~Rozdział 15~

286 23 5
                                    

 Jack wybuchł śmiechem. 
- Wielki morderca Jeff the Killer, którego szuka całe miasto, się zakochał! Pewnie w Megan? - nadal się śmiał. 
- Bardzo śmieszne Jack. Przyszedłem tu po poradę, a ty się ze mnie śmiejesz! - wstałem z bólem. - Wielkie dzięki za taką pomoc. 
- Wybacz, ale myślałem, że będziesz z Jane. Nie spodziewałem się, że jakaś śmiertelniczka zawróci ci tak w głowie. 
- Ona nie jest śmiertelniczką. Jest taka jak my - warknąłem.
- Spokojnie Jeff. Nabijam się tylko, a tak na poważnie, to ty serio się w niej zakochałeś? Powiem ci, że nigdy bym się nie spodziewał, że to od ciebie usłyszę. Dorastasz chłopie.
- Bardzo śmieszne.
- Staram się.
- Mógłbyś ze mną pogadać na poważnie? - spojrzałem na niego ze smutkiem w oczach.
- Dobra stary. Próbuję, ale to nie jest proste - mruknął Jack. - Szczególnie jeśli człowiek nie był nigdy zakochany - westchnął i usiadł obok mnie.
Oparł się na rękach i skierował głowę w moją stronę.
- Słuchaj Jeff. Jeśli jesteś zakochany w Megan to uważam, że powinieneś jej o tym powiedzieć. Nawet jeśli ona odrzuci twoje uczucie to nie będziesz żył ze świadomością, że stchurzyłeś. Tylko zanim tam pójdziesz to przejdź się najpierw do Slendiego, żeby ci wyleczył tą nogę.
- Wolałbym żeby mi to wyleczył Jack.
- Nie ma go?
Pokręciłem głową, zapominając o tym, że Jack mnie nie widzi.
- Niestety nie. Podobno się pokłócił z Jill.
- Słyszałem, że ktoś krzyczał, ale nie sądziłem, że to oni.
- Niestety oni. Wrócą pewnie za dwa, może trzy dni.
- Wytrzymasz tyle bez Megan?
- Będę musiał.

