diciassette

235 44 13
                                    

 twoja skóra pachnie jak ostatnie dni wakacji  

- Michael, mówię ci, tego jest coraz więcej! - Krzyczał histerycznie Luke do swojego telefonu. Skakał po kafelkach w kuchni, omijając sprawnie wszystkie koniki polne, które jakimś cudem znalazły się w jego domu. 

- No i co ja mam zrobić z tym fantem? - Odpowiedział Mike hamując śmiech. Wiedział, że Luke boi się owadów, ale aż tak? Koniki polne przecież nie gryzą, więc wydawało się to Michaelowi co najmniej komiczne.

- Nie nabijaj się ze mnie. - Odparł naburmuszony blondyn siadając na blat, zwinnie biorąc szklankę wody następnie upijając łyk. - Fajnie by było, gdybyś tutaj przyszedł. 

- Widzieliśmy się w szkole, dosłownie... - Na chwilę po drugiej stronie zapadła cisza. - Trzy godziny temu.

- No, ale ja stąd nie wyjdę! Ben wraca zawsze o jakichś dziwnych godzinach więc bym musiał tutaj siedzieć do jakiejś dwudziestej trzeciej... Proszę? Poczytałem jeszcze o tych przypadkach rozpadów związków i w ogóle stęskniłem się, Mikey! - Słysząc zdrobnienie swojego imienia w ustach przyjaciela, Michael na chwilę się rozpłynął.

- Dobra, przyjdę. - Odparł udając zirytowanego, obydwoje wiedzieli, że to tylko żart, więc Luke zaśmiał się do siebie wraz z dźwiękiem zrywanego połączenia. Teraz siedział w kuchni pełnej zielonych, hałasujących owadów, nie mógł sobie wymarzyć piękniejszego miejsca. W sumie mógł znowu przejść tor przeszkód i uciec do swojego pokoju, ale jak znowu mu się zachce pić? Zresztą będzie obserwował życie za oknem, oczekując przyjścia Michaela. 

Michael. Dzisiejszy dzień w szkole naprawdę można dodać do udanych. Cały dzień spędził z Michaelem, bez jego dziwnej paczki. Znaczy, lubił ich, ale nie czuł się przy nich jakoś komfortowo. Wszyscy się zerwali, ale Mike stwierdził, że zostanie z Lukiem. 

Luke w tamtym momencie uśmiechnął się do nich, ale mentalnie pokazywał im środkowe palce zwycięstwa.

Z Leą też już było dziwnie lepiej. Pozbierała się, nawet nie ukrywa tego, że teraz jest sama. Na początku ludzie się na nią krzywo patrzyli, ale monolog, który wygłosiła uciszył ich wystarczająco. Jej oczy nadal były szare, tylko po prostu została... sama. Luke był zazdrosny, że była tak charyzmatyczną osobą i tak sobie z tym radziła. Jeśliby on teraz miał stracić Michaela, a potem patrzeć jak prowadza się z kimś innym to by już chyba nigdy nie wyszedł z pokoju. Dlatego też podziwia Caluma. 

Calum teraz zachowuję się jak normalny, szczęśliwy nastolatek. W jego oczach jest nieznany Lukowi blask, dlatego odpuścił trochę Ashtonowi. Jeśli sprawia, że przyjaciel jego połówki jest szczęśliwy, to jednak robi coś dobrego. Oczywiście, jak wychodzili ze szkoły, a jego auto stało pod szkołą czekając na Caluma, a nie Leę, zdenerwował się. Ze strony Ashtona było to bardzo niemiłe zachowanie, przecież jego była dziewczyna chodzi do tej szkoły i to ją kiedyś odbierał. W dodatku jeszcze przeprowadził się tutaj, do Sydney, więc widują się częściej niż by chcieli.

Z przemyśleń wyrwało go głośne pukanie.

- Wejdź! - Krzyknął, wiedząc, że to Michael. 

Chłopak wszedł do pomieszczenia, najpierw jego wzrok spotkał grono koników polnych na podłodze a potem zmartwione oczy Luke'a. Westchnął głośno i zaczął zbierać nieproszonych gości. Po kolei wyrzucał wszystkie przez okno, przez które tutaj się znalazły. 

Po skończeniu zbierania spojrzał się wymownie na Luke'a. Blondyn zeskoczył z blatu, następnie podszedł do Michaela złączając ich usta. 

- Od dawna chciałem to zrobić, ale dopiero teraz miałem wymówkę. - Powiedział tuż po pocałunku, kiedy jego policzki spłonęły rumieńcem. 

- Wiesz co, możesz mnie całować zawsze kiedy będziesz chciał. - Odparł Michael obejmując Luke'a. - Ale wtedy ja też chce mieć taki przywilej, stoi? - Zapytał unosząc brew. 

- Stoi. - Odpowiedział ponownie całując Michaela, Boże, co ten chłopak z nim robi. 

- Chyba nam nie grozi rozstanie, prawda? - Zapytał Mike idąc za blondynem do jego pokoju. 

Luke zamyślił się na chwilę, następnie usiadł na łóżku wpatrując się w Mike'a. 

- Chciałbym spróbować być twoim chłopakiem. - Odparł poważnie. 

Michael słysząc te słowa szeroko się uśmiechnął i usiadł obok niego.

- Chciałem się dzisiaj ciebie o to zapytać. Nawet jeśli nie możemy jeszcze powiedzieć słowa "kocham" to jestem pewny, że coś do ciebie czuję. - Zapewnił Michael. 

Luke uniósł mały palec swojej prawej dłoni. 

- Związek?

Michael zahaczył swoim małym palcem palec Luke'a.

- Związek. 

*^*

- Strasznie dziecinne, ale też strasznie urocze! - Piszczała Lea, podczas rozmawiania z Lukiem. Tuż po wyjściu Michaela, które nastąpiło parę godzin później; zadzwonił do Lea'i. 

- No wiem, że dziecinne, ale chyba nie potrafimy inaczej. - Wywrócił oczami, chociaż wiedział, że przyjaciółka tego nie zobaczy. 

- Nawet się nie spodziewałam, no kurde, wyglądaliście na kumpli... Chociaż jak teraz o tym myślę, to nieźle się do niego śliniłeś. - Zaśmiała się po drugiej stronie.

- Ja? Ślinić się? Ja- nie... - Jąkał się, ale w końcu po prostu głęboko westchnął. - Może.

Zapewne powodem tego, że jest chłopakiem Michaela jest to, że istnieją na świecie te połówki. Jeśli tego by nie było, pieprzyli by się (nie tak jak myślicie, zboczeńce) w tańcu jeszcze długo. Teraz przynajmniej Luke jest pewny na czym stoi. I jest szczęśliwy. Naprawdę może powiedzieć, ze jest szczęśliwy. Przy swoim boku ma tak cudowną osobę, warto było cierpieć przez tyle lat.

*^*

- Michael, zastanawia mnie parę rzeczy. - Zaczęła Karen, patrząc wyczekująco na swojego syna siedzącego na kanapie w salonie. 

- Tak? - Zapytał z ustami wypełnionymi chipsami.

- Dlaczego Calum od dawna tutaj nie przychodzi? - Michael już chciał coś powiedzieć, ale Karen uciszyła go ruchem ręki. - I dlaczego widziałam go dzisiaj jak szedł po mieście za rękę z innym chłopakiem? Zerwaliście?

Na twarz Michaela wstąpił grymas. No tak, jego matka nadal myślała, że jest z Calumem. A ten znalazł sobie Ashtona. 

- No, umm... Nie złość się mamo, ale ja swoją połówkę znalazłem stosunkowo niedawno. - Zaczął niepewnie, spojrzał się na swoją mamę, ale ciężko mu było cokolwiek wyczytać z jej twarzy. - Calum nigdy nie był moją połówką, był przykrywką, bo bałem się, że będziesz sięmną brzydziła, czy coś... cokolwiek. - Odetchnął głęboko, w końcu to z siebie wyrzucił i w końcu przestanie okłamywać swoją mamę. Znaczy, jeśli nie wyrzuci go z domu. 

- Naprawdę sądziłeś, że jestem taka okropna? - Wymamrotała siadając obok Michaela. - Przecież jesteś moim dzieckiem, w życiu bym się ciebie nie brzydziła ani wstydziła. 

- Przepraszam mamo, ale mówiłaś te wszystkie rzeczy o samotnikach i mnie to przerażało. - Odpowiedział cicho, nie będąc pewnym co mówić, nie chciał sprawić mamie większej przykrości. 

- Od jakiegoś czasu wiedziałam, że coś jest nie tak, dlatego zdawałam sobie sprawę, jaka byłam ograniczona jeśli chodzi o samotnych ludzi. Znaczy, nie sądziłam, że ty akurat nie miałeś tak długo połówki, ale miałam ogólne rozmyślenia. - Uśmiechnęła się smutno. - Kocham cię Michael i po prostu chcę abyś był szczęśliwy.

- Też cię kocham. 

*^*

komentarze pod ostatnim rozdziałem to cudo, naprawdę, dały mi tyle motywacji i nawet powiem, weny!

już wiem jakie dam zakończenie>:) 

ogólnie włączyłam sobie taco hemingway'a i super mi się pisało, jestem zadowolona.

kocham mocno xxxx

blue eyes ▷ mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz