-Co zrobił? - Pytam, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
Kathe rzuca mi wściekłe spojrzenie, a mój blady, jak trup brat podpiera plecami ścianę.
Spoglądam na Dylana, w którego nogach łóżka aktualnie siedzę.
-Zemdlał. - Mówi Kathe i łapie bruneta za dłoń. - To bliźniaki!
Will zaczyna się śmiać.
-O Boże już, to sobie wyobrażam.
-Zamknij się. - Warczy blondyn na przyjaciela, a my wybuchamy jeszcze większym śmiechem. Zadowolona zerkam na Li. Wpatruje się w Dylana, a on dyskretnie puszcza jej oko.
Hmm? Czyżbym coś przegapiła? Przenoszę wzrok na Will, który klepie właśnie po ramieniu Erika. Może to i lepiej? Mam wrażenie, że Dylan i Li, to nie jest coś co mógłby zaakceptować. Jeszcze nie teraz. Nie po tym co stało się z Johnem. Ciemnooki opowiedział mi wszystko, kiedy szukaliśmy lekarza. No dobra, najpierw trochę się całowaliśmy.
-Mama mówi, że teraz będziesz nam potrzebny. - Zaczyna Kathe. - Może zostaniesz tu trochę na dłużej?
Dylan się uśmiecha.
-Jasne, jeśli tylko mnie chcecie.- Odpowiada patrząc na mnie.
Wygrzebuję się niezdarnie z jego szpitalnej pościeli.
-Dylan, czy tego chcesz czy nie, już zawsze będziesz dla mnie ważny.
-Tak. - Zgadza się Li. - Jestem ci ogromnie wdzięczna za uratowanie Rose.
-Jeśli wychowasz nam dzieci... - Burknął Erik. - To możesz zostać.
Znów zaczęliśmy się śmiać. Wszyscy poza Willem.
Ciemnowłosy spojrzał na bruneta.
-Jesteś teraz, jak rodzina.
Obaj przez chwilę patrzyli sobie w oczy, a potem Dylan krótko skinął głową.
W drzwiach pojawiła się pielęgniarka, a obok niej Lucas.
-Jeśli ordynator was wszystkich tu zobaczy. - Jęknęła. - Stracę prace!
-Już nas nie ma. - Obiecałam uśmiechając się do kobiety. I wiecie co? To był w końcu mój uśmiech! Prawdziwy, naturalny, a nie obleczony smutkiem czy strachem.
Wzięłam głęboki oddech. Tak czysty i zbawienny. Oddychałam pełną piersią.
Wszystko było, tak jak dawniej. Spojrzałam na Kathe i Erika.
No, może nie wszystko.
*****Li*****
Tydzień później....
Ceremonia pogrzebowa była krótka, a ludzi nie wiele. John miał tylko rodziców i dwie ciotki, z którymi nie utrzymywał kontaktów. Pojawili się jednak, co przyjęłam z ogromną ulgą. Bałam się, że przyjdę tylko ja.
Zaczynało padać, ale ja uparcie stałam dalej wśród drzew i obserwowałam z daleka, jak jego bliscy odchodzą.
Dopiero wtedy dałam radę podejść. Musiałam zrobić to sama.
Will ruszył za mną.
-Zaczekaj tu. - Poprosiłam i z kwiatami w dłoni, ruszyłam przed siebie. Zatrzymując się dopiero milimetry od miejsca, w którym leżał John.
Po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy. Schyliłam się, kładąc mu u stóp czerwoną różę. Wybrałam ją, ponieważ to był kwiat kojarzący mi się właśnie z nim. Kiedyś, wydaje mi się, jakby to było wieki temu - chłopak przynosił mi takie codziennie. Dzień w dzień jedna róża leżała pod drzwiami mojego pokoju.
-Wybaczam ci John. - Szepnęłam, czując jak cała moja złość gdzieś ulatuje. - Wybaczam ci. Jeśli gdzieś tam jesteś... - Wzięłam głęboki oddech. - Wiedz, że ci wybaczam.
Zacisnęłam powieki, powstrzymując z całej siły płacz. Nie mogłam tu dłużej zostać, więc po raz ostatni, spojrzałam na grób chłopaka i ocierając z policzków łzy, ruszyłam w stronę czekającego Willa.
John nas zdradził.
Zdradził mnie.
Był tchórzem, ale mnie kochał, a ja kochałam jego. Przez jedną, krótką chwilę dał mi tyle szczęścia, że o więcej nie mogłabym prosić. Tego się nie zapomina. Ja nigdy tego nie zapomnę.
Czy był złym człowiekiem?
Był zakochany, a tacy ludzie są, jak ślepcy; błądzą po omacku. Nigdy tak naprawdę nie wiedząc dokąd ich to doprowadzi. Johnowi się nie udało, ale życie toczy się dalej. Wiem, że gdziekolwiek jest jego dusza, zazna spokoju dopiero wtedy, kiedy sam sobie przebaczy.
*****Sooki*****
Tego dnia odbyły się dwa pogrzeby. Gdzieś po drugiej stronie cmentarza stała Li i opłakiwała Johna, a ja? Ja wpatrywałam się w grób moich dwóch zmarłych sióstr.
Nadia spoczęła tam gdzie Natasza. I może o zmarłych źle się nie mówi, ale pasowały do siebie.
Na moją twarz spadły pierwsze krople deszczu. Spojrzałam w niebo, szare, smutne, zachmurzenie, jakby widziało zbyt wiele cierpienia.
Matka położyła dłoń na moim ramieniu.
-Przykro mi Sooki.
-A mnie nie. - Burknęłam. - Ona chciała nas wykończyć.
-Mamie nie chodzi o to. - Wtrącił się ojciec, łapiąc moją dłoń.
Zerknęłam na kobietę.
-Przepraszam za nasze zachowanie. - Powiedziała łamiącym się głosem. - Nie chcieliśmy cie zranić. My po prostu...
Pokiwałam głową.
-Kochaliście Nataszę, wiem.
-Nie powinniśmy cię tak zaniedbywać.
Wzruszyłam ramionami.
-To ja nie byłam zbyt dobrą córką.
-Nie mów tak!
Przewróciłam oczami, łapiąc mamę za szyję.
-Nie rozklejaj mi się tu. - Rzuciłam, całując ją w policzek. - I wiecie co?
Spojrzałam na swoich rodziców. Jedynych jakich miałam.
Pokręcili głowami.
-Dziękuję wam.
Nie rozumieli.
Uśmiechnęłam się.
-Za to, że mimo wszystko jesteście ze mną i nie wyrzuciliście mnie z domu, kiedy tak szalałam.
-Sooki...
-Dzięki temu wiem, że choć trochę mnie kochacie.
*****Rose*****
Dwa tygodnie później...
Chłopak z bólem w oczach patrzył na znalezione przez siebie zdjęcia.
-Will... - Zaczęłam, ale nie wiedziałam co powiedzieć. Erik i Li, po których zadzwoniłam jakiś czas wcześniej, bojąc się, że ciemnowłosy doznał jakiegoś wstrząsu, przyglądali mu się wystraszeni.
-Więc ona i Taylor... - Odezwał się wreszcie, po długim milczeniu, a ja odetchnęłam z ulgą.
-Tak. - Potwierdził ostrożnie mój brat. - Dowiedzieliśmy się niedawno, ale jakoś nie było okazji, żeby...
-Will dobrze się czujesz? - Zapytała Li, wchodząc blondynowi w słowo.
Zapadła cisza.
Mijały kolejne minuty, a chłopak nadal milczał.
-Może wezwiemy lekarza? - Zasugerował mój brat.
-Jakiego? - Szepnęłam. - Psychiatrę?
Rzucił mi spanikowane spojrzenie.
-Przecież nie może stać tu wiecznie, prawda? - Zapytała Li.
Całą trójką spojrzeliśmy na chłopaka.
Próbowałam wyczytać coś, cokolwiek z jego twarzy, ale nic z tego. Zamknął się całkowicie na otaczający go świat.
Cholera jasna. Miałam ochotę go uderzyć. Może to pomoże? Zaczęłam poważnie rozważać ten pomysł, ale na szczęście nim podjęłam jakąkolwiek decyzję chłopak, jakby oprzytomniał.
Zamrugał, a potem rozejrzał się dookoła.
-Will?
-Muszę z nią porozmawiać. - Rzucił, a potem nim którekolwiek z nas zareagowało, dopadł drzwi.
-Z kim? - Pisnęła Li.
-Przecież ona nie żyje! - Krzyknął Erik, ale jego już nie było.
Spojrzałam na moich towarzyszy spanikowana.
-On chyba nie oszalał? - Jęknęła Li.
-Cholera. Lepiej chodźmy za nim. - Zaproponował Erik.
*****Eli*****
Spojrzałam ostatni raz na chowane przeze mnie do pudła papiery i nie mogłam uwierzyć, że to już koniec. Koniec pracy z Williamem, Lili, Erikiem i Sooki.
Czułam, jak ściska mi się gardło. To co robiliśmy było całym moim życiem, dlatego też byłam wdzięczna Lucasowi, że wspomniał o mnie swoim przełożonym. Miałam szanse. Jeśli przyjmą mnie do swojej organizacji, dalej będę mogła robić, to co kocham.
Poklepałam czule monitor komputera.
-A jeśli się nie uda, może zacznę tworzyć, jakieś stronki internetowe?
Uśmiechnęłam się sama do siebie. To nie był taki zły pomysł. Wzięłam w dłonie pełne pudło i ostatni raz patrząc na pokój, w którym przez pewien czas pracowałam; zgasiłam światło.
Czas zacząć wszystko od nowa. Miałam przed sobą całe życie.
W drzwiach minęłam się z ojcem Erika.
-Na pewno nie chcesz zostać?
Pokręciłam głową.
-Dziękuję za gościnę.
-Będziemy w kontakcie?
-Tak. - Zgodziłam się. - Nigdzie nie uciekam.
-W takim razie, życzę ci powodzenia Eli.
-A ja Panu. Może wreszcie nauczy się Pan obsługi tabletu. - Rzuciłam rozbawiona.
Zaśmiał się.
-Wszystko jest możliwe. Uważaj na siebie.
Pokiwałam głową, a on przytrzymał mi drzwi, bym mogła przecisnąć się z pudełkami.
Wychodząc na klatkę wzięłam głęboki oddech.
Dasz radę Eli. W końcu Lucas będzie ci pomagał, prawda?Ciąg dalszy nastąpi...
_________________
Hej ;*.
Przed nami już ostatni rozdział, ale nie martwicie się - przygotowałam też epilog ;).
Tak więc do usłyszenia w ostatnim rozdziale NMŻ ❤.
Uciekam nim się rozkleję ;*.
Kocham was bardzo!
CZYTASZ
Naucz Mnie Żyć (NMD III) ✔
RomanceRose i Will starają się od nowa żyć ze sobą. I chociaż oboje tego chcą, chłopak musi się o nią mocno starać, ponieważ zraniona dziewczyna, boi się do końca mu zaufać. Rose nie zapomniała też o Dylanie, z którym przeżyła niesamowite wakacje. Potaje...