Rozdział 20 - KONIEC

114 16 8
                                    

*Liv*

Jedyne na czym jej zależało w walce to przeciąć skrawek mojego ciała. Nie próbowała nawet odciąć mi głowy, czy wbić miecz w serce. Nie mam pojęcia o co jej chodziło, ale nawet specjalne się nie broniła. Mogłam śmiało zadawać ciosy w brzuch, ale nie wyżej. Nagle nasze ostrza się spotkały i rozpoczęło się siłowanie.

-Chyba twoje próby dobrania się do mojej krwi się nie udają.-Stwierdziłam dumna z tego, że na moim ciele nie znajdowała się nawet kropla mojej świerzej krwi.

-Mam jeszcze dużo czasu.-Odparła, a ja zmarszczyłam brwi ze zdziwienia o co jej chodzi.

W jednej chwili Jeff wyważył drzwi do pokoju, w którym się znajdowałyśmy.

-Ehh... Trzeba było kupić stalowe.-Powiedziała Sarah.

-Jeff! Idź stąd.-Krzyczałam nie przerywając walki.

-Nie! Muszę Ci pomóc!

-Jeżeli przez "pomoc" rozumiesz stanie przed rozjebanymi drzwiami i wrzeszczenie bez celu to dziękuje za taką pomoc.

-Ale za chwilę oni tu będą!-Upierał się.

-Kto?

-Toby i reszta.

-Powiedz im, że mają się odpierdolić teraz ode mnie i że nic mi nie będzie.

-Ale ja właśnie--

-Jeff!

Ten bez słowa wyszedł, a ja musiałam się tym wszystkim zdekoncentrować i nie udało mi się obronić ciosu przeciwniczki, przez co ostrze w brutalny sposób przecięło mi ramię.

Poczułam jakby ktoś skórę w tym miejscu mi przypalił.

-Agh!-Zawyłam z bólu.

Czułam tylko jak 'coś' rozprzestrzenia się po moim ciele. Powoli i boleśnie.

Ku mojemu zaskoczeniu, ruda dziewczyna nie triumfowała, ale osunęła się na ziemię zaciskając coś na swojej przeciętej dłoni.

-Hahaha.-Zaśmiała się ze zmęczeniem w głosie.-Umrzesz.-Wskazała na mnie i zemdlała na chwilę.

Ja zaczęłam się zastanawiać dlaczego poddała się kiedy jeszcze mnie nie zabiła. Przez głowę przeszła mi pustka... Nie umiałam znaleźć żadnego logicznego wytłumaczenia. Aż nagle przypomniałam sobie coś. Wstrzyknięcie czegoś do krwi, poczekanie aż się rozprzestrzeni, naniesienie własnej krwi na ostrze poprzez przecięcie dłoni... To wszystko łączy się w całość.

-Ty... ty...-szeptałam.-Ty mnie otrułaś!-Wrzasnęłam do już przytomnej dziewczyny leżącej na ziemi.

-No co ty?-Zapytała sarkastycznie z uśmieszkiem.

W oczach miałam łzy... ,,Jest na to lekarstwo?"-myślałam.

-Nie ma.-Odpowiedziała jakby czytała mi w myślach. Zaraz! Przecież ona właśnie to robi.

-Ale ty--

-Tak, ja również umrę. Też mam we krwi truciznę.

-Po co to zrobiłaś? Zabijasz mnie i siebie? Nie żal Ci życia?

-Nie mam już po co żyć.-Powiedziała spuszczając wzrok, a ja tylko spojrzałam na nią zdziwiona.-Moi rodzice zginęli dawno temu, brat popełnił samobójstwo, a przyjaciele zostawili tak po prostu.-Mówiła cicho płacząc.-Jedyne czego pragnęłam to zemścić się na kimkolwiek. To wszystko.

-Zemsta nie przywróci Ci rodziny ani przyjaciół.

-I co z tego?!-Krzyknęła płacząc.-Chciałam tylko aby ktokolwiek cierpiał tak jak ja... Żeby ktoś poczuł mój ból. A ty... Byłaś idealna. Też straciłaś rodziców, przyjaciela i za chwilę stracisz też życie.

