~Rozdział 16~

277 21 1
                                    

Ludzie uciekają przed tym, co sprawia, że żyje im się trudniej. Niektórzy zamykają się w domu i nie wychodzą, inni wyjeżdżają. Jadą daleko od miejsca smutku, od osoby, która zniszczyła im życie. Niestety, żeby wyjechać, trzeba być pełnoletnim. Ja się do tych osób nie zaliczam.
Moja mama kocha to miasto, zna każdy jego centymetr na pamięć. Tu się urodziła, wychowała, żyła. Nie wyjedzie stąd, ale ja muszę. Wyjazd jest ucieczką.
Wyjęłam torbę podróżną z szafy i postawiłam ją na biurku. Nie patrząc, co biorę, wrzuciłam dwie kupki ubrań do środka. Później bieliznę i kilka potrzebnych rzeczy. Zapięłam torbę i rozglądnęłam się po pokoju. Pokoju pełnym wspomnień. To w nim mieszkałam od urodzenia. W kącie, gdzie stoi teraz szafa, dawniej stała kołyska. Po ziemi walały się lalki, klocki i inne zabawki. Później zmieniły się meble, bo lokatorka pokoju wciąż rosła. Zaczęła się szkoła, było potrzebne biurko, w którym dziewczynka miała trzymać swoje książki, było potrzebne łóżko, na którym będzie spać. Łóżko, z którego wraz z przyjaciółką będzie robić fortece. Z biegiem lat wszystko się zmieniało. Ojciec odszedł, pokazując się tylko w alimentach. Mama przestała ufać mężczyzną, więc od dawna jest sama. Skupia się na pracy oraz prowadzeniu domu.
,,Ucieczka z domu". Nigdy nie sądziłam, że o tym pomyślę. Nie sądziłam, że będę musiała stąd uciec. Zostawić mamę, zostawić całe swoje życie i zwiać jak tchórz, ale nie robię tego z własnego widzimisię. Robię to, by uciec od wszystkiego i nikogo nie ranić, a przy tym nie ranić samej siebie.
Parę lat temu moja mama powiedziała, że będzie szanować każdy mój wybór. Uszanuje, jeśli postanowię się wyprowadzić, ale będzie jej wtedy bardzo przykro. Powiedziałam, że nie wyprowadzę się za nic w świecie, że jest na mnie skazana do końca życia. Zaczęłyśmy się wtedy śmiać. Teraz wydaje mi się, że nie byłam świadoma tego, co mówię.
Spojrzałam na swoją prawą dłoń. ,,J.T.K.". Dowód na to, że moje życie nie jest i nie było normalne. Wzięłam głęboki wdech, wsunęłam torbę pod łóżko i wyszłam z pokoju. Szłam z opuszczoną głową, obserwując jak moje czarne, sportowe buty uderzają o drewnianą podłogę. Weszłam do kuchni i zobaczyłam mamę myjącą talerz.
- Mamo?
- Hmm?
- Idę do Jeff'a. Wrócę za godzinę.
- Włączam stoper. Masz godzinę! - zaśmiała się.
- Dobrze mamo - powiedziałam przymulonym głosem.
Schowałam się za ścianę, złapałam medalion i zmieniłam postać. Przeniosłam się do domu Slendermana. Poczułam miły wietrzyk i usłyszałam śpiew ptaków. Pomału ruszyłam w stronę drewnianego domku. Muszę się z nimi pożegnać.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Masky i Toby oglądali telewizję. Wielcy mordercy, a przed telewizorem siedzą jak typowi chłopcy. Gdy zamknęłam drzwi, od razu skierowali wzrok w moją stronę.
- Cześć Megan! - powiedział Masky podchodząc do mnie.
Toby tylko mi pomachał i wrócił do oglądania.
- Hej chłopcy. Wicie może gdzie jest Jeff?
- Pewnie w swoim pokoju. Od wczoraj nie wychodzi - powiedział Masky.
- Dzięki - mruknęłam i ruszyłam w wyznaczonym kierunku.
Szłam przez chwilę korytarzem, a potem stanęłam naprzeciwko drewnianych drzwi. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam je. Na samym początku nie poznałam tego pokoju. Wszystko leżało w idealnym porządku na półkach, łóżko było pościelone, a szafa z łatwością się zamykała. Spojrzałam zszokowana w stronę mężczyzny siedzącego przy biurku. Czarne włosy opadały bezwładnie na jego ramiona. Biała ręką poruszała się po kartce identycznego koloru. Pomału podeszłam do chłopaka i oparłam mu dłoń na barku. Spojrzałam na rysunek. Była to czwórka ludzi. Kobieta i mężczyzna obejmowali dwójkę chłopców. Jeden z nich przypominał mi wyglądem Jeff'a.
- Kto to? - zapytałam, siadając na biurku.
- Moja rodzina. Mama Margaret, tata Peter, brat Liu - przesuwał ołówkiem po kartce, pokazując kolejno osoby. - i na końcu ja.
- Mogę cię zaskoczyć? - uśmiechnęłam się.
- Jasne.
- Moja mama przyjaźniła się z twoją.
- Wiem - na jego twarzy wykwitł uśmiech idący od jeden blizny do drugiej. - Dlatego się tu wprowadziłem, a kiedy nastał czas, odwiedziłem was.
- Straszenie mnie w nocy nazywasz odwiedzinami? - uniosłam brwi.
- Tak - uśmiechnął się szeroko.
- Myślałam, że odkąd mnie spotkałeś po raz pierwszy, wiedziałeś, kim jestem.
Jeff oparł się o krzesło.
- To dłuższa historia. Chcesz posłuchać?
Pokiwałam głową jak pięciolatka.
- Wszystko zaczęło się od tego, że dowiedziałem się, gdzie moi rodzice mieszkali za młodu. Miałem poczucie winy, więc przybyłem do tego miasta, by nie stracić ich do końca. Dotąd nie mogę pojąć, dlaczego ich wszystkich zabiłem. Wracając, wprowadziłem się, a Slenderman od razu dał mi zadanie. Pomyślałem ,,Czemu nie?". Wtedy spotkałem młodą dziewczynkę, która nieźle mi przywaliła. Następnego dnia przeszukałem wszystkie notesy mamy, pogadałem z każdym jej starym nauczycielem, ale znalazłem. Twoja mama. Chciałem z nią porozmawiać, chciałem przywrócić, choć część rodziców, ale wtedy Slenderman powiedział, że nie możemy się zbliżać do twojej rodziny, dopóki na to nie pozwoli. Uszanowałem jego wolę, ale codziennie was obserwowałem. Twoją mamę, gdy była w domu, a kiedy jej nie było, to podglądałem cię. Zawsze w cieniu, nigdy się nie wychylałem. W końcu nastał dzień, gdy Slenderman spytał, kto chce do ciebie iść. Pierwszy się zgłosiłem i pognałem do waszego domu, jakby mnie ktoś wystrzelił z procy. Postanowiłem, że na samym początku cię nastraszę, ale to była jedna z głupszych rzeczy, jakie postanowiłem zrobić - uśmiechnął się do wspomnień. - Mimo że wiedziałem o tym, że przestaniesz się mnie bać za dwadzieścia cztery godziny, to nie mogłem się pozbyć wrażenia, że źle to rozegrałem. Zapomniałem wspomnieć, że tego dnia mijało dokładnie siedem lat od czasu, gdy Masky podał ci tego cukierka. Później wróciłem do domu i poprztykałem się z Ben'em oto, że miałem ci wszystko powiedzieć, a nie straszyć. Następnego dnia byłem już u ciebie. Resztę historii znasz.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym od razu?
- Nie wiem.
- Wtedy byłoby o wiele prościej - westchnęłam.
- Nigdy w życiu nie jest prosto.
- Niestety - wzięłam głęboki wdech. - Muszę ci o czymś powiedzieć.
Skierował na mnie wzrok. Zawahałam się. Co mam mu powiedzieć? ,,Słuchaj Jeff, przyszłam ci powiedzieć, że wyjeżdżam stąd, zostawiam wszystko, co było dla mnie najważniejsze na świecie i zwyczajnie uciekam"? Jestem potworem. Przeczesałam włosy palcami i powiedziałam jedno proste słowo.
- Wyjeżdżam.

Witam w pierwszej części maratonu! Następny rozdział już za pół godzinki, więc czekajcie cierpliwie! Każdy rozdział będzie mniej więcej takiej długości, czyli około 1000 słów. Do zobaczenia wkrótce!

Jeff i Meg The KillerWhere stories live. Discover now