się zbliżaliśmy zauważyłam neonowy napis "Jeff's"
Weszliśmy do środka. Jest sporo ludzi, ale znaleźliśmy stolik dla dwóch osób. Ściany są przykryte tapetą na której widniały kawałki amerykańskich komiksów, a na stolikach obrusy w kratę. Typowa amerykańska knajpka.

-Co podać?- zapytała kelnerka.
-Dwa Hamburgery.- odezwał się Max.
-Ale...- zaczęłam, ale mi przerwano.
-I dwie lemoniady- uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech, po czym odeszła.

-Nie dałeś mi dokończyć
-Nic innego byś nie chciała.
-Skąd wiesz?- to wszystko było strasznie dziwne. Rzeczywiście bym to wybrała, bo nigdy nie brałam nic innego. A w Hiszpanii miałam taką samą knajpkę do której chodziłam z tatą.
-O czym myślisz?- zapytał. Dopiero teraz zauważyłam że patrzył cały czas na mnie.
-O niczym, po prostu zastanawiałam się... Czy jedzenie tu jest dobre
-Kłamiesz
-Skąd o mnie tyle wiesz?
-Po prostu intuicja
-Aha
Nie wierzyłam mu, ale nie chciałam o tym tu rozmawiać.

-Dużo dziewczyn tak zabierasz?- dosłownie "wyskoczyły" ze mnie te słowa. Nie chcę żeby odpowiadał.
-Tak- ałć. W sumie nie wiem czego się spodziewałam. Jestem pewnie po prostu kolejną. Nie chcę taka być.
Muszę stąd wyjść.
-Zapomniałam, że mam być w domu o 15, muszę iść.
-Ale dopiero co przyszliśmy.
-Po prostu muszę iść.
-Co ci nagle odwaliło?- powiedział wyraźnie poirytowany.
-Mi? To nie ja mówię, że chodzę wszędzie ze wszystkimi chłopakami.
-Czyli o to chodzi?- parsknął śmiechem.
-Uważasz, że to śmieszne?
-Tak, bo nie jesteś moją cholerną dziewczyną, ani nawet przyjaciółką żeby mówić mi co mam robić, z kim i jak.
-To czemu mnie tu zaprosiłeś?!
-Wiesz, starałem się być uprzejmy. Czasem ludzie potrafią być mili.
-Napewno nie ty- rzuciłam i wyszłam. Wszyscy się na nas patrzyli. W sumie to co ja sobie właściwie myślałam?
Przecież to oczywiste, że nigdy ktoś taki jak on nie był by zainteresowany kimś takim jak ja.
Byłam taka głupia, że w ogóle zaczęłam tak myśleć. To wszystko dzieje się zbyt szybko.

Nie miałam daleko do domu, więc ruszyłam przed siebie i po 30min już tam byłam.
Całe szczęście nie było tam mojej matki, bo wypytywała by o szczegóły.
Poszłam do pokoju i zobaczyłam Anne sprzątającą mój pokój.
-Zostaw, ja to posprzątam- powiedziałam jej i wyprowadziłam ją z pokoju. Zawsze sprzątanie mnie uspokajało.

Gdy cały pokój dosłownie lśnił, postanowiłam, że zobaczę czy nikt do mnie nie napisał.
Gdy włączyłam telefon była jedna wiadomość od numeru nie znanego.

Numer nieznany: Cześć Niki, sobotnie spotkanie aktualne? :)

Na śmierć zapomniałam o jutrzejszym sobotnim spotkaniu z Connorem. Nie przejęłam się tym co mówił do mnie Max. Za długo słuchałam co mam robić. Czas żebym sama zaczęła podejmować decyzje.
Od razu zmieniłam jego nazwę kontaktu na "Connor" i odpisałam

Ja: Pewnie, możemy spotkać się w tej kawiarence na boku Roosevelt o 12:30?
Connor: Do zobaczenia jutro, miłego po południa!
Ja: Wzajemnie!

Zeszłam na dół do kuchni, by wziąć coś do jedzenia. Odgrzałam sobie ryż z warzywami i kurczakiem i poszłam do pokoju zastanawiając się nad jutrzejszym spotkaniem.

Usiadłam na fotelu w pokoju i włączyłam telewizję. Jak zwykle leciało jakieś zwykłe reality show.
Zjadłam i położyłam swój talerz na stolik.
Oglądając telewizję usnęłam.
Po paru godzinach obudził mnie mocny łomot o drzwi.

(Nie)IdealnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz