Thomas wrócił do domu około dwunastej i momentalnie ponownie padł do łóżka. Gdy impreza się skończyła był zbyt pijany na powrót samochodem do domu więc Minho zaproponował przyjacielowi by przenocował u niego. Miękkie, chłodne poduszki dały Thomasowi niejakie ukojenie gdyż jego głowa okropnie pulsowała mimo, że wziął już aspirynę. Po walce stoczonej z ubraniami jego ciało poczuło się wolne i lżejsze o kilka kilo, jakby materiał ubrań wykonany był z ciężkiego stopu metali. Thomas przekręcił się na plecy wlepiając wzrok w biały sufit. Wczorajszą imprezę mógł spokojnie zaliczyć do udanych, Minho chyba miał podobne zdanie w tej kwestii bo dziś rano wyraził ogromną chęć na poprawkę w innym klubie i to już tego wieczoru. Brunet jednak przez całą zabawę nie mógł wygonić z głowy obrazu czytającego blondyna. W pół mroku nie widział zbyt dobrze jego twarzy, z postury wyglądał raczej na szesnastolatka, a samo to iż czytał jak gdyby nigdy nic w środku dzikiej imprezy sprawiało, że wydawała się jeszcze dziwniejszy. Co więc tak bardzo urzekło w nim Thomasa? Brązowooki zmarszczył nos, od myślenia znów zaczęła boleć go głowa którą w geście dezaprobaty nakrył poduszką. Leżał by tak zapewne do kolacji gdyby jego telefon nie zadzwonił, z jękiem sięgnął po niego.
- Tak tato?- odebrał nieco zdziwiony.
- Thomas dziś na obiedzie będzie u nas gościć moja dobra znajoma z synem więc oczekuję, że zaszczycisz nas swoją obecnością.- głos ojca wydawał się brunetowi nieco zmęczony, ale co się dziwić.
- Jasne tato, że będę. W ogóle dlaczego miało by mnie nie być?- zaśmiał się wstając. Jeżeli zacznie się szykować za niecałą godzinę powinien zdążyć na obiad z ręką w kieszeni.
- Bo dobrze wiem, że byłeś wczoraj na imprezie i masz kaca jak stąd do Londynu.- Thomas cieszył się, że słyszy śmiech taty, co było ostatnim czasem rzadkością z powodu nadmiaru pracy w kancelarii.
Rozmawiali jeszcze chwilę bo Havard spieszył się na ważne spotkanie z nowymi klientami. Wyjaśnił dokładnie Thomasowi, że oczekuje zarówno od niego jak i od Chucka nienagannego ubioru i stawienia się w jadalni o szesnastej. Gdy brunet wcisnął czerwoną słuchawkę powlókł się pod prysznic dziękując Bogu w duszy, że miał jeszcze mnóstwo czasu. Ciepła woda otuliła jego szczupłe umięśnione ciało, umył włosy czekoladowym szamponem, który nawiasem mówiąc naprawdę lubił choć Chuck twierdził że to babskie. Wyszedł z zaparowanej łazienki owinięty jedynie puchowym ręcznikiem na biodrach, podszedł do szafy i wyciągnął świeżą bieliznę oraz dresowe spodenki. W tak gorący dzień postanowił nie męczyć się noszeniem koszulki. Ubrany wyszedł z pokoju w celu zjedzenia jakiegoś lekkiego śniadania gdyż coś cięższego mogło nie spodobać się jego żołądkowi. W kuchni nie zastał nikogo, nawet kucharza jeszcze nie było a powinien już się zjawić by ustalić menu na ten późny obiad. Brunet nalał sobie soku pomarańczowego do wysokiej szklanki, chwycił jabłko i skierował się w stronę głosów dochodzących z ogrodu. Będąc już na tarasie dostrzegł Tarę czytającą na bujanym fotelu w cieniu rozłożystego drzew, Chucka kąpiącego się w basenie i małego szczeniaka o trzech łapach. Thomas ściągnął brwi w geście zamyślenia, ale nie przypominał sobie by mieli psa. Nie miał tak złej pamięci, chyba.
- Hej Chuck.- przywitał się z bratem podchodząc bliżej i siadając na jednym z leżaków.- Czyj to pies.- wskazał malucha gryzącego kolorową piłeczkę.
- Aaaa... Zapomniałem ci powiedzieć, to jest Krakers, nasz pies.- powiedział młodszy O'Brien, a zwierzak na dźwięk swojego imienia porzucił wcześniejsze zajęcie i radośnie podbiegł do krawędzi basenu. Chłopiec wyszedł i zajął miejsce obok starszego brata, pies momentalnie wskoczył mu na kolana.
- Nie mówiłeś nic przez telefon o tym, od kiedy u nas mieszka?- Thomas zaczął drapać Krakersa z uchem co bardzo przypadło mu do gustu.
