Rozdział 1

30.5K 1.2K 314
                                    

Codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy <3.
××××××××××××××××
-Will! - Krzyczę i odpycham chłopaka w bok.
Oboje padamy na ziemię.
Moje serce wali, jak oszalałe, ale to jest teraz nie ważne. Ważne jest żeby on żył.
-Nie wstawaj Rose, słyszysz?
-Co chcesz zrobić?
-Od wrócę ich uwagę. Jeśli mi się uda, uciekaj i nie oglądaj się za mną.
-Ale...
-Nie teraz, Rose. - Mówi i posyłając mi czułe spojrzenie podnosi się do góry.
Patrzę na niego przerażona. A do moich uszu dociera jakiś dźwięk.
-Rose, uważaj! - Słyszę za sobą, więc oboje z Willem się obracamy.
Mężczyzna w czarnej kominiarce celuje do mnie z broni.
Przełykam ślinę, a on pociąga za spust.
Wszystko jakby zwalnia, zupełnie tak, jak to bywa na filmach, a moje zmysły, dzięki buzującej w żyłach adrenalinie; wyostrzają się. Wyraźnie widzę, jak kula zmierza w moją stronę.
A więc to koniec.
Umrę na tym cholernym parkingu w rękach Willa i na oczach Dylana.
Kątem oka dostrzegam jakiś ruch, a chwilę później kuli, staje coś na drodze.
Wciągam głośno powietrze, Will strzela do napastnika, ale teraz to już nie jest ważne.
Dylan.
O Boże, Dylan!
Chłopak zasłonił mnie swoim ciałem. .
Zrywam się z ziemi, a on upada.
Boże, o Boże!
Nie wiem jakim cudem, ale znajduję w sobie siłę i dobiegam do chłopaka. Dopadam go, po czym nie wiedząc co robić piszczę histerycznie i przykładam dłonie do rany szatyna.
-Trzeba ci to wyjąć. - Mamroczę sama do siebie. - Nic ci nie będzie. Krew, o Boże.
-Rosi.. - Mówi słabo, patrząc gdzieś przed siebie.
-Will, on umiera! - Krzyczę głośno z rozpaczą.
Ciemnowłosy kuca obok mnie.
-Odsuń się Rose. Musze zobaczyć gdzie dostał.
-On umiera.
Will odsuwa mnie delikatnie, po czym ściąga kurtkę, a następnie koszulkę. Kawałek dalej leży, jak mniemam zabity napastnik. Will nie pudłuje. Widzę, jak swoją koszulką uciska ranę postrzałową Dylana.
-Sam tego nie wyjmę, dzwoń po pogotowie.
-On umiera. - Siedzę na ziemi i przerażona zauważam krew chłopaka na swoich dłoniach.
-Rose pogotowie! - Krzyczy Will, co otrzeźwia mnie na tyle, że wyciągam z kieszeni telefon i drżącymi palcami wybieram numer.
Odbiera kobieta, zadaje mi jakieś pytania, ale ja powtarzam tylko bez końca adres. Nie potrafię się skupić.
Will zostawia Dylana i wyrywa mi telefon.
-Uciskaj ranę.
Kiwam głową, a on odchodzi z telefonem kawałek dalej. Słyszę jak coś mówi, ale nic nie rozumiem; zupełnie tak, jakbym była pod wodą.
Kucam obok Dylana, po czym już całą zabarwioną krwią koszulkę; przykładam mu do brzucha, najmocniej jak potrafię. To była ulubiona koszulka Willa....
Chłopak jęczy.
-Przepraszam. - Mówię i dopiero teraz dociera do mnie, że po moich policzkach płyną łzy.
-Płaczesz. - Zauważa słabym głosem szatyn.
Kiwam głową.
-Nie płacz, będzie dobrze. - Wyciąga do góry dłoń, więc podaję mu swoją. Drugą nadal uciskam ranę i zaczynam płakać jeszcze bardziej.
-Nie możesz umrzeć, Dylan! Słyszysz?
-Rosi.
-Jestem tu.
-Już jadą. - Mówi Will, po czym zabiera moją dłoń i sam bierze się za uciskanie rany.
-Will... - Chrypi.
-Tak?
-Opiekuj się nią.
-Nie Dylan, nie! Słyszysz? To nie jest pożegnanie! - Wrzeszczę.
Z oddali słychać zbliżającą się karetkę.
Już jadą, już jadą. Zaraz tu będą, pomogą mu.
-Obiecaj. - Naciska na Willa.
-Nie poddawaj się! - Drę się, dlaczego nie słucha?!
-Obiecuję. - Mówi Will w momencie, gdy na parking wjeżdża karetka.
-To dobrze. - Dylan uśmiecha się blado, po czym zamyka oczy.
-Nie! - Wpadam w histerię. - Nie, nie, nie! - Łapię chłopaka za dłoń.
-Rose puść go. - Słyszę Willa, ale jakoś nie potrafię się oderwać.
-Nie, nie! - Szturcham chłopaka, nie pozwalając nikomu do niego dojść.
Zaczynają otaczać nas ludzie.
-Rosalin, oni się nim zajmą, odsuń się. - Will łapie mnie pod boki i odciąga siłą.
-Dylan! - Krzyczę, widząc, jak sanitariusze sprawdzają mu puls, po czym zakładają na twarz maskę z tlenem. - Dylan!
-Stracił dużo krwi, potrzebna transfuzja! Dawajcie go na noszę! - Krzyczy jeden z mężczyzn. - Biegiem, biegiem chłopcy!
Zapada cisza, która przerywa mój krzyk, a raczej coś co brzmi jak mój głos, ale jakoś tak dziwnie zniekształcony.
-Możecie dać jej coś na uspokojenie?! - Woła do kogoś William. Uświadamiam sobie jak bardzo szamoczę się w jego ramionach, a chwilę później czuję mocne ukłucie w ramię.
Will sadza mnie w swoim samochodzie na tyłach, po czym sam siada obok, zostawiając otwarte drzwi.
-Już cicho Rose, cicho. - Przytula mnie do siebie, ale moje łzy i tak płyną strumieniami, a jedyne co teraz trzyma mnie przy życiu, to Will.
-Nic ci nie jest? - Pytam, a on rzuca mi smutne spojrzenie. - Żyjesz! - Mówię z ulgą i wybuchając głośnym płaczem wtulam się w chłopaka.
-Will! - Po parkingu echem roznosi się głos Erika. - Rose! - Chłopak biegnie w naszą stronę, a w jego głosie da się wyczuć ulgę.
Nie mam jednak siły zareagować.
Jestem otępiała.
Pusta.
Zastrzyk zaczął działać.
×

Naucz Mnie Żyć (NMD III) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz