Rozdział 26

880 52 0
                                    


Następnego ranka obudziłam się w ramionach Chase'a. Wstałam najdelikatniej jak potrafiłam, by go nie zbudzić. Ubrałam jego czarną koszulkę i moje białe shorty, ale bluzka je bez problemu zakrywała. Poszłam do łazienki, by wykonać toaletę poranną. Przejrzałam się w luserku i zauważyłam, że po moim siniaku prawie nie było śladu. Chase na pewno bardzo się z tego ucieszy.
Zeszłam na dół i - o dziwo - moja mama siedziała na krześle przy kuchennym stole. W powietrzu unosił się dziwnie słodki zapach.

- Dzień dobry, Jenny. - miło się przywitała, ale kiedy spostrzegła, co mam na sobie, mina jej nieco zrzedła.

- Dzień dobry. - nie dałam po sobie poznać zdziwienia.

Chyba ugryzła się w język, bo nie skomentowała mojego stroju. Coś knuła.

- Już wstałaś? - spytała podejrzliwie. - Zawsze budziłaś się późno, a jest zaledwie ósma.

- Teraz inaczej funkcjonuję. - odpowiedziałam sucho.

Wróciła do czytania gazetki.

- Robię naleśniki. - rzuciła po chwili. - Głodna?

- Tak...

Jak na siebie, bardzo dziwnie się zachowywała.
Ona nie ma ciepłych odruchów!
Albo zwariowała, albo - co było prawie niemożliwe - chciała odbudować nasze stosunki, bo zrozumiała, że jest złą matką.
Sądziłam, że bardziej prawdopodobne jest to pierwsze.

- Chciałabym Cię... p-przeprosić. - ledwo to wyjąkała. Zamurowało mnie. Moja NIEOMYLNA mama pragnęła mnie przeprosić???

- Ale... Za co? - zagrałam na zwłokę.

Przez chwilę nie mogła z siebie nic wydusić, ale po minie męczennika powiedziała cicho:

- Za moje... Nasze zachowanie. Moje i taty. - wytrzeszczyłam oczy. - Bardzo często o Tobie myślimy, ale - jak dobrze wiesz - mamy trudności z okazywaniem uczuć. Chcielibyśmy zacząć, w pewnym sensie, jeszcze raz, jeśli chcesz. - wbiła wzrok w podłogę.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Z jednej strony czułam się zarzenowana i zaskoczona, a z drugiej prawie skakałam z radości.
Oczywiście, że chciałam wszystko odbudować na nowo. Starałam się o to przecież przez tyle lat, jednak zawsze mnie odrzucano.
Postanowiłam, że to, co jej powiem, będzie naprawdę szczere.

- Słuchaj, mamo. Od co najmniej pięciu lat starałam się przywrócić wszystko do normalności, ale byłam odpychana. I nie mam pojęcia, co powinnam teraz zrobić: czy Wam wybaczyć, jak dobra córka, czy nie, w ramach podziękowania.

- Rozumiem to. Jeśli tylko jest szansa, to chciałabym, żebyś poinformowała mnie o swojej decyzji przed moim wylotem, dobrze? - usta jej zadrżały. Nigdy jeszcze nie widziałam, żeby płakała. Nie byłam pewna, czy jej łza spływająca po policzku jest szczera, czy raczej wymuszona.

Zawahałam się. Nie chciałam dawać jej nadziei.

- Zobaczymy. - cały czas byłam twarda.

- W każdym razie, jest mi ogromnie przykro, że wszystko się tak potoczyło. Przez resztę pobytu w Twoim mieszkaniu - czy ja się przypadkiem nie przesłyszałam? - będę... Nie będę Ci sprawiać kłopotu.

- Nie sprawiasz. - mogłabym przysiąc, że na jej twarzy na dwie sekundy zagościł uśmiech.

Wstała, żeby zdjąć z patelni i tak spalonego już naleśnika. Nałożyła go sobie na talerz, a mnie podała letniego, usmażonego parę minut wcześniej. Z owocami i białym serem rozpływał się w ustach.

- Mogę cię o coś spytać? - zapytała.

- Pewnie. - odpowiedziałam swobodnie, skupiając większą część swojej uwagi na naleśniku.

- Gdzie jest Jake?

Nie zraniła mnie tym pytaniem. Wręcz przeciwnie - cieszyłam się, że o to spytała.

- Mam nadzieję, że w psychiatryku. - wzruszyłam ramionami.

- Co?! - zmarszczyła czoło tak, że aż pojawiły się na nim zmarszczki.

Opowiedziałam jej całą historię od początku do końca, a ona nie mogła uwierzyć w to, co słyszała. Na koniec skwitowała z uśmiechem:

- Dobrze, że masz przy sobie Chase'a. I - jeśli mam być szczera - jest o wiele przystojniejszy od Jacob'a.

(Jacob = Jake).

Parę minut po naszej rozmowie po schodach zszedł Chase.

- Cześć, Jenny. - uśmiechnął się szeroko. - Witam panią. - powiedział niechętnie.

- Hej! - pomachałam mu słodko.

- Cześć, Chase. - mama miło zaczęła. Chłopak zrobił zmieszaną minę i podszedł do mnie niepewnie. - Przepraszam, że potraktowałam Cię tak chłodno, nie starając się poznać Cię lepiej.

Spojrzał na mnie pytająco, a ja pokiwałam głową na zachętę.
Czemu nie miałby się z nią pogodzić? Moje kontakty z nią nie muszą wpływać na ich stosunki.

- Ee... Cieszę się, że pani... - nie wiedział, co powiedzieć. W sumie nie dziwiłam mu się.

- Daj spokój. Powiedz tylko, czy przyjmujesz moje przeprosiny.

- Przyjmuję. - podniósł kąciki ust w lekkim uśmiechu.

- O co chodzi? - spytał, gdy zostaliśmy sami.

- Nie wiem. Dziś rano zaskoczyła mnie dokładnie tym samym.

- Myślisz, że to prawda?

- Chyba tak... Ona nie kłamie... Wiesz co? Powiem jej, że ma u mnie przebaczone. - byłam na to gotowa. To był najlepszy moment, by to zrobić. - I to zaraz.

Poszłam na górę, do jej sypialni.

- Mamo? - zapukałam.

- Wejdź! - dobiegł mnie głos zza zamkniętych drzwi.

- Zdecydowałam. - powiedziałam, gdy weszłam do środka. - Zacznijmy od nowa.

Mama rzuciła mi się w ramiona.

- Dziękuję! - zaczęła mnie całować po twarzy.

Reszta tygodnia minęła nam bardzo szybko (za szybko). Kiedy odwiozłam mamę (gdy używałam tego słowa przez resztę naszych wspólnie spędzonych dni, czułam radość, a nie - jak wcześniej - złość) na lotnisko, nie chciałam wypuścić jej z objęć. Tak bardzo za nią tęskniłam od tak wielu lat, a spędziłam z nią w normalnych stosunkach zaledwie kilka nędznych dni. To było mokre pożegnanie, ponieważ obie się popłakałyśmy.

Cały czas obserwowałam pas startowy przez grubą, lotniskową szybę, aż ujrzałam wznoszący się w powietrze samolot, w którym siedziała mama.
W głowie krążyła mi jej obietnica: ,,Od teraz będziemy się częściej spotykać, i to w szerszym gronie".
Trzymałam ją za słowo.

(Nie) Kocham CięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz