~Rozdział 17~

241 20 3
                                    

- Wyjeżdżam.
To słowo zawisło w pokoju niczym chmury zwiastujące nadejście burzy. Jeff patrzył mnie tak, jakbym złamała mu serce, a potem podeptała je szpilkami. Cisza między nami stawała się coraz bardziej denerwująca, a Jeff uparcie się nie odzywał.
- Jeff... - zawahałam się. - Jeff powiedz coś.
Chłopak prychnął.
- Co mam powiedzieć? Cokolwiek bym powiedział to i tak już postanowione, przyszłaś tu się pożegnać, więc proszę bardzo! - krzyknął, wstając z krzesła. - Żegnam panią! Tam są drzwi! - opadł na łóżko. - Idź i nie wracaj.
Głos uwiązł mi w gardle. Nigdy bym się nie spodziewała, że Jeff tak zareaguje. Do oczu napłynęły mi łzy, które po chwili ciekły strumieniami po policzkach. Otarłam je dłonią i ruszyłam do drzwi. Otworzyłam je, ale przed samym wyjściem spojrzałam na wkurzonego Jeff'a.
- Żegnaj.
Wyszłam z pokoju, a do oczu napłynęły mi kolejne łzy. Wiedziałam, że Jeff będzie zdziwiony, ale nie sądziłam, że na mnie będzie krzyczał! Po co tu w ogóle przychodziłam?
Przeszłam korytarzem, omijając każdego. Nagle ktoś wyrósł mi przed nogami. Mała dziewczynka patrzyła na mnie, swoimi zielonymi oczkami kurczowo ściskając misia.
- Czemu płaczesz? - spytała, przechylając główkę.
- Pokłóciłam się z Jeff'em - otarłam łzy, a potem przytuliłam Sally. - Będę tęsknić.
- To nie odchodź. Słyszałam wszystko. Nie zostawiaj mnie.
- Muszę Sally. Przepraszam.
Uśmiechnęłam się do dziewczynki i zmieniłam postać. Pomachałam do Sally na pożegnanie i przeniosłam się do mojego pokoju. Później wróciłam do ludzkiej postaci i wyszłam z pokoju.
- Już jestem mamo.
- Choć na chwilę do kuchni.
Zmarszczyłam brwi i ruszyłam do wspomnianej części domu. Przed progiem stanęłam jak wryta. W kuchni stali mężczyźni, którzy byli u nas ostatnio.
- Dzień dobry - powiedziałam pomału.
Kiwnęli mi głowami.
- Panowie przyszli w sprawie tego mordercy. Chcieli z tobą porozmawiać.
Przełknęłam ślinę.
- Dobrze.
Mama wyszła z kuchni, a ja wraz z policjantami usiadłam do stołu. Zaplotłam ręce na piersi i spojrzałam na mężczyzn.
- O co chodzi? - zmrużyłam oczy.
- Chcielibyśmy ci zadać parę pytań dotyczących twojego rysunku - odparł brunet.
- Słucham.
- Pokazaliśmy twój rysunek mamie poszkodowanej dziewczyny. Z tego, co wiemy to twoja przyjaciółka. Matka stwierdziła, że mężczyzna na rysunku wygląda identycznie, do tego, którego widziała. Jeśli dobrze pamiętamy, to w telewizji nie było jego podobizny - blondyn oparł łokcie na stole. - Skąd wiedziałaś, jak wygląda?
Przełknęłam gule stojąca w gardle. No to już po mnie. Opuściłam ręce na kolana i spojrzałam mężczyźnie w oczy.
- Okłamałam was. I co teraz zrobicie? I tak nie znajdziecie Jeff'a - powiedziałam, pewna siebie.
- Mamy swoje metody, moja droga. Ten morderca już wkrótce będzie siedział za kratami. Ty natomiast pojedziesz z nami - obydwaj wstali.
- A to niby dlaczego? - warknęłam.
- Evans - ciemnowłosy wskazał na mnie ruchem głowy.
Blondyn natomiast złapał mnie za ramiona i pociągnął do góry. Chwycił mnie za ręce i skuł mnie kajdankami. Zimny metal dotykał moich nadgarstków.
- Megan Farewell, zostajesz aresztowana pod zarzutem ukrywania groźnego przestępcy. Masz prawo zachować milczenie.
- Nie! - wrzasnęłam.
Zobaczyłam mamę stojącą w drzwiach. Dłoń trzymała przy ustach, a łzy spływały jej po policzkach.
- Nie możecie jej zabrać - wyszeptała.
- Przykro mi pani Farewell, ale taki dostaliśmy nakaz. Może pani odwiedzić córkę dopiero jutro. Do widzenia.
Evans szarpnął mną. Ruszyłam za drugim policjantem. Mijając mamę wyszeptałam ,,Przepraszam" i spuściłam głowę. Wyszliśmy z domu. Czułam na sobie wścibskie spojrzenia sąsiadów, słyszałam, jak szepczą do siebie, ale ja uparcie patrzyłam na własne stopy. Letni wiatr rozwiał mi włosy. To nie tak miało być. Wsiadłam do radiowozu, a policjant zatrzasnął za mną drzwi. Spojrzałam na swój niewielki dom. Czarna dachówka, ściany z ciemnego drewna. Dom taki sam jak każdy na tej ulicy.
Mężczyźni wsiedli do środka. Evans za kierownicą, a ten drugi jako pasażer.
- Kit. Dzwonisz do niej?
Kit skinął głową i wyjął telefon. Ruszyliśmy. Blondyn włączył syrenę policyjną. Zsunęłam się na fotelu. Niech to się skończy.
- Cześć Greta. Możesz przyjechać na komisariat. Mamy pierwszego podejrzanego w sprawie tego mordercy - powiedział Kit do telefonu. - Dobra. To do zobaczenia.

Jeff POV's

- Wyjeżdżam.
To jedno głupie słowo zniszczyło wszystko. Chciałem jej dzisiaj powiedzieć. Iść za radą Jack'a, ale ona w ciągu jednej sekundy to wszystko zniszczyła.
- Jeff... Jeff powiedz coś - poprosiła cicho.
- Co mam powiedzieć? Cokolwiek bym powiedział to i tak już postanowione, przyszłaś tu się pożegnać, więc proszę bardzo! - wstałem z krzesła. - Żegnam panią! Tam są drzwi! - przypomniałem sobie o rozciętej nodze i opadłem na łóżko. - Idź i nie wracaj.
Cały czas patrzyłem w podłogę. Nie chciałem jej już widzieć. Nigdy nie powinienem był się w niej zakochiwać! Co ja sobie myślałem? Że ona też mnie pokocha i będziemy parą jak, w co drugiej książce? Byłem głupi. Kto by chciał takiego potwora jak ja?
Usłyszałem, jak idzie. Naprężyłem mięśnie, bojąc się, że do mnie podejdzie, ale ona wcale nie szła w moją stronę. Szła do drzwi. Słyszałem, jak je otwiera.
- Żegnaj - powiedziała i wyszła.
Ukryłem twarz w dłoniach i położyłem się na łóżko. Nie tak miało być! Cholera jasna! Nie tak to się miało potoczyć. Nie powinienem tak reagować. Dlaczego najpierw robie, a potem myślę?
Usłyszałem pukanie do drzwi. Podniosłem się i spojrzałem na przybysza. Biała maska, czarne włosy, długa suknia.
- Czego chcesz Jane? - warknąłem.
- Spokojnie Jeff. Nie przyszłam się kłócić - usiadła obok mnie. - Słyszałam krzyki i przyszłam zobaczyć, o co chodzi.
- Długo by odpowiadać - westchnąłem, kładąc się.
- Mam czas - położyła się tuż obok.
Zaśmiałem się.
- Serio chce ci się tego słuchać?
Wzruszyła ramionami.
- Czemu nie.
Zacząłem jej opowiadać wszystko, co się działo przez ostatnie kilka tygodni. Nareszcie zrzuciłem z siebie ten ciężar. Jane cierpliwie słuchała i ani razu mi nie przerwała.
- Wtedy ona powiedziała, że wyjeżdża, a ja na nią nakrzyczałem, że ma stąd od razu wyjść.
- A spytałeś, dlaczego chce wyjechać?
Pokręciłem głową, a dziewczyna wstała z łóżka.
- Trzeba było.
Uśmiechnąłem się do niej. Nagle do pokoju wpadł Masky. Był bardzo czymś podniecony.
- Mówią o tobie w wiadomościach.
Masky podbiegł do mnie i wziął mnie na barana. Pobiegł ze mną do salonu, a za nami truchtała Jane. Chłopak zrzucił mnie na fotel. Czarno-włosa usiadła na kanapie obok Toby'ego i wszyscy spojrzeliśmy na ekran telewizora. Była na nim pokazana komenda policji w Bronwood. Po chwili obraz zmienił się na redaktorkę i jakiegoś policjanta.
- Dzień dobry. Mówi dla państwa Greta Winner. Znajdujemy się na komisariacie policji w Bronwood. Jest ze mną policjant Nathaniel Kit. Panie władzo, czemu zawdzięczamy naszą obecność tutaj? - podała mikrofon mężczyźnie.
- Około pół godziny temu zatrzymaliśmy podejrzaną w sprawie Jeff'a the Killer'a. Jest to nastoletnia mieszkanka naszego miasta.
- Skąd macie pewność, że jest powiązana z tą sprawą?
- Ostatnio dostaliśmy zgłoszenie, że rodzina tej dziewczyny może ukrywać poszukiwanego. Przeszukaliśmy dom i znaleźliśmy ten rysunek - pokazał do obiektywu. - Oskarżona przyznała się dzisiaj to tego, że widziała i najprawdopodobniej rozmawiała z przestępcą. Dziewczyna została pozbawiona biżuterii wszelkiego rodzaju, a obecnie przebywa w naszym areszcie.
- Możemy się dowiedzieć, jak nazywa się oskarżona?
- Przykro nam, ale to poufna informacja.
- Będziemy państwa informować na bieżąco. Dziękujemy za uwagę. Dla państwa Greta Winner.
W pokoju zaległa cisza. Poznałem ten rysunek. Boże...
- Oni mają Megan.

No to się porobiło, a już było... dobra nie było pięknie, ale lepiej niż teraz. Piszcie, jak wam się podobał rozdział i czekajcie cierpliwie do następnego (już za pół godzinki). Do następnego!

Jeff i Meg The KillerWhere stories live. Discover now