Rozdział 14

1K 60 0
                                    


Siedziałyśmy rozleniwione na beżowej kanapie i oglądałyśmy telewizję, a właściwie to tylko Chloe oglądała. Ja próbowałam poruszyć pewną kwestię. Bardzo drażliwą kwestię. Nie mogłam się przemóc, jednak w końcu zebrałam się na odwagę:

- Chloe... - zaczęłam nieśmiało.

- Tak? - spytała lekko znudzona.

- Bo widzisz... Pamiętasz co Ci powiedziałam w szkole? Po tej kłótni z Jake'iem.

- Że kochasz Chase'a? - adrenalina wyraźnie jej podskoczyła.

- Właśnie to. I... Ugh! Raz jest miły, nawet mnie całuje i mówi, że jesteśmy parą, a raz się na mnie wścieka nie wiadomo o co!

- Nie zapominaj, że jest twoim szoferem. - dodała.

- I co ja mam o tym wszystkim myśleć?

- Może spróbuj z nim porozmawiać.

- Próbowałam, ale skończyłam na podłodze. - skrzywiłam się.

- To spróbuj jeszcze raz.

- Wiesz, jak ja Cię lubię... - przytuliłam się do jej ramienia.

- Wiesz, że jesteś szantażystką? - zaśmiała się.

- Oj, wiem, wiem. - uśmiechnęłam się jak małe dziecko.

- Dobrze. Załatwię to, ale pod jednym warunkiem.

Kolację zjadłam bez najmniejszego zająknięcia. To właśnie był warunek Chloe. Ba, do jej wyjazdu miałam się jej słuchać. I kto tu był szantażystą? Byłam pewna, że ma jakieś niecne plany co do mnie. Niestety nie miałam wyjścia. Musiałam przeżyć jej próby ,,przerobienia mnie".

Faktycznie, tego wieczoru byłam zbyt najedzona, by jeszcze wcisnąć deser.

Chloe wprowadziła się do drugiej sypialni. Przed zaśnięciem poszłam do niej, bo ta sprawa z Chase'm nie dawała mi spokoju. Akurat siedziała i smarowała sobie ręce kremem o zapachu truskawki. Było czuć go na odległość.

- A co mu powiesz? No wiesz, Chase'owi. Boję się, że może lekko przesadzisz... - zaczęłam niepewnie.

- Daj spokój. Załatwię Ci chłopaka. - wypaliła.

- Nie chodzi mi o to. Po prostu chcę wiedzieć, na czym stoję.

- Ale chcesz, żeby nim był, prawda? - uniosła brew.

Zawachałam się, ale przytaknęłam. Uśmiechnęła się lekko.

- Dobranoc, Jenny.

Następnego dnia Chloe karmiła mnie z mniejszym przymusem. Po śniadaniu kazała mi ubrać niebieską sukienkę z falbanką. Była z krótkim rękawkiem. Sięgała mi trochę przed kolana. Czułam się w niej źle. Znaczy była wygodna, ale służyła raczej jako ubiór na randki.

- Po co mam w niej chodzić? - spytałam, stojąc przed lustrem i wpatrując się w swoje powalające odbicie. Obracałam się raz w jedną, raz w drugą stronę.

- Bo ja Ci tak każę. - z Chloe nie było żartów w sprawach modowych.

Wzięła mnie za rękę i pociągnęła do łazienki, gdzie zaczęła przebierać w lakierach.

- Ten nie, ten też nie, a może ten?... - mówiła do siebie. - OK. Z tych wszystkich kolorów wybrałam dwa najładniejsze. Usiądź sobie, a ja się Tobą zajmę. Najpierw manicure, potem pedicure. - obracała w dłoniach czarny i srebrny lakier.

Posłusznie usiadłam i oddałam się pod jej skrzydła.

- Jak wyschną zrobię Ci drugą warstwę. - oznajmiła. - Skoczę tylko wykonać jeden mały telefon i już wracam.

Wyszła, a ja spojrzałam na moje dłonie. Paznokcie na palcach serdecznych były srebrne, a reszta czarna. Wyglądało to naprawdę ładnie.

Chloe wróciła i dokończyła dwoje dzieło.
Paznokcie u stóp były srebrne, oprócz dwóch obejmujących rolę serdecznych (w porównaniu do rąk), które były czarne.

Po obiedzie zaskoczyła mnie już totalnie. Wyjęła z torebki gazetkę z fryzurami, dokładnie taką, jakie są u fryzjera i powiedziała stanowczo:

- Wybierz sobie fryzurę. Ale masz absolutny zakaz wybierania numeru 42! - podała mi czasopismo.

Spojrzałam na nią jak na idiotkę.

- No już!

Wzięłam ją i zaczęłam przeglądać.
No tak, numer 42 to łysina. Oj, Chloe, Chloe...

Spodobały mi się trzy numery ze stu:
56 - kok.
77 - warkocz.
99 - kok z tyłu głowy i gruby warkocz. Tyle, że warkocz był wczepiony w koka.

- Wybieram numer 99. - zabrałam głos.

Chciałam jej oddać gazetkę, żeby zobaczyła, co wybrałam, ale pokiwała przecząco ręką.

- Dobry wybór. - najwyraźniej znała ją na pamięć! Co za dziewczyna! - Więc chodźmy.

Zrobienie mi fryzury zabrało Chloe tylko piętnaście minut. Była niesamowita. Byłam dumna, że jest moją najlepszą przyjaciółką.

Byłam już gotowa w każdym calu. Ale... Do czego?

- Skoro robiłam przez cały ten czas to, co chciałaś, to może powiesz mi wreszcie, po jakie licho to wszystko?

- Dochodzi już wieczór. Powinnam wracać. - zaczęła grzebać mi w szafie. - Proszę. - wcisnęła mi w dłonie moje niebieskie szpilki. - Ubierzesz je dziś. - ubrała buty i chwyciła za kurtkę. - A tylko spróbuj zepsuć coś z mojego dzieła! - pogroziła. Co ona knuła? - Dziękuję za gościnę i do poniedziałku. - uśmiechnęła się, posłała buziaka w moją stronę i wyszła.

(Nie) Kocham CięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz