Jedanaesti poglavlje

459 70 42
                                    

Gdy czwórka chłopaków wyszła na zewnątrz, ludzie w namiocie zaczęli plotkować. Wreszcie się któryś z nich przyznał. Wprawdzie w relacji tej dwójki nic się nie zmieniło, ale samo przyznanie się to mały krok do przodu.

Szatyn prowadził ich przed siebie, a każdy był przestraszony i rozglądał się dookoła żeby zapamiętać drogę powrotną. Powiedzmy sobie szczerze, Irwin nie miał dobrej orientacji w terenie.

"Ashton, powiedz że wiesz gdzie idziemy. To nie przypadkowy kierunek, tak?" zapytał spanikowany Michael.

"Jeżeli powiem, że idę przed siebie to mnie zabijecie?" odpowiedział pytaniem na pytanie i cóż twarze reszty wędrowców zbladły. "Właściwie nie macie czym mnie zabić, więc tak... idę przed siebie."

"Powiedzcie, że wiecie jak wrócić." spanikował Luke.

"Tam było drzewo..." zaczął przewodnik.

"Jesteśmy w lesie do cholery, to wiadome, że są tu drzewa." wybuchnął Calum.

"Chłopaki.." wychrypiał Clifford, ale nikt go nie usłyszał. "Duszno mi." *

Gdy to powiedział zachwiał się, ale przytrzymał się o drzewo, więc nie upadł.

"Boże! On ma atak paniki. Zaraz zemdleje, zróbcie coś." krzyknął błagalnie Hemmings*

Hood zaalarmowany popędził w jego stronę i rękami zaczął wachlować, biorąc go na swoje kolana (usiadł na pniu) przytulił. "Będzie dobrze, tak? Znajdziemy drogę i potem się poprzytulamy i uśniemy, tak? Mów do mnie, błagam."

"Dziękuje." odpowiedział słabo

"Nie ma za co Mike. Już dobrze, zaraz coś wymyślimy." Brunet ostatecznie uspokoił czarnowłosego i rozmawiając po cichu nadal siedzieli przytuleni.

Piwnooki po pewnym czasie kucnął przed nimi i przytulając ich, zaczął przepraszać.

"Przepraszam, że przeze mnie miałeś atak, Mikey-Mouse. Ja wiem, że dałem plamy, ale zaraz to naprawię, a jak wrócimy z wycieczki to na w nagrodę dostaniesz największą pizzę dla samego siebie, okey?" 

"Okey." od razu się rozchmurzył i wstał z kolan Calum'a, aby przytulić starszego.

"Przepraszam CalPal za całą wycieczkę, bo źle Cię potraktowałem. Wiem, że są pewne granice, a ja je przekroczyłem. Mam nadzieję, że mi wybaczysz, bo jesteś najlepiejsiejszy." i mimo, że nadal próbował być na niego zły, nie mógł. Zdejmując maskę złości, uśmiechnął się i  szepnął pod nosem:

"Też jesteś najlepiejsiejszy." Irwin to usłyszał, przez co zaczął się słodko uśmiechać.

"Słyszałem."

"Nic nie powiedziałem, coś ci się pomyliło." uśmiechnął się, zdradzając przy tym swoje kłamstwo.

"Cóż, Lukemonie teraz na ciebie pora. Przepraszam, że odpowiedziałem Ci tak chamsko, mimo że ty starałeś się mi w pewnym sensie pomóc. Przepraszam, że nie pomogłem rozbijać naszego mieszkanka i, że przez cały czas udawałem, że z kimś piszę, żeby ciebie wkurzyć."

"Oszukiwałeś! Jesteś takim kłamcą!  Kim bym był, gdybym ci nie wybaczył, co? Nie myśl, że upiecze ci się to, że musiałem aż godzinę go rozbijać. W zamian musisz mi pokazać jak baaardzo jest Ci źle z tego powodu, że mi nie pomogłeś."

"Czy masz może jakieś żądania co do tego jak mam ci to pokazać?" zapytał zmysłowo.

"Myślę, że nie obraziłbym się gdybyś codziennie mnie przytulał." niestety nie powiedział tego w umyśle, tylko też głośno. 

Malum siedział z ustami otwartymi do samej ziemi, Luke czerwony jak burka oglądał drzewa, a zadowolony szatyn podszedł do niego i wypełnił rozkaz. Może nie lubi jak ktoś mu rozkazuje, ale nie mógł sobie odmówić takiej przyjemności. 

"Ładnie pachniesz, chłopcze." powiedział mu na ucho. "Chyba będę wypełniać to żądanie do śmierci."

Niebieskooki nic nie odpowiedział, ponieważ był niezdolny do okazywania jakichkolwiek oznak życia. Nie odwzajemnił nawet przytulaska i stał jak mur.

"Lashton, Lashton się dzieje!" Krzyknął brązowooki, przybijając piątkę z zielonookim.

Gdy Luke się otrząsnął, niepewnie oddał przytulaska i spojrzał  z uwielbieniem na I Ashton'a.

Chłopcy w dobrych humorach rozmawiali o wszystkim i o niczym, lecz w pewnym momencie jakiś szelest przypomniał im o tym, że się zgubili.

Przestraszeni, że to jakieś dzikie zwierze, zaczęli wspinać się na drzewa. Nie uciekali przed siebie, bo jeszcze bardziej by się zgubili, a drzewo to dobry pomysł, przynajmniej dla nich.

Calum siedział na jakimś dębie z Ashton'em, a Luke z Michael'em na wierzbie. (uznajmy, że tam rosną te drzewa) 

Cashton jak i Muke siedział przytulony do siebie, bojąc się o swoje życie.

"Okej panowie, wiem że sam jestem przestraszony i Calum dobrze przytula, ale nie chce tu siedzieć całą wieczność." powiedział ten najbardziej dojrzały, chyba.

Hemmings odsunął gałąź aby spojrzeć na niego z niedowierzaniem.

"Ja wolę tu siedzieć i przytulać się z kotkiem, niż iść na pożarcie jakiemuś dzikowi."

"Nie jestem kotkiem." Odburknął Michael, a jego ręce się trzęsły, atak paniki. Próbując się jakoś odstresować żartobliwie walnął blondyna w ramię, a ten zachwiał się i spadł. Clifford przez to dostał naprawdę ataku, więc Hood zszedł ze swojego drzewa i pobiegł jemu pomóc. Ashton zrobił to samo, ale pobiegł do Luke'a. 

Ta wycieczka to naprawdę katastrofa.



=====

* Idk jak wygląda atak paniki, więc nie bijcie.


OTP;  lashton&malumWhere stories live. Discover now