Meg POV's

Uśmiechnęłam się lekko do mamy. Jedziemy właśnie do szpitala. Przekonała mnie do tego, by odwiedzić Charlotte i Jordana. Powiedziała mi, że są w złym stanie psychicznym. Złapało mnie poczucie winy.
Mama zaparkowała na prawie pustym parkingu. Wzięłam głęboki wdech i wysiadłam z samochodu. Spojrzałam na wielki budynek, w którym sama leżałam parę dni temu. Wiał od niego straszny chłód. Ludzie z miasta powiadają, że w tym szpitalu są wszystkie duszę ludzi, którzy tu zmarli. Ponoć w nocy chodzą one po korytarzach i przeszkadzają pracownikom. Kiedyś powiedziałbym, że nie wierze w to, ale teraz wszystko się zmieniło. Dawniej wyśmiewałam ze znajomymi legendy o potworach, które mieszkają w naszym lesie, a teraz sama jestem jednym z nich. W sumie to oni wszyscy nie są potworami. Są normalnymi ludźmi, którzy zostali skrzywdzeni. Prawie wszyscy.
Wzięłam mamę za rękę i razem ruszyłyśmy w stronę szpitala. Słońce pomału chowało się za drzewami. Drzwi rozsunęły się, a my wkroczyłyśmy do budynku. Pierwszą osobą, którą zobaczyłam, była mamą Charlotte. Podbiegłam do niej i poklepałam ją po ramieniu. Wzdrygnęła się i spojrzała na mnie. Gdy tylko jej oczy spotkały się z moimi poczułam, że coś jest nie tak. Jej źrenice powiekszyły się ze zdziwienia.
- Co ty tu robisz Megan? - powiedziała zszokowana.
- Przyszłam odwiedzić Lottie i Jordana, czy to problem? - zmarszczyłam brwi.
- Ależ skąd. Lottie bardzo się ucieszy, że przyszłaś, ale nie będziesz mogła z nią porozmawiać. Ten - łza spłynęła jej po policzku. - ten psychopata odciął jej język.
- Słyszałam coś. Zaprowadzi mnie pani do niej?
- Oczywiście.
Ruszyła przodem, a ja grzecznie dreptałam za nią. Mimo że Lottie i Jordan mnie zdradzili, to martwię się o nich. Od bardzo dawna byli dla mnie najważniejszymi osobami, więc troska o nich nie minie tak szybko. W końcu mama Charlotte zatrzymała się i otworzyła drzwi. Gestem ręki wskazała, że mam wejść. Zawachałam się, ale to zrobiłam.
Zobaczyłam Lottie, całą w bandażach, podpiętą do najróżniejszych urządzeń. Włosy miała ścięte na pazia. Leżała z zamkniętymi oczami. Powoli przymknęłam drzwi i usiadłam na krześle obok łóżka.
- Lottie? - zaczęłam cicho.
Ona od razu otworzyła oczy, ukazując mi dobrze znany zieleń, który patrzył na mnie zawsze z czułością od niepamiętnych czasów.
- Tak bardzo mi przykro Lottie. To moja wina, że tak skończyłaś.
Pokręciła głową i powiedziała bezgłośnie ,,To nie twoja wina".
- Mogłam temu zaradzić - łza spłynęła mi po policzku.
,,To moja wina".
- Chciałabym cię zapytać dlaczego mi to zrobiliście, ale wiem, że nie masz mi jak odpowiedzieć. Powiem ci jedynie, że chciałabym ci wybaczyć. Jordan'owi też, ale nie potrafię. Tobie dlatego, że wiedziałaś ile on dla mnie znaczy. Wiedziałaś, że jestem w nim zakochana od pierwszego razu, gdy go zobaczyłam, a mimo to nic cię nie powstrzymało przed tym, żeby z nim flirtować. Z nim też idę porozmawiać.
Wstałam z krzesła, patrząc jak zielone oczy Charlotte robią się szklane od napływających łez.
- Wrócę tu jutro. Mimo że nie mogę na ciebie patrzeć to się o ciebie boję. Do zobaczenia Lottie.
Wyszłam z pokoju, minęłam mamę Charlotte bez słowa i poszłam wzdłuż korytarza. Jordan musi gdzieś tu leżeć. Nagle coś uderzyło mnie w nos. Spojrzałam na winowajce. Były to otwarte drzwi, zza których wysyawała głową mamy Jordan'a. Ja to jednak mam szczęście.
- O matko Megan, przepraszam cię z całego serca - podała mi dłoń.
Ujęłam ją i wstałam na równe nogi.
- Nic się nie stało proszę pani. Czy mogłabym porozmawiać z Jordan'em?
- Oczywiście moja droga.
Wpuściła mnie do środka, a sama poszła kupić sobie kawę. Jordan wyglądał podobnie do Lottie, ale on miał obwiniętą głowę tak, że bandaż zasłaniał mu oczy.
- Kto to? - mruknął.
- A jak myślisz?
- Megan? - powiedział z wyraźnym zdziwieniem. - Jesteś ostatnią osobą, którą spodziewałem się tu spotkać.
- Mam sobie pójść? - usiadłam na krzesełku.
- Nie, nie! - zaprotestował szybko. - Po prostu sądziłem, że mnie nienawidzisz.
- Bo nienawidzę, ale się o ciebie martwię.
- Zawaliłem, prawda?
- Tak, ale dlaczego to zrobiłeś? Nie potrafię tego zrozumieć.
- Teraz jak nad tym myślę też nie potrafię. Byłaś najlepszym co mnie spotkało, a ja tak po prostu cię straciłem. Chciał bym cofnąć czas.
- Uwierz mi, ja też.
- Zostaniesz ze mną?
- Zostanę, ale tylko na godzinę. Potem muszę iść.
- Wiem, że nie mam szans na ponowne bycie twoim chłopakiem, ale wiedz, że zawsze będę cię kochał. Możemy chociaż zostać przyjaciółmi?
- Nie możemy Jordan. Ja i ty to przeszłość. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, ale musiałam tu przyjść. Musiałam się pożegnać.
- Jak to pożegnać? - zmarczył brwi.
Bez jego oczu to nie to samo.
- Normalnie Jordan. To nasza ostatnia rozmowa.
- Powiesz mi chociaż gdzie się wyprowadzasz?
- Daleko stąd Jordan, daleko stąd.

Koniec rozdziału, a ja na całe szczęście zmieściłam się w terminie! 🎈 No... powiedzmy, ale u mnie z terminami jest kiepsko i to bardzo. Chciałabym Wam powiedzieć, że pomału zbliżamy się do końca! Chciałabym też Wam podziękować za prawie 2 tyś. wyświetleń oraz 250 votes. Jesteście niesamowici. Jeśli mogę prosić to komentujcie. To motywuje jeszcze bardziej niż gwiazdki. Z okazji 2 tyś. mam dla Was propozycje. Zorganizujemy maraton! Co Wy na to? Mam do propozycji dwa terminy
~ 18 lipca 🌺
~ 25 lipca 🌹
Co pół godziny byłby wpuszczany nowy rozdział, a zważywszy na to, że do epilogu już blisko, to zrobilibyśmy tak, że dodałbym wszystkie rozdziały oprócz ostatniego oraz epilogu. Zaczęlibyśmy o 18! Co Wy na to? Piszcie w komentarzach, który termin wolicie i jak wam się ten pomysł podoba!
Czekam i do następnego! 😉
PS. Od jakiegoś czasu poprawiam wszystkie rozdziały 😉 na ten też przyjdzie czas.

Jeff i Meg The KillerWhere stories live. Discover now