~Rozdział 18~

241 22 6
                                    

Odstawiłam kubek wody na stół i splotłam ręce na piersi. Zmierzyłam gniewnym wzrokiem Evans'a, a potem spojrzałam w stronę lustra weneckiego, za którym stał Kit.
- Nic wam nie powiem - mruknęłam.
- Chcemy, tylko żebyś nam powiedziała, gdzie ukrywa się morderca. Zaraz potem cię wypuścimy. Jeśli obawiasz się jego zemsty, to dostaniesz całodobową ochronę.
- Nie powiem wam, gdzie jest Jeff. Możecie to sobie wybić z głowy.
- Jak mamy cię przekonać?
Wzruszyłam ramionami.
- Oddajcie mi medalion.
Blondyn zmarszczył brwi.
- Pytasz o niego po raz kolejny. Jest dla ciebie ważny?
- Mam do niego sentyment - zmrużyłam oczy.
- Pamiątka rodzinna?
- Można tak powiedzieć.
- Chodźmy na taki układ. Ty mi mówisz, gdzie jest ten chłopak, a ja ci oddaje wisiorek. Zgoda?
Prychnęłam.
- Mogę wrócić do celi?
Evans wziął głęboki wdech i wstał. Ruszyłam zaraz za nim. Szliśmy dość długim, policyjnym korytarzem. Podłogi z jasnego drewna i kremowe, murowane ściany. Komisariat w Bronwood. Dwupiętrowy budynek, w którym mieści się pokój przesłuchań, pięć cel, cztery pokoje policjantów, szatnia i kilka innych pomieszczeń. Jestem tu dopiero od kilku godzin, a oni przesłuchiwali mnie już z dziesięć razy. Zaraz po przyjeździe zabrali mi całą biżuterię, więc nici z ucieczki.
Zatrzymaliśmy się pod moją cela. Policjant otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka. Na nieszczęście z celi można wyjść jedynie przez drzwi, których cały czas ktoś pilnuje. Przynajmniej pokoje nie wyglądają jak więzienia ze starych filmów. Tutaj jest się zabudowanym z każdej strony i nie ma krat. Pod ścianą stoi twarde łóżko z białym prześcieradłem. Do reszty jest pusto.
Westchnęłam i położyłam się na łóżku. Dlaczego to się tak potoczyło? Nie mogłam żyć jak normalna dziewczyna? Musiałam poznać Jeff'a? Musiałam? Wszystko było prostsze, zanim się poznaliśmy. Czasami tak bym chciała wrócić do tego dnia. Mogłabym wszystko zmienić, ale niestety. Czasu nie cofniesz.
Zgaduje, że gdyby nie ci policjanci to już dawno byłabym w drodze. Nie powinnam chcieć uciec. Nawet nie potrafię dobrze wytłumaczyć, dlaczego chce wyjechać. Mimo że marudzę na tego Jeff'a to przynajmniej miałam z kim pogadać, a teraz nie mam do kogo gęby otworzyć. Ciekawe czy Jeff mnie teraz nienawidzi? Zawiodłam go. Zawiodłam i zraniłam.
Obróciłam się na lewy bok i ułożyłam ręce przy głowie. ,,J.T.K"
- Jesteś moja.
Skuliłam nogi i zamknęłam oczy. Wcześniej zmieniałam się bez medalionu, a teraz już tego nie potrafię? Jeff uczył mnie jak mam się zmienić. Mówił, że mam sobie wyobrazić tamte dwie kobiety i poczuć to, co czułam wtedy. Skupiłam się na tym wspomnieniu. Dawaj Megan, dawaj.

Jeff POV's

- Slenderman! - wrzasnąłem.
Stałem pod drzwiami do jego gabinetu. Musimy pomóc Megan. To moja wina, że trafiła do tego głupiego więzienia. Ciekawe czego od niej chcą? Pewnie ma mnie wydać, ale ona nic nie powie, prawda?
- Slenderman! Trzeba pomóc Meg!
- Nie ma go - usłyszałem cichy głosik za plecami.
- Jak to go nie ma Sally?
- Tak to. Parę godzin temu mi powiedział, że wychodzi i wraca za tydzień. Nie wiem, gdzie poszedł.
- Świetnie, a Laughing już wrócił?
Dziewczynka pokręciła głową.
- A po co ci oni?
- Chciałem, żeby Jack mi naprawił nogę, a Slenderman przeniósł do Megan - westchnąłem.
- Z teleportacji ci nie pomogę, ale mogę uleczyć twoją nogę - uśmiechnęła się lekko.
Zmarszczyłem brwi, ale skinąłem głową. Dziewczynka podała mi swojego misia, a potem uklękła przede mną. Objęła ranę swoimi drobnymi rączkami i zamknęła oczy. Zaczęła mruczeć jakiejś słowa, a spod jej dłoni wydobywał się zielony blask. Poczułem lekkie pieczenie w okolicach rany. Chwilę później dziewczynka odsunęła się i uśmiechnęła do mnie.
- Gotowe.
Uśmiechnąłem się szeroko, oddałem dziewczynce misia i pocałowałem ją w czoło.
- Dzięki Sally, a kto Cię tego nauczył?
- Nie ma za co - spojrzała mi w oczy. - Slenderman mnie nauczył. Powiedział, że będę nasza małą lekarka.
- Slenderman ma jednak łeb na karku - mruknąłem.
- Czy jak wrócisz, to się ze mną pobawisz? - przechyliła główkę.
- Oczywiście.
Dziewczynka wyszczerzyła ząbki w szerokim uśmiechu i zniknęła. Ja natomiast nabrałem powietrza w płuca i krzyknąłem:
- Zbiórka w salonie!
Zaraz potem udałem się do określonego pokoju. Wszyscy już tam byli. Proxies siedzieli na kanapie, Jane siedziała na fotelu, Eyeless stał za nią, Sally siedziała po turecku na ziemi, a Ben opierał się o ścianę z grymasem na twarzy.
- Czego chcesz? Zaraz miałem wbić nowy level - mruknął Ben.
- Chodzi o Megan. Jak pewnie większość z was słyszała, że została z mojej winy zamknięta w areszcie. Musimy jej pomoc.
- Wszyscy też słyszeliśmy, jak na nią krzyczałeś, że ma wyjść i nie wracać. Zmieniłeś zdanie? - Ben zmrużył oczy.
- Możesz mnie nie wkurzać? Musimy jej pomoc!
- A kim ona dla nas jest? Slenderman ją wybrał, fakt, ale ona nie powiedziała, że chce do nas dołączyć. Wciąż jest tylko głupią śmiertelniczką!
- Nie jest śmiertelniczką Ben! Gdybyś nie siedział całymi dniami w komputerze, to byś wiedział!
- Zamknijcie się obaj! - wrzasnęła Jane, wstając z fotela. - Każdy z was ma trochę racji, ale nie chodzi tu o to, żeby się przekrzykiwać. Mamy pomóc dziewczynie, w której Slenderman wyczuł potencjał. Ten sam jak u Toby'ego, Hoddie'ego czy Masky'ego! Im byście pomogli. Zróbcie to też z Megan - zaplotła ręce na piersi.
W pokoju zapadła cisza. Wszyscy wpatrywali się w Jane. Może nie jest taka zła? Już drugi raz w ciągu jednego dnia mi pomogła. Wziąłem głęboki wdech i powiedziałem:
- Słuchajcie. Wiem, że Megan nie jest jeszcze jedną z nas. Nie wiem, czy kiedykolwiek nią zostanie, ale powiem wam tyle. Slenderman wybrał właśnie ją, a ona sama chroni mnie i siedzi w więzieniu, mimo że mogłaby nas wydać i spokojnie wyjść. Ona nie chroni tylko mnie. Chroni też was - przestałem na chwilę mówić. - Proszę więc, abyście mi pomogli ją wydostać. Wchodzicie w to?
Wszyscy patrzyli na mnie uważnie. Było widać, że się wahają. Zamknąłem oczy, wiedząc, że nic z tego nie wyjdzie.
- Wchodzę w to - usłyszałem głos Masky"ego. - W końcu to ja ją znam najdłużej.
- Też w to wchodzę - powiedział Jack.
Inni również zaczęli przytakiwać. Uśmiechnąłem się do nich. Jeszcze tylko jedna osoba nie powiedziała, że w to wchodzi. Skierowałem wzrok na blondyna.
- Co ty na to Ben?
Chłopak zmarszczył brwi, wziął głęboki wdech i powiedział:
- Wchodzę.

Trzeci rozdział maratonu zakończony! Jak się wam podoba? Śmiało piszcie i czekajcie na kolejny rozdział! Już za pół godziny! Do zobaczenia!

Jeff i Meg The KillerWhere stories live. Discover now