19 | Bitwa o Freljord

373 27 10
                                    

Słońce skryło swą niebiańską tarczę za chmurami.

Rozległa równina, tak biała i niewinna, wkrótce miała spłynąć krwią. Martwe ciała zaścielą ziemię dookoła i nic nie będzie już takie, jak dawniej. Ludzie nie zasługiwali, by pławić się w złocistym świetle słońca. Nie w dniu, w którym mieli zapłacić za swoje błędy. A kiedy wstanie kolejny świt, Freljord skąpie się w karmazynowym blasku.

Nadszedł czas rozliczenia.




Ashe stanęła na jednym z kamiennych wzniesień, uważnie badając okolicę.

Na rozciągającej się naprzeciwko Lodowej Równinie jej armia formowała szyki. Powietrze wypełniał dźwięk łopoczących sztandarów Avarosan, które nieśli jej chorążowie. Długie szeregi uzbrojonych i wymalowanych symbolami jej plemienia wojowników sprawiały wrażenie, ale też wywoływały smutek. Zdawała sobie sprawę, że wielu z nich dziś polegnie.

Chyba, że postara się temu zaradzić.

Tryndamere dołączył do niej na wzgórzu, ze wzrokiem utkwionym w przeciwnym końcu równiny, gdzie zaczynały się górskie szczyty ciągnące się aż na wschód.

— Nadchodzi — powiedział. — I ma ze sobą wszystkie siły.

Ashe westchnęła.

— Tak jak się spodziewaliśmy. — Spojrzała z powagą na swojego męża. — Zatem chodźmy.

Po tych słowach przewiesiła lodowy łuk przez ramię i zatopiła się wśród morza wojowników.




Sejuani przyglądała się rosnącym z każdą chwilą siłom przeciwnika.

Formowali długie i równe szyki na przeciwległym końcu Lodowej Równiny, podczas gdy jej właśni ludzie wkroczyli na nią w kilku mniejszych grupach, tworzących razem luźną mieszaninę. Nigdy nie narzucała im ścisłej dyscypliny dopóki wiedziała, że tylko będzie ich ograniczać w walce. Każdy z wojowników wiedział, na ile go stać, a ona im ufała.

— Mają przewagę liczebną.

Furia Zimy nawet nie spojrzała na Volibeara.

— Ale my mamy coś, czego się nie spodziewają.

Niedźwiedź uśmiechnął się zawadiacko, szybko jednak powracając do swojej ponurej miny.

— Spójrz — powiedział, wskazując pazurem dwa kształty w oddali, zmierzające w ich stronę.

Sejuani błysnęły oczy.

— No proszę. Królowej Freljordu zebrało się na rozmowy.

Spięła Bristala i ruszyła przed siebie, z ursynskim generałem u boku.




Spotkali się na środku równiny, w samo południe.

Po jednej stronie królowa Ashe i król Tryndamere, a po drugiej Sejuani i Volibear. Każde z nich przyglądało się drugiej stronie tak, jakby chcieli wszystkie ruchy, które zaplanowali. Choć północny wiatr przestał wiać, atmosfera między czwórką przywódców robiła się zimniejsza z każdą minioną sekundą.

Przewaga była jednak po stronie Zimowego Szpona: zarówno Lodowa Łuczniczka jak i barbarzyńca z południa nie widzieli tak groźnej istoty, jaką był ogromny niedźwiedź zakuty w zbroję. Sejuani dostrzegła swój atut i postanowiła go wykorzystać.

Freljord: A League of Legends StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz