Rozdział 8

17.8K 1.1K 115
                                    

Wchodząc do klasy od angielskiego z całych sił powstrzymywałam się, żeby stąd nie uciec. To śmieszne, jak w jednej chwili, twój ukochany przedmiot może zmienić się w coś tak nie chcianego. Oczywiście nie była to wina przedmiotu, a uczącego go nowego nauczyciela.
Pchnęłam drzwi od sali i na chwilę wstrzymałam oddech. Biurko było puste, a ulga jaka mnie zalała nie do opisania.
Po wczorajszej awanturze Erika z ojcem, nie miałam ani siły, ani ochoty, na choćby jedno słowo zamienione z wujkiem Willa. Wystarczyło samo to, że będę musiała znosić go dziś przez godzinę.
Pomachałam do siedzącej w ławce Caro, po czym ruszyłam do biurka w celu zostawienia tam zwolnienia Kathe z lekcji, które dzień wcześniej przyniósł mi Erik. Kiedy wczoraj do niego zadzwoniłam, chłopak był akurat w drodze do mojego mieszkania.
Kathe miała mieć dziś stomatologa, przez co miało nie być jej na dwóch pierwszych lekcjach. Zazdrościłam jej.
Chociaż ona oczywiście, uważała całą tę sytuację, za strasznie zabawną.
Położyłam kartkę na biurku i szybko zajęłam swoje miejsce. Zaraz za mną do klasy weszło kilka kolejnych osób i zrobił się gwar.
-Co tam położyłaś? - Caro, jak zawsze musiała wszystko wiedzieć.
-Zwolnienie Kathe.
Dziewczyna przewróciła oczami.
-Coś czuję, że to jej ciacho od angielskiego, będzie równie podłe i lubiące stawiać jedynki, jak pani od matematyki.
-Dlaczego? - Uniosłam zdziwiona ku górze brwi.
-Wczoraj widziałam ich razem na korytarzu. Kto normalny zadaje się z tą wiedźmą? Mówię ci.
-Dobrze chociaż, że angielski jest łatwiejszy.
-Tak. - Zgodziła się. - To nas trochę ratuje. - Dodała, teatralnie łapiąc się za serce.
Wybuchłam śmiechem, odrobinę się rozluźniając.
-A tak poważnie... Mówiłam ci o kole teatralnym, prawda? Powinnaś się na nie zapisać. Ja dziś z samego rana...
Na szczęście nim rozkręciła się na dobre, Harry usiadł na miejscu Kathe.
-Nie ma blondyny?
-Nie.
-To siedzę z wami. - Rzucił uradowany, po czym posłał Tobiasowi kpiące spojrzenie, na co ten drugi pokazał mu środkowy palec. Za chwilę jednak obaj śmiali się na całego.
Niestety chwilę później do sali wpadł nauczyciel.
-Dzień dobry. - Powiedział, a w klasie zapadła cisza. - Nie wiem jak dla was, a dla mnie wstawanie rano, to koszmar.
-Mógł Pan jeszcze spać. Wcale byśmy się nie obrazili. - Oczywiście Harry musiał coś powiedzieć.
-Dobrze o tym wiem. - Spojrzał na chłopaka, a mnie przeszedł dreszcz. - Czy ty przypadkiem nie siedziałeś ostatnio na innym miejscu?
-Tak, proszę Pana.
-Więc co tu robisz?
-Nie ma Kathe, więc...
-A gdzie jest Kathe? - Teraz przeniósł wzrok na mnie.
Przełknęłam ślinę.
-Ma Pan na biurku jej zwolnienie.
Po moich słowach, spojrzał się na leżąca przed nim kartkę. Chwilę czytał kiwając głową, a potem znów spojrzał na mojego kolegę.
-Na moich lekcjach zawsze siedzimy tak, jak pierwszego dnia.
-Ale....
-Nie ma żadnego 'ale'. Proszę się przesiąść. Nie wiem, jak robią inni nauczyciele, czy też moja poprzedniczka, ale ja mam pewne zasady i będę ich przestrzegał.
Harry z jękiem niezadowolenia zabrał swój plecak i wrócił na swoje miejsce, obok Tobiasa. Kolega patrzył na niego rozbawiony.
-Świetnie. - Skomentował nauczyciel. - Tak więc pilnujcie siebie i swoich sąsiadów. W poprzednich szkołach uczniowie tego przestrzegali. Mam nadzieję, że wy też się nauczycie. - Powiedział i odwrócił się do nas tyłem.
-Chyba muszę wrzucić go w google. - Szepnęła mi do ucha Caro.
Pokiwałam głową. Ciekawe czy coś o nim piszą. Na przykład "Sadysta na zastępstwie".
-Cóż, w takim razie możemy zaczynać lekcje. Kto pamięta coś ze starożytności?
I tak minął cały Boży tydzień. W piątek wychodząc ze szkoły cieszyłam się z tego, jak jeszcze nigdy w życiu. Zresztą chyba nie tylko ja.
-Już wolałabym siedzieć na matmie. - Jęczała Kathe. - Co mnie interesuje jakiś Hamer, żyjący miliony lat temu!?
-Homer. - Poprawiłam ją, na co ta rzuciła mi rozwścieczone spojrzenie.
Will i ja, spotykaliśmy się co drugi dzień. Oczywiście w tajemnicy przed światem.
Wygląd nauczyciela od angielskiego, po woli przestał robić na mnie wrażenie. Może i był podobny do Williama, ale to nie był William. Zdecydowałam też, że dołeczki są kompletnie nieatrakcyjne, a jego zachowanie absolutnie nie do przyjęcia. Z utęsknieniem czekałam na powrót starej nauczycielki, chociaż nie powiem żeby Gideon źle uczył. Może gdyby zmienił swoje nastawienie do uczniów, szło by nam dużo lepiej?
-Mówię wam! - Zaczęła Caro. - To jest nie możliwe, żeby nic nie pisali o nim w internecie! Przecież o tych złych pisze się ciągle. Na pewno ma w rodzinie kogoś z CSI i wykasowali o nim wszystkie dane.
Milczałam.
Nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, jak bliska była prawdy. Może nie CSI, ale powiązania z rządem na pewno...
Ojciec, nie widząc u nas już więcej Willa, uspokoił się odrobinę, ale za to przychodził do nas częściej. Co szczerze zaczynało mnie wkurzać.
Wchodząc do domu, od samego progu poczułam zapach obiadu i jak na zawołanie, zaburczało mi w brzuchu.
-Pięknie pachnie! - Zawołałam z przedpokoju, rzucając na ziemię torbę, a następnie ściągając buty, ruszyłam do kuchni.
-Siadaj. - Powiedziała mama nakładając obiad, ale ja się nie ruszyłam z miejsca. Stałam w progu i patrzyłam na siedzącego przy stole ojca. Znowu. Obok niego siedział Erik.
Nie miałam nic przeciwko bratu, ale nasz ojciec....
-Siadaj. - Powtórzyła moja rodzicielka i zajęła miejsce przy stole.
Westchnęłam, i jak na skazanie ruszyłam do mojego krzesła. Opadłam na nie, zerkając na Erika. Ten natomiast z pełną buzią żarcia, posłał mi coś na kształt uśmiechu.
Idiota.
Spojrzałam na swój talerz, i aż się skrzywiłam.
Kotlet?
-Mamo przecież wiesz, że nie lubię wieprzowiny!
-Powinnaś....
-Jem to co jem. Myślałam, że już dawno to zrozumiałaś.
Zapadła cisza.
Zajęłam się ziemniakami i mizerią. Zajęłam, to znaczy grzebałam w nich tracąc cały apetyt.
-Rosalin. - Ciszę, jako pierwszy przerwał ojciec.
-Rose. - Powiedzieliśmy równo z Erikiem.
Mężczyzna poprawił się na krześle.
-Rose, podasz mi pieprz?
-Da mi Pan w spokoju zjeść?
-Rosalin! - Mama w końcu nie wytrzymała. - To twój ojciec! Zapominasz się.
-Nie matko, nie zapominam się. Jest moim biologicznym ojcem. Nic więcej mnie z nim nie łączy.
-Z przyrodnim bratem też nic cię nie łączy, a jednak się dogadujecie! - Zauważyła.
-Erik jest moim przyjacielem. I był już nim, za nim sytuacja się zmieniła. Więc to całkiem co innego. - Wstałam. - Tym bardziej, że on mnie nie porzucił.
Rzuciłam matce lodowate spojrzenie, po czym wyszłam z kuchni.
Wpadając do pokoju, złapałam plecak i nie zastanawiając się nawet nad tym co robię, spakowałam kilka rzeczy. Kilka bluzek, szczotka, jakaś bielizna. Schowałam do kieszeni telefon i zarzucając bagaż na plecy wyszłam z pokoju.
Erik stał na korytarzu.
Kiedy mnie zobaczył od razu załapał co wyczyniam. Teraz musiał wybrać, po czyjej jest stronie. Mierzyliśmy się chwilę wzrokiem, ale w końcu to on wygrał. Spuściłam bezradnie głowę. Sama nie wiem już co robię, ale nie chce tu dziś zostać.
-Wychodzimy. - Usłyszałam blondyna, więc uśmiechając się ruszyłam do przodu.
Ojciec wyszedł na przedpokój.
-Kiedy wrócicie? - Dobiegł nas z kuchni głos mojej mamy.
Erik spojrzał na mnie pytająco, więc pokręciłam głową na znak, że nie mam pojęcia.
-W niedzielę. - Zdecydował, a mnie zalała wdzięczność.
Została ostatnia przeszkoda.
-Gdzie idziecie? - Mężczyzna zaszedł nam drogę.
-Chyba żartujesz! - Opanowanie Erika szlak trafił. - Już to przerabialiśmy! Nie będę do tego wracał. Jestem pełnoletni.
-Kochanie, przestań. - Wtrąciła się mama. - Są młodzi. Razem będą się pilnować.
Mężczyzna nic nie powiedział, zmrużył oczy i rzucał nam wściekłe spojrzenia. Żadne z nas, nic sobie z tego nie zrobiło. Erik wyminął go zadowolony. Ucałowałam mamę i życząc jej udanego weekendu, pobiegłem za bratem, odrobinę za mocno trzaskając drzwiami.
Zaczynałam myśleć, że chłopak musiał mieć okropne dzieciństwo.
-Do Willa? - Zapytał, gdy już siedzieliśmy w jego samochodzie.
-Tak.
Ruszyliśmy, a chwilę później zadzwonił mój telefon.
Zerknęłam na wyświetlacz.
Dylan.
Uśmiechając się do siebie, odebrałam.
-Cześć piękna.
-Cześć, co słychać?
-O to samo chciałem zapytać. - Powiedział udając oburzonego.
-Wszystko w porządku, właśnie uciekam z domu.
Usłyszałam po drugiej stronie słuchawki śmiech.
-Czyli co? Jednak nie jesteś taka grzeczna?
-Ani trochę.
Dylan zawsze umiał po prawić mi humor.
-A propos, twója koleżanka odpisała mi na pocztówkę.
-Jak to.... Czekaj mówimy o Li?
-Tak.
Erik zerkną w moją stronę.
-Możesz mi to jakoś jaśniej wytłumaczyć?
-No... Ja jej wysłałam pocztówkę, a ona mi list.
-List!?
-Tak. Wywodziła się w nim nad moim brakiem kultury i manier.
Erik zaczął się śmiać.
-Ktoś jest z tobą?
Włączyłam głośno mówiący.
-Erik.
-Cześć Erik! Co u mojej siostrzyczki? Dobrze ją traktujesz?
-Jak księżniczkę.
Wywróciłam oczami. On i Kathe... To było skomplikowane.
-A teraz zdradź mi co u twojej siostry, bo nie wiem czy wierzyć w jej słowa.
-Dylan! - Oburzyłam się.
-Tak jak już mówiła, ucieka właśnie z domu.
-A ty jej pomagasz?
-Dokładnie.
-Dobraliście się jako rodzeństwo.
Spojrzałam na Erika i się uśmiechnęłam. Tak, Dylan ma rację.
-Dobra, nie przeszkadzam wam.... Ach! Zapomniałbym, Rosi powiedz siostrze tego twojego kochasia...
-Willa. - Powiedzieliśmy równo z Erikiem.
-... Okej? Widzę, że kochacie te samą osobę. Zdajecie sobie sprawę, że to jest problem?
-Do rzeczy! - Warknęłam do słuchawki rozbawiona.
-Tak, tak.. Co ja... Więc powiedzcie Li, że może spodziewać się odpowiedzi.
-Nie ma sprawy. - Uśmiech mojego brata mówił wszystko. Miała zamiar powiedzieć, to przy Johnie.
-To na razie!
-Pa Dylan!
-Cześć. - Rzucił Erik, a ja się rozłączyłam.
-I z czego ty się tak cieszysz?
-Daje stówę, że John się wścieknie.
Prycham.
-Ciekawe kto się z tobą założy.
-Dobrze, że jedziemy do Willa. - Rzuca i dalej śmiejąc się nie wiadomo z czego dodaje gazu.
____________________
Mamy kolejny!
Dziś bez cytatu, bo nie miałam za bardzo czasu. Wybaczcie za błędy, ale no... To siła wyższa xD
Kocham was i dziękuję, że ze mną jesteście. ❤
Do nextu---> 💋.

Naucz Mnie Żyć (NMD III) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz