~Rozdział 3~

578 42 3
                                    

  Otworzyłam oczy i spojrzałam na chłopaka śpiącego obok mnie. Był bez bluzy, przez co widziałam jego umięśnioną klatę. Podczas snu wyglądał bardzo niewinnie i słodko. Niczym nie on. Uśmiechnęłam się pod nosem i spróbowałam wstać, ale Jeff od razu mnie do siebie przyciągnął i przytulił, chowając swoją głowę w moich włosach. Przełknęłam ślinę, przypominając sobie, że nie jest on normalnym człowiekiem. Kątem oka sprawdziłam godzinę. Jedenasta dwanaście. Trochę zbyt długo spałam. Szturchnęłam czarnowłosego łokciem w brzuch, by móc się uwolnić.

— Jeszcze pięć minut mamo — mruknął i obrócił się na drugi bok, oddając mi możliwość ruchu.

— Nie jestem twoją mamą — szepnęłam, jednocześnie podnosząc kołdrę.

— Jeszcze chwilę Slendi — zakrył się nią po uszy.

  Zachichotałam i wstałam. Kto by pomyślał, że będę spać przez całą noc w łóżku z seryjnym mordercą i nie będę się go bać? To brzmi jak dobry dowcip, ale tak naprawdę nie czułam żadnego strachu przy nim.

  Wyjęłam z szafy potargane ciemne jeansy, biały podkoszulek i czerwoną koszulę w kratę. Poszłam do łazienki, przebrałam się, spięłam czarne włosy w koński ogon i wróciłam do pokoju. W sumie to mojej mamy już nie ma, więc teoretycznie mogę krzyczeć.

— Pięć minut minęło leniu! — wrzasnęłam Jeffowi prosto do ucha.

  Od razu usiadł na łóżku jak oparzony, a ja zaczęłam się śmiać niczym psychopata. Spojrzał na mnie jak na jakiegoś wariata, potem wystawił mi język i wrócił do spania, mrucząc coś pod nosem. Westchnęłam tylko i wyszłam z pokoju. Ruszyłam do kuchni, a gdy już się w niej znajdowałam, wyjęłam składniki z szafek. Kątem oka zobaczyłam liścik od mamy. Przeczytałam go szybko. Napisała, że dzisiaj wyjątkowo wróci o dwudziestej drugiej i mam do niej zadzwonić, gdy tylko wstanę. Pobiegłam do mojego pokoju po telefon, rzuciłam okiem na psychopatę, który spał z głową spadającą z łóżka i nogami dyndającymi z drugiej strony. Był cały odkryty, więc zauważyłam, że śpi w samych bokserkach. Zachichotałam cicho i wróciłam do kuchni. Wybrałam numer mamy, która odebrała po pierwszym sygnale.

— Hej słonko dobrze się czujesz?

— Tak mamo. Zameldowałam się, jak kazałaś. Wracam teraz do przygotowania śniadania dobrze?

— Tak. Smacznego skarbie. Zadzwonię potem.

— Dziękuję mamo. Papa.

  Rozłączyłam się, odłożyłam telefon na blat i wrzuciłam trochę masła na patelnie. Gdy się już rozpuściło, wrzuciłam na patelnie potargane kawałki szynki, a po podsmażeniu ich wbiłam kilka jajek. Cały czas nuciłam pod nosem „Sun is Shining", jednocześnie mieszając drewnianą łyżką. Nagle usłyszałam cichy śmiech. Odwróciłam się i spojrzałam w stronę drzwi. Jeff opierał się niedbale o futrynę. Był bez bluzy i w samych bokserkach, a na jego ustach malował się szeroki uśmiech, mimo że już wcześniej był na nich wycięty. Wróciłam wzrokiem do patelni i spłonęłam rumieńcem.

— Ładnie śpiewasz — powiedział.

— Dziękuję, ale mam dla ciebie jedną drobną zasadę — szepnęłam.

— Dawaj — usłyszałam, że odsuwa krzesło.

— Jeśli masz zamiar tu chwilowo „mieszkać" — ruszyłam palcami. — To błagam, zakładaj chociaż spodnie.

— Zasady jak u Slendermana— mruknął i wyszedł.

  Pokręciłam głową z uśmiechem i nałożyłam jajecznicę na talerze. Umyłam patelkę, zaniosłam jedzenie na stół i zaczęłam pomału jeść. Po chwili wrócił Jeff z mokrą głową i w czarnych spodniach. Od razu zaczął jeść swoją porcję. Kątem oka zobaczyłam, że nawet stopy miał białe.

Jeff i Meg The KillerWhere stories live. Discover now