- Po twojej ostatniej wizycie, chyba jakoś tydzień po tym jak wyjechałeś znalazłem go niedaleko szkoły. Był wychudzony i zmaltretowany, bał się mnie ale jakoś udało mi się go przekupić krakersami i odrobiną wody. Zabrałem go do domu, a później z Tarą do weterynarza, nie dawali mu zbyt dużych szans na przeżycie i jak widzisz nie udało im się uratować połamanej, a raczej zmiażdżonej prawej, przedniej łapy. Nadal muszę karmić go lekami, ale ma się już o niebo lepiej niż na początku.- wyjaśnił na jednym wdechu patrząc z uśmiechem na pieska. Brunet słysząc opowieść brata zachodził w głowę jaką trzeba być osobą by zrobić coś takiego bezbronnemu zwierzęciu.
- Jestem z ciebie dumny młody, nie każdy by się tak zachował.- potarmosił mu mokre włosy, które niczym magnez przylepiły się do pulchnej twarzy.
- Ha ha ha... Tata powiedział dokładnie to samo.- brązowe oczka Chucka przeniosły się z Krakersa na starszego brata, świeciły się radośnie.
- Krakers? Dlaczego właśnie takie imię?
- To ta wredota jadła by tylko krakersy.- wyjaśniła niania podchodząc do chłopców. Szczeniak szczeknął radośnie, poderwał się z miejsca i trochę nieporadnie pobiegł do kobiety. Na sam widok tej uroczej scenki Thomas zaczął się śmiać szczerym, niekontrolowanym śmiechem.
- Niedawno pogryzł ulubione kapcie naszej niani.- wyjaśnił pół szeptem Chuck również delikatnie się śmiejąc.
Tara pogoniła chłopców z ostrego słońca i nakazał by nie rozleniwiali się zbytnio gdyż nie długo miał wrócić ich ojciec. Thomas zaproponował bratu by pograli na konsoli jak za dawnych czasów nim poszedł na studia i wyjechał. Chuck z radością przystał na tą formę spędzenia popołudnia i teraz siedzieli na puchatym dywanie w pokoju starszego z synów Havarda przed plazmowym telewizorem grając w najlepsze. Brązowooki nie odczuwał już natrętnego bólu głowy co bardzo go cieszyło, a beztroskie siedzenie z młodszym bratem napawało go dawno nieodczuwanym szczęściem. Na uczelni miał mnóstwo znajomy, z którymi zawsze jak chciał mógł pograć w durne gry na konsoli ale jednak z Chuckiem to było coś innego. Niestety musieli oderwać się od tego zajęcia gdy Tara przyszła ich upomnieć, że mają niecałą godzinę na przygotowanie się do obiadu. Obaj wystrzelili jak z procy do łazienek by wziąć orzeźwiające prysznice. Thomas postanowił nie przesadzać z ubiorem i postawił na klasyczne czarne, zwężane spodnie i białą koszulę na długi rękaw, oczywiście podwinął rękawy do łokci. Kilka minut przed szesnastą przeczesał włosy palcami, skropił się perfumami od Calvina Kleina i zaszedł do sypialni brata by sprawdzić czy ten już jest gotowy. Chuck właśnie wychodził i wpadli na siebie w pół drogi, młodszy postawił na jasno brązowe spodnie i bordową koszulkę. Zeszli po schodach do jadalni gdzie czekał już nakryty na pięć osób stół. Nie czekali długo bo ojciec pojawił się w domu punktualnie o szesnastej, śmiechy dochodzące z hallu świadczyło o tym, że na prawdę muszą się dobrze znać. Thomas westchnął i przylepił do twarzy najładniejszy uśmiech ze swojej gamy uśmiechów.
- Ah Mary oto moi synowie.- Havard z uśmiechem przepuścił w drzwiach wysoką, smukłą blondynkę o miłym wyrazie twarzy ubraną w koktajlową, szmaragdową sukienkę i czarne szpilki. Thomas ujął jej dłoń, ucałował jej wierzch po czym rzekł:
- Bardzo miło mi panią poznać.
- Och jaki dżentelmen, zupełnie jak ojciec.- jej głos był słodki i delikatny.
Gdy Thomas na nią patrzył wydawało mu się, ze kobieta ma niespełna góra dwadzieścia osiem lat co było nie możliwe bo miała syna rok młodszego od niebieskookiego. Jak na zawołanie zza pleców Havarda wyłonił się szczupły chłopak o blond włosach i magicznie brązowych oczach. Brunet zlustrował go od głowy po stopy, miał na sobie ciemno brązowe spodnie i granatową koszulę.
- Miło poznać, Thomas.- wyciągnął do niego dłoń miło się uśmiechając. Blondyn odpowiedział na to tylko krzywym, wymuszonym uśmiechem, ale uścisną dłoń niebieskookiego.
- Newt.
______________________________________________________________________
I oto drugi rozdział :3 Przepraszam, że wczoraj nic nie dodałam ale było zbyt gorąco bym mogła jakkolwiek myśleć -.- Mam nadzieję, że do tej pory się podoba :) Wiecie oczywiście iż liczę na wasze komentarze i gwiazdki :*
CZYTASZ
You Don't Fool Me// Newtmas
Fanfic- Tommy. - Co? - Nic, po prostu chciałem wypowiedzieć twoje imię.