Płakałam... i patrzyłam jak umiera, jak powoli uchodzi z niej największy dar jaki mogła kiedykolwiek dostać-życie.

Delikatnie położyłam się na podłodze. Czy ja śnię? Naprawdę tutaj umrę? Zniszczona przez jebaną truciznę!

-NIE CHCĘ UMIERAĆ!!-Wrzeszczałam.

-He...-Westchnęła.-Zostało Ci pół godziny.-Oznajmiła.

Nie myśląc ani przez chwilę, pobiegłam szukać Jeff'a. Ciężko mi się chodziło, a co dopiero biegało!

-Jeff? Jeff!-Wołałam.-Jeff! Jeff! JEFF!!-Płakałam.-Jeff...-Osunęłam się na ziemię i zemdlałam.

*Kilka dni później*

Obudziłam się w szpitalu. Lekarze nie mogli nic zrobić. Jedyne co to dodali mi tydzień życia dłużej. Ostatnie dni miałam spędzić w szpitalu, ale powiedziałam, że chcę jeszcze wrócić ostatni raz do domu. Wypuścili mnie.

Patrzyłam na moje byłe miejsce zamieszkania... Na mój dom... Nie mogłam powstrzymać łez. Tutaj wszystko się zaczęło. Weszłam do mojego pokoju. Wszystko to właśnie tracę. Usiadłam na łóżku i zaczęłam wyć do mojej ulubionej poduszki.

,,Dlaczego?"-myślałam.

-Nie płacz tyle, bo się odwodnisz.-Usłyszałam znany mi głos.

Podniosłam się i zobaczyłam wysokiego chłopaka o krwistym uśmiechu i białych jak śnieg oczach.

-Jeff!

-Chciałem Cię przeprosić za wtedy.

-Nieważne.-Kłamałam przytulając chłopaka.

Jeff wyrwał się z uścisku, a ja coraz bardziej chciałam go zabić, jednak tego nie okazywałam.

Przypomniałam sobie, że pod poduszką zawsze trzymałam nóż. Jeżeli policja go nie zabrała to dalej tam jest! Wyciągnęłam rękę i włożyłam ją pod poduszkę. Jest! Chwyciłam za uchwyt metalowego przedmiotu.

-Jeff.

-Tak?

-Chodź ze mną.

-Gdzie?

-Nie wiem... gdzie trafia człowiek po śmierci.

-Co?! Liv, ja chcę żyć! Będę za tobą tęsknić, ale nie mam zamiaru popełniać samobójstwa!

-Nie musisz.

-To o co Ci chodzi?

-O to.-Powiedziałam wbijając mały nóż kuchenny w serce ukochanego.-Teraz widzisz jak to jest umierać. Wiesz jak się czuję.

-Dlaczego to zrobiłaś?-Pytał krztusząc się krwią.

-,,Chciałam się zemścić na kimkolwiek"-Zacytowałam rudą dziewczynę.-Zrozumiałam moją nienawiść do Ciebie po usłyszeniu słów Sarah. Zraniłeś mnie, chciałeś zabić! Ale to nie wszystko! TO WSZYSTKO TWOJA WINA!! To twoja wina, że umieram! Twoja wina, że straciłam to wszystko co Cię teraz otacza! Gdybym Cię nie poznała wszystko byłoby jak dawniej! To twoja wina! Nienawidzę Cię!-Wyciągnęłam nóż z klatki piersiowej chłopaka.

-Prze...-Zaczął jeszcze mocniej kaszleć.-Przepraszam.-To było jego ostatnie wypowiedziane słowo. Potem przestał oddychać, a puls zniknął. Umarł.

Łzy znowu zaczęły spływać po moich policzkach. Zamknęłam oczy Jeff'owi i swoje. Położyłam głowę na torsie chłopaka.

Teraz pozostało mi tylko czekać na własną śmierć.
_______________________________________

KONIEC

Killerka |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz