Kochaj żeby żyć, i żyj żeby kochać.
~cytat od jednej z czytelniczek;*. Dziękuję.________________
Kolejne dni mijały już bez niespodzianek. Jeden za drugim, jeden za drugim. Zegar odliczał czas, a my staliśmy w miejscu.
Owszem, posiadaliśmy zdjęcia, które pokazywały kto nas zdradził, ale to mogło tylko pogrążyć Willa jeszcze bardziej.
Kolejny powód dla którego mógł, chcieć śmierci Nataszy. Nic więcej.
Kiedy myślałam o dziewczynie i Taylorze, robiło mi się niedobrze. Wszystko działo się pod nosem Willa. Nawet nie chcę wyobrażać sobie, jak bardzo gdy się dowie będzie cierpiał.
Wszystkie dni wyglądały tak samo. Wstawałam z łóżka, gapiłam się w okno, potem ubierałam. Jadłam, chodziłam do szkoły, wracałam, odrabiałam lekcje, znów jadłam. Czasami wpadała do mnie Li, czy ja szłam do Erika, ale wieczorami było najgorzej. Po kolacji zamykałam się w pokoju i płakałam. Czasem tylko chwilę, a czasem traciłam nad tym wszystkim kontrole, i to były te noce, kiedy nie mogłam zasnąć. Założyłam też nowy kalendarz, w którym co wieczór skreślałam dni. Dni bez Willa. Te, w których się widzieliśmy zaznaczałam w kółko.
Lubiłam taki stan rzeczy. Wszystko było przewidywalne, a ja musiałam tylko pilnować, żeby nie odbiec od normy, bo dzięki temu mogłam przetrwać. Jednak, jak to mówią, nic nie trwa wiecznie. Porządek dnia, w którym żyłam, zburzył się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, kiedy tylko w progu moich drzwi, pojawił się Dylan.
Ale zacznijmy od początku.
Był sobotni ranek. Spałam akurat, jak zabita śniąc, o jednorożcach bez rogów, kiedy w najważniejszym momencie, gdzie odzyskiwałam już te cholerne rogi, zastałam brutalnie obudzona. Telefon, jak szalony wibrował i dzwonił, gdzieś koło mojej głowy. Ktoś się do mnie dobijał. Wsłuchałam się chwilę w melodię piosenki, mojego ulubionego zespołu, po czym zakryłam twarz poduszką.
Dźwięk nie ustępował.
-Boże! - Wydarłam się i z jękiem zerknęłam na budzi.
Siódma!
Siódma rano!
Możecie w to uwierzyć!?
Człowiek, może wyspać się tylko jeden dzień w tygodniu, a i to jest dla niektórych zbyt wiele! Bo po co się wysypiać!? Skoro można truć innym ludziom tyłek.
Wyciągnęłam dłoń macając poduszkę, po czym bez otwierania oczu, na oślep, odebrałam.
-Rose! - Głos Kathe zapiszczał w słuchawce.
-Wiesz, która jest godzina? -Warknęłam. - Pali się czy co!?
-Nie. To znaczy, tak. Boże on tu jest.
Otworzyłam oczy, a sen uleciał. O czym, to ja śniłam?
-Kto Kathe?
Czułam się zdezorientowana.
-Mój brat! - Wydarła się.
Usiadłam, biorąc głęboki oddech.
-Halo? Jesteś tam? Rose!? Cholera! Chyba nie masz zawału?
-Mam! - Krzyknęłam, i jak poparzona wyskoczyłam z łóżka.- Co on tu robi?
Jęknęła.
-Przyleciał na ferie.
-Przecież są dopiero za tydzień!- Zaprotestowałam.
-Mnie to mówisz!?
Zamknęłam oczy. Chłopak, wybrał sobie najgorszy moment z możliwych.
-Gdzie on teraz jest? - Zapytałam, niemal z lękiem.
-Tylko nie mdlej, okej? Jedzie właśnie do ciebie.
Żołądek mi się skurczył.
-Do mnie? - Mój głos brzmiał jakoś dziwnie.
-Tak.
-Kathe! - Jęknęłam.
-A co miałam zrobić? Przywiązać go do grzejnika?
-Zadzwonię później. - Burknęłam i rozłączając się wybiegłam z pokoju. Nie wiele myśląc, od razu skierowałam się do sypialni rodziców. Złapałam za klamkę, popchnęłam drzwi i zaraz tego pożałowałam. Czemu nigdy nie pamiętam o pukaniu?
Mama stała naga przed szafą, prawdopodobnie szukając ubrania na dziś, natomiast ojciec naciągał na uda spodnie. Dziękowałam w myślach Bogu, że miał na sobie majtki.
-Och! - Pisnęłam i speszona zamknęłam z powrotem drzwi.
Oczywiście mój widok, o tak wcześniej porze w sobotni ranek, był nowością dla wszystkich.
-Rose, coś się stało? - Za drzwiami zabrzmiał zdziwiony głos matki.
Odchrząknęłam.
-Będziemy mieli gościa! - Dziwnie rozmawiało się przez zamknięte drzwi, ale chwilę później ojciec wyszedł z sypialni, i ściszonym głosem zapytał, kogo mam na myśli. Przyjrzałam się mu. Chyba obawiał się Willa. Ciekawa jego reakcji, miałam ochotę, ot tak dla zabawy powiedzieć, że właśnie jego, jednak ugryzłam się w język.
Mama pojawiła się na korytarzu.
-Kogo kochanie?
-Kolegę. Ma na imię Dylan, chyba już kiedyś o nim wspominałam. Poznałam go u cioci Margaret, na wakacjach.
-Och, w Miami? Przyleciał aż tu?
-Właśnie. - Podchwycił ojciec wbijając we mnie wzrok. Jego oczy były takie, jak moje, ale poza tym, nie widziałam między nami żadnego innego podobieństwa. Gdyby nie one, już dawno, kazałabym zrobić test na ojcostwo.- Po co przeleciał taki kawał?
Oczywiście, jego natura i wcześniejsza praca nakazywały ostrożność, ale tego było za wiele. Czy nie mogłam już mieć normalnych znajomych?
-To mój przyjaciel. - Warknęłam. - Obiecał mi, że przyleci na ferie, więc przyleciał, jasne?
Kobieta wzruszyła ramionami.
-No cóż, miło z jego strony.
Po domu rozniósł się płacz dziecka. Adrian.
Całą trójką zwróciliśmy się w stronę salonu.
-Okej. - Wycofałam się w tył. Nie, żebym nie chciała nakarmić brata, czy powalczyć, ze śmierdzącą Kinder niespodzianką w jego gaciach. Po prostu miałam co innego na głowie. Machnęłam dłonią. - Ja ogarnę trochę bałagan, a wy... Róbcie, to co tam zawsze robicie z rana, gdy jeszcze śpię.
Kiedy znikałam za drzwiami pokoju, mogłam jeszcze dostrzeć ich zdziwione twarze.
*****Linda*****
Rose wycofała się do pokoju. Zamrugałam kilka razy, po czym spojrzałam na Tomasa. Był mocno zamyślony.
Tak, tak kochany. To twoja córka. Przyzwyczaj się.
Uśmiechnęłam się i ruszyłam do Adriana. Na pewno trzeba mu dać jeść.
Malec leżał w łóżeczku i cicho sobie płakał.
-Och, kochanie. - Szepnęłam i wzięłam go na ręce. - Już mamusia jest. Już cicho.
Kołysałam małego, myśląc o tym ile mi daje radości. Wcześniej, nie sądziłam, że to małe stworzonko może dać mi tyle szczęścia, a potem wyszedł z mojego brzucha i baaaam! Oto jest!
Nie mówię, że Rose mi jej nie dawała, ale sprawy między nami były skomplikowane. Zresztą, ona była dorosła. Żyła swoim życiem, a Adrian? Był małym, bezbronnym dzieckiem. Musiałam robić za niego dosłownie wszystko. No, może poza płaczem... Wył po mistrzowsku. Z Rose nie miałam tego problemu, zresztą nawet kiedy płakała, to nie ja musiałam ją uspokajać, tylko moja matka. Do mnie nie chciała nawet dojść. Może, to przez to, że nigdy nie poświęcałam jej zbyt wiele uwagi? Ale pojawiła się, w tak bardzo nie odpowiednim momencie! Nie uważałam jej za przeszkodę, ale chyba jeszcze wtedy, nie potrafiłam w pełni docenić, co to znaczy mieć dziecko. Teraz byłam na to gotowa.
Adrian kichnął.
Och, niemowlęta są takie cudowne.
Dziewczyny z klubu fitness, dopiero teraz mi zazdroszczą.
Usłyszałam odkurzacz.
Rose wzięła się za sprzątanie.
Nigdy nie mogę za tą dziewczyną nadążyć. Ten jej kolega...
Przyjaciel od Margaret....
Zaraz, zaraz... Czy nie wspominała mi kiedyś o Flincie i jego synu? Czy to nie on przysyłał jej różne rzeczy? Kwiatki, listy?
Jak ona go nazwała? Ach, tak Dylan!
Pokręciłam głową. Może i to moja córka, ale naprawdę nic z tego nie rozumiem. Najpierw ten chłopiec, Will. Myślałam, że coś z tego będzie, ale dawno go nie było, nawet bardzo dawno. Więc, to chyba koniec. A teraz Dylan. Chłopak na ferie. Może przez niego rozstała się z Willem? O ile w ogóle byli razem. W końcu Flint się nie poddawał, a kto by chciał, żeby jego dziewczyna, co kilka dni dostawała kwiatki od innego? To bardzo możliwe. Tylko czy związki na odległość mają sens?
Wzdycham.
Matka powtarza mi zawsze, że Rose jest zupełnie inna niż ja, ale czy to znaczy, że nie pójdzie w moje ślady?
Nie ma jeszcze dwudziestu lat.
No i ma gust naprawdę dobry. Max był niczego sobie, ale podejrzewałam, że się rozstaną. W końcu, wtedy nawet ja sama myślałam, że wstąpi do jakiegoś klubu dziewic.
Kolejny był Will. Wydaje mi się, że przy nim się zmieniła. Naprawdę się zmieniła. Otworzyła. Nie wiem czemu dopiero teraz, to dostrzegam... No i był przystojny. Nawet bardzo.
A teraz jest Dylan. Jeśli ten chłopak jest, chociaż trochę podobny do swojego ojca, to... Tak, zdecydowanie ma dobry gust.
Dziecko w moich ramionach poruszyło się niespokojnie.
Spojrzałam na niego.
-No kolego, czas cię nakarmić. Tylko mi tu nie sraj od razu. Za te wszystkie rozstępy, jesteś mi winien chociaż tyle.
****Rose*****
Skończyłam ścierać kurz z biurka, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Chciałam otworzyć sama, ale niestety nim wygrzebałam się z pokoju, uprzedził mnie ojciec. Podekscytowana, wychyliłam głowę z za futryny. Dylan stał w drzwiach. Stał tam, w całej tej swojej klasie, i z tą swoją pewnością siebie, wprowadzając w moje bijące już, i tak jak szalone serce, ciepło.
Boże, jak ja bardzo za nim tęskniłam.
Zerknął przez ramię mojego ojca i nasze oczy się spotkały.
Świat na moment zamarł.
Ojciec odsunął się w bok, a ja wyszłam całkowicie na przedpokój.
Dylan gapił się na mnie, chłonąc całym sobą, to co widzi.
Słyszałam, gdzieś za mną matkę, ale byłam tak zajęta wpatrywaniem się w chłopaka, że nie rozumiałam ani jednego jej słowa.
W ogóle, jeśli chodzi o mnie, to mógłby nas otaczać tłum ludzi, a ja i tak nie widziałabym nikogo poza nami.
Nikogo więcej nie dostrzegałam, a potem wszystko potoczyło się, tak szybko, że nawet nie pamiętałam, kiedy przeszłam dzielący nas korytarz. Po prostu on przekroczył próg, a ja wylądowałam w jego znajomych ramionach.
-Rosi. - Wyszeptał w moje włosy.
Tak bardzo za nim tęskniłam. Tęskniłam za jego uśmiechem, żartami i chamskim zachowaniem. Za jego wyrozumiałością, i och... Na Boga! Tego wszystkiego było, tak dużo że w końcu nie wytrzymałam, i po moich policzkach popłynęły łzy.
Tęskniłam nie tylko za nim. Miałam w sobie tyle smutku, przez ostatni czas, że już nie umiałam nie płakać. Chciałam, żeby był tu też Will. Chciałam, żeby ten cały koszmar, związany z Nataszą wreszcie się skończył. Chciałam żyć normalnie.
-Już cicho. - Usłyszałam jego szept, i dopiero wtedy dotarło do mnie, że uczepiłam się go, jak mała małpka. Odsunęłam się, odrobinę zawstydzona, wycierając łzy.
-Przepraszam.
-Nie masz za co. Też tęskniłem i jeśli chcesz, też mogę zacząć płakać.
Uśmiechnęłam się.
-Ale z ciebie dupek.
-Twój dupek. - Zauważył przekornie.
Stanęłam na palcach i poczochrałam mu włosy.
-Urosłeś?
Jęknął.
-Chyba żartujesz! To ty się kurczysz.
Przewróciłam oczami.
- Wejdź dalej.
W końcu zaczęłam zauważać rodziców. Pierwszy był ojciec. Gapił się na Dylana. Miałam ochotę go kopnąć. Spojrzałam na matkę. Ta z kolei, wpatrywała się we mnie, trzymając Adriana.
Odchrząknęłam.
-Nie macie nic do roboty?
-Chcemy poznać twojego kolegę. - Powiedział ojciec, niby wesołym, przyjaznym tonem, ale ja wiedziałam, że nie marzy o niczym innym, jak tylko o sprawdzeniu go.
-Świetnie. - Spojrzałam na chłopaka. - Dylan, to moja mama i mój tata. - Przeniosłam wzrok na rodziców, nie dając mu dojść do słowa. - Mamo, tato, to Dylan. - Dokończyłam i również im nie dając dojść do słowa, złapałam chłopaka za rękę i zaciągnęłam do mojego pokoju, głośno przy tym trzaskając drzwiami._________________
Taaaam taaa daaam!
Pojawił się Dylan!
I pierwszy raz mogliśmy przeczytać coś z perspektywy matki Rose. ;)
Co myślicie?
Jak się podoba rozdział?
Kochani jeszcze raz dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze. Jesteście wspaniali! Codziennie dziwię się, jakim cudem jest was tak dużo!?
Kocham bardzo bardzo mocno!
Do nextu❤.
CZYTASZ
Naucz Mnie Żyć (NMD III) ✔
Storie d'amoreRose i Will starają się od nowa żyć ze sobą. I chociaż oboje tego chcą, chłopak musi się o nią mocno starać, ponieważ zraniona dziewczyna, boi się do końca mu zaufać. Rose nie zapomniała też o Dylanie, z którym przeżyła niesamowite wakacje. Potaje...