~Rozdział 19~

278 20 4
                                    

Obróciłam się na łóżku. Nie udało się. Próbowałam dobre pół godziny, ale wszystko na marne. Może po dostaniu tego wisiorka straciłam możliwość zmiany bez niego? Chciałabym cofnąć czas.
Usłyszałam, jak drzwi do celi otwierają się i do pomieszczenia wszedł Kit. Policyjny mundur wyglądał jak świeżo wyprasowany. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na mężczyznę.
- Czego pan chcę? - mruknęłam w stronę przybysza.
- Tylko porozmawiać. Powiedz mi, dlaczego nie chcesz wydać tego mordercy? Przecież wiesz, co on zrobił twojej przyjaciółce i chłopakowi, a mimo to go bronisz. Dlaczego?
Wzruszyłam ramionami.
- Bo w niego wierzę.
- Co to znaczy?
- Wierzę, że mógłby się zmienić i mimo wszystko go bronię.
- Mogę zapytać, kiedy z nim ostatnio rozmawiałaś?
- Pięć minut przed moim aresztowaniem.
- Był wtedy niedaleko?
- Był bardzo daleko, ale ja mam swoje sposoby - splotłam ręce na piersi.
- Powiesz mi jakie?
- Każdy ma swoje sekrety.
Policjant otworzył drzwi i spytał:
- Czy jest coś, co mogę dla ciebie zrobić? Oczywiście wypuszczenie nie wchodzi w grę.
- Oddaj mi mój medalion.
- Przykro mi, ale nie mogę.
- A to niby dlaczego? Jest w naszym laboratorium.
- Poważnie macie laboratorium? Nieźle. Czy mógłby mi pan powiedzieć, dlaczego mój medalion trafił do jakiegoś głupiego laboratorium?
- To tajne informacje. Przykro mi.
Wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Świetnie! Nie dość, że siedzę zamknięta w jakimś głupim areszcie, to na dodatek medalion od Slendermana trafił w łapy jakiś głupich ludzi. Zachciało mi się wyjeżdżać. W sumie, po co mi to było? Mogłam zostać w domu, mogłam się nie przyznawać, mogłam... co ja mogłam? Nic nie mogłam. Powinnam być jak każda niczym niewyróżniającą się nastolatka z tego miasta. Miałabym ukochany zespół, którego bym słuchała na okrągło. Spotykałabym się z Jordanem, rozmawiała z Charlotte. Niestety ja musiałam zostać „naznaczona'' przez Slendermana.
Czy ja wiem, czy tak niestety? Gdyby nie ja nie poznałabyś Jeff'a i go nie pokochała.
Podskoczyłam jak oparzona. Biały mężczyzna w czarnym garniturze stał na środku pokoju.
- Ty mi czytasz w myślach? Co ty tu w ogóle robisz?
Po pierwsze mówiłaś to nagłos, a po drugie przyszedłem z tobą porozmawiać o pewnej sprawie, a konkretnie o tym wyjeździe. Nie musisz tłumaczyć, dlaczego to robisz, wszystko doskonale wiem, ale chciałem zapytać, czy jest coś, co cię od tego planu odwiedzie?
- Przecież wiesz, co mnie od tego odwiedzie. Po co jeszcze pytasz? - ponownie się położyłam.
Żeby się upewnić. Tylko to?
Skinęłam głową.
- Tylko to. Możesz mnie stąd zabrać?
Nie. Poczekam na rozwój wydarzeń. Nie martw się, już wkrótce się stąd wydostaniesz. Do zobaczenia!
Zniknął. Znów zostałam sama. Ciekawe co miał na myśli, mówiąc, że już wkrótce się wydostane? Czyżby mądrzy policjanci postanowiliby mnie wypuścić? Musiałby się stać cud. Obróciłam się na drugi bok i spojrzałam na pustą ścianę. Może lepiej iść spać? Przynajmniej jakoś zabije czas.

Jeff POV's

- Skoro wszyscy są za to pora rozdać rolę. Ben, ty zhakujesz system alarmowy komisariatu oraz wyłączysz wszystkie kamery - blondyn skinął głową i usiadł do komputera. - Jane, ty odwrócisz uwagę policjantów. Jack ci pomoże. Hoddie i Toby zajmą się policjantami, którzy nie będą ścigać tamtej dwójki, a ja i Masky pójdziemy szukać Megan. Ty Sally masz pilnować czy Jack, Jill albo Slenderman nie wrócili. Będą potrzebni do szybkiej ucieczki. Czy wszystko jasne?
Wszyscy pokiwali głowami i ruszyli do swoich pokoi, by się przygotować. Nareszcie jej pomogę. Może będę miał później okazję, by powiedzieć jej, co czuję. Zachowuje się jak jakiś głupi nastolatek. Uśmiechnąłem się do siebie i ruszyłem do swojego pokoju. Wyjąłem z szafy czarne spodnie dresowe oraz białą bluzę z kapturem. Przebrałem się i chwyciłem swój nóż. Przejechałem palcem po ostrzu. Już tyle osób od niego zginęło. Najpierw moja matka, później ojciec i brat. Następnie całe setki ludzi, których nawet nie znałem. Teraz po raz pierwszy posłuży do czegoś dobrego.
Wyszedłem z pokoju. To w nim ostatni raz widziałem i rozmawiałem z Megan. Mogłem tak nie reagować. Byłem naprawdę głupi. Jak można być takim imbecylem? Nie zasługuje na nic. Zaraz się zacznę plątać we własnych myślach.
Wróciłem do salonu. Wszyscy już byli gotowi. Uśmiechnąłem się do nich i spytałem się o oczywistą rzecz:
- Czy wszyscy są gotowi?
- Tak - odparli chórem.
- Chodź tu na chwilę Jeff - poprosił Ben.
Podszedłem do komputera i oparłem się o ramię Ben'a.
- O co chodzi?
Podał mi dziewięć słuchawek. Powiedział, że mam je każdemu rozdać, bo to dzięki nim będziemy się porozumiewać. Wykonałem swoje zadanie, ale w rękach została mi jedna słuchawka.
- Co mam z tym zrobić? - wskazałem na urządzenie w ręce.
- Daj ją Sally i powiedz jej, że ma tę słuchawkę oddać Laughing'owi.
Skinąłem głową i wykonałem polecenie Ben'a. Gdy już wszyscy byli gotowi wyszliśmy z domku i ruszyliśmy przez las.
- Czy wszyscy mnie słyszą? - zapytał Ben.
- Tak.
- Doskonale. Słuchajcie, powinniście się rozdzielić na grupki, którymi będziecie się potem poruszać. Mam was wszystkich na ekranie, bo w słuchawkach są urządzenia namierzające. Rozdzielcie się.
Wykonaliśmy polecenie. Każda z grup znajdowała się w odległości czterdziestu metrów od innej.
- No to idziemy dalej. Podzielę was na grupy. Grupa czerwona, czyli Jack i Jane. Macie odciągnąć policjantów od komisariatu. Macie jakiś pomysł?
- Tak - usłyszałem Jane. - wszystko jest dokładnie omówione.
- Świetnie. No to dalej. Grupa zielona, czyli Hoddie i Toby. Macie jakiś plan?
- Myślałem nad wbiegnięciem do komisariatu i zrobieniu zamieszania zaraz po akcji Jane i Jack'a - powiedział Toby.
- Niech wam będzie. Zobaczmy, jak to wyjdzie. Dalej, grupa fioletowa, czyli ja i Sally. My wiemy co mamy robić. Na samym końcu grupa niebieska, czyli Masky i Jeff. Jaki macie pomysł?
- Kiedy chłopaki będą odwracać uwagę policjantów, my wślizgniemy się na drugie piętro i poszukamy celi, w której znajduje się Meg. Zabierzemy ją i zgarniemy jej medalion. Wtedy ona nas teleportuje do kolejnej grupy, a potem wszystkich przeniesie do chatki - powiedziałem.
- Skąd wpadł ci pomysł, na nazwy grup? - spytał Eyelles w słuchawce.
- Każdy z was na moim ekranie jest kropką. Nazwy grup pochodzą od koloru kropek. Ty i Jane jesteście czerwoni i stąd nazwa. U reszty tak samo.
- A my mamy jasnoniebieskie kropki czy ciemnoniebieskie? - spytał Masky, omijając ogromny kamień.
- Czy to istotne? - westchnął Ben.
- Nie, ale to czysta ciekawość.
- Jasnoniebieskie. Czy ktoś ma jeszcze jakiejś pytania?
- Chyba nie - usłyszałem Sally. - Mogę się iść pobawić?
- Jasne Sally. Tak czy siak, musimy czekać, aż wyjdą z lasu.
Przewróciłem oczami i przeskoczyłem niewielki strumyk. Idziemy Meg, idziemy.

Czwarty rozdział maratonu! Jeszcze dwa i koniec. Później tylko ostatni rozdział i epilog. Jak się z tym czujecie? Jak się podobał rozdział? Piszcie w komentarzach! Jestem strasznie ciekawa! Do następnego!

Ps. W mediach u góry macie screena początku, gdy moja siostra dopadła się do telefonu. Może powinnam tak zakończyć? 😂

Jeff i Meg The KillerWhere stories live. Discover now