Rozdział 28

14.1K 992 165
                                    

W mediach piosenka, przy której pisałam cały rozdział.
______________
Pokręciłam głową, gryząc z całej siły wargę. W ustach poczułam słonawy, metaliczny smak krwi. Dylan... Na samą myśl, o tym jak bardzo go zawiodę pękało mi serce. Nie miałam jednak wyjścia. To wszystko... Ja i Will. To, że w każdej chwili wybiorę jego, już dawno było z góry przesądzone. Wiedziałam, o tym tak jak i Will, to wiedział. Nigdy nie pozwolę go skrzywdzić.
-Nie mogę.
Chłopak spojrzał na mnie błagalnie.
-Nie możesz czy nie chcesz? Jeśli się obawiasz o mnie, naprawdę cię nie skrzywdzę. Obiecuje. Koniec z całym tym flirtowaniem i...
-Ale ja nie chcę żebyś się zmieniał! - Weszłam mu w słowo. - Uwielbiam cię takiego, jakim jesteś.
-Więc w czym problem?
Wzięłam głęboki oddech.
-Ja go kocham.
-Rosi.- Głos mu się łamał. - Tu nie ma miejsca na słuchanie serca. Posłuchaj rozumu. Wierzę, że go kochasz, ale nie pozwolę ci się na to narażać. Jesteś dla mnie zbyt ważna, oddałbym za ciebie życie. Życie, które ty odmieniłaś na lepsze. Kocham cie. Tak jak się kocha siostrę, przyjaciółkę. - Jego oczy zrobiły się szklane. - Wiem, że ty też mnie kochasz. Proszę cię Rosi, błagam. Bycie z nim jest niebezpieczne.
Nie mogłam oddychać. Nie mogłam złapać tchu. To wszystko działo się za szybko. Nie chciałam go ranić. Nie po tym, jak powiedział, że mnie kocha. Tylko, że to niczego nie zmieniało. Nadal mieli Li, nadal mieli w garści Willa. Nie mogłam ich porzucić. W głowie brzmiały mi słowa Dylana. Bycie z nim jest niebezpieczne. Nie mogłam temu zaprzeczyć.
-Mam tu brata. - Szukałam innego argumentu. Czegoś co go przekona. - Rodzinę, przyjaciół. Jest tu twoja siostra.
-Cholera. Wiem! Ją też będę musiał stąd zabrać.
Zmarszczyłam brwi.
-Chcesz zabrać nas wszystkich?
-Tylko was dwie.
-A Erik? Pomyślałeś, o tym że oni są razem?
-Gdyby ją kochał, nigdy nie wpakowałby jej w coś takiego.
Osłupiałam.
-Co sugerujesz?
Otworzył usta i patrzył na mnie z politowaniem.
-Tak naprawdę ich nie znacie.
Zdenerwowałam się. Co on chrzani?
-Twierdzisz, że Erik jej nie kocha? Że Will nie kocha mnie?
-Nie jestem głupi. Może i cie kocha, ale gdyby miał odrobinę rozumu trzymałby cie od tego z daleka.
-Próbował! - Spierałam się.
Dylan spojrzał na mnie uważnie.
Patrzyliśmy sobie w oczy, a przez mój umysł przeleciał moment, kiedy spotkałam go pierwszy raz. Arogancki dupek z bogatej rodziny. Jak bardzo się wtedy myliłam? On nie był dupkiem. Miał w sobie tyle uczuć...
-Wtedy. - Zgadł. - To dla tego się rozstaliście? Dla tego uciekłaś do Miami? Nie z powodu jego martwej byłej?
-To też. - Przyznałam. - Ale głównym powodem było to, że Will chciał mnie chronić.
Chłopak prychnął.
-No, to mu dopiero wyszło.
-Przestań tak mówić! - Zwinęłam dłonie w pięści. Słyszałam, jak Erik z ojcem kręcą się za drzwiami. - Wiedziałam na co się piszę, Dylan. Sama wybrałam takie życie.
Teraz on się zdenerwował.
-Powiedz mi jakie życie do cholery!? To nie jest życie! Skąd wiesz, że on jej nie zabił? Ile go znasz? Ile znasz ich wszystkich!?
Moje opanowanie szlag trafił.
-Nie mów tak! Nigdy tak nie mów! Znam go wystarczająco by wiedzieć, że tego nie zrobił!
-Skąd to wiesz? - Naciskał.
Przełknęłam ślinę.
-Widziałam! Widziałam, jak cierpiał przez jej śmierć!
Pokręcił głową.
-Skąd wiesz, że nie cierpiał przez wyrzuty sumienia? Chyba policja ma jakieś poszlaki, skoro go podejrzewają?
Popatrzyłam na niego ostro.
-Oni nie mają o niczym pojęcia, Dylan. Ty też nie masz. Nic nie wiesz.
-Za to ty wiesz bardzo wiele. - Zakpił.
-Wystarczy, że Erik mu ufa, że Erik wie. On by mnie nigdy nie skrzywdził. Nie pozwoliłby na to nikomu.
-Bo jest kochającym starszym bratem? Na litość znasz go kilka miesięcy!
-Dość! - Wrzasnęłam i nie myśląc co robię, uderzyłam go w twarz.
Zapadła cisza.
Przerażona odskoczyłam w tył.
-O Boże! Przepraszam cie! O Boże.
Zakryłam dłonią usta, po czym rozpłakałam się na dobre.
Chłopak doszedł do mnie i nic nie mówiąc, przytulił mnie mocno do siebie.
-Już cicho, nie płacz.
-Przepraszam! Dylan przepraszam!
-Prowokowałem cie, należało mi się.
-Ale ja nie powinnam... - Chlipałam w jego bluzę. Pachniał tak ładnie.
-Nic się nie stało. Nie odstraszysz mnie tak łatwo. - Pogłaskał mnie po plecach. - Już cicho maleńka, cicho.
Był taki wspaniały. Zaniosłam się jeszcze głośniejszym szlochem. Jestem taka głupia!
On chce oddać mi wszystko, a ja potrafiłam, tylko płakać w jego ramiona.
-Już cicho. - Powtórzył. - Ja tylko chce cie chronić. Nic więcej.
***
Kiedy wreszcie się uspokoiłam, dzięki czemu Dylan mógł wyjść do łazienki, Mój telefon zaczął wibrować, jak szalony.
Zerknęłam na nieznany numer. W mojej głowie rozdzwonił się alarm.
Will!?
Pełna nadziei, drżącą dłonią odebrałam.
-H-halo? - Zająknęłam się.
-Płakałaś? - Zapytał od razu, a moje serce zalała fala ulgi i radości. Ledwo stałam na nogach. Szumiało mi w głowie.
-Will. - Wydyszałam w słuchawkę.
-Co się dzieje? - Jego głos był niespokojny, a jednocześnie najpiękniejszy, jaki kiedykolwiek słyszałam.
-Nic. - Zapewniłam szybko. - Miałam małą sprzeczkę z Dylanem.
Chłopak westchnął.
-Mam rozumieć, że jest u ciebie?
Uśmiechnęłam się. Przed nim nic nie da się ukryć. Jakimś cudem zawsze wszystko wie.
-Przyjechał na ferie. - Wyjaśniłam.
-Rozumiem. - Powiedział grobowym tonem, a ja mogłam sobie wyobrazić, jak pociera dłonią czoło. - Posłuchaj, czy możemy się spotkać?
Zmarszczyłam brwi. Jeszcze pyta!? Uśmiechnęłam się.
-Jasne, kiedy tylko chcesz. Erik musi tylko, upewnić się że nikt nas nie śledzi i...
-Możesz mu nic nie mówić? - Wtrącił sie.
Zamrugałam.
-Ale ja sama nie...
-Dasz radę. Obiecuje.
Przygryzłam wargę. Tęskniłam za nim. On za mną. Może chciał...
-Dobrze. - Zgodziłam się.
*****Dylan*****
Wychodząc z toalety, napotkałem wzrok Erika. Uśmiechał się do mnie.
-Co? - Burknąłem.
Popatrzył na czerwony ślad na mojej twarzy.
-Moja krew. - Powiedział dumnie, najprawdopodobniej myśląc o Rosi.
Pokręciłem zirytowany głową i ruszyłem do pokoju dziewczyny.
Wchodząc zamknąłem za sobą drzwi.
Patrzyła na mnie smutno, ale w jej zachowaniu dało wyczuć się jakąś zmianę. Podekscytowanie? Usiadłem na łóżku.
-Coś się stało?
-Nie. - Zaprzeczyła. - Dzwoniła Sooki. Chce się spotkać. Będę mogła zostawić cie na trochę?
Miałem omamy, czy wydawało mi się, że stara się nie śmiać?
Wzruszyłem ramionami.
-I tak muszę zajrzeć do mamy.
-Świetnie. - Rzuciła i niemal biegiem wyszła z pokoju. Ruszyłem za nią.
-Dylan idzie. - Powiedziała do ojca, a kiedy ten na nią spojrzał dodała.- Ale wróci wieczorem.
Mężczyzna obrzucił mnie zdziwionym spojrzeniem. Uśmiechnąłem się. Na pewno miał nadzieję, że Rosi wyrzuci mnie na dobre.
-A ty gdzie? - Zainteresował się Erik, kiedy blondynka wsunęła na stopy buty.
-Do Sooki. Dzwoniła, żebym zajrzała.
-Daj mi znać, jak dotrzesz rozumiesz?
-Tak.
Odetchnąłem, po czym założyłem kurtkę, buty i całując Rosi w policzek; wyszedłem.
Coś mi jednak nie pasowało. Ten jej radosny ton... Entuzjazm, którego nie było wcześniej. Miałem złe przeczucia.
Schowałem się do klatki obok. Coś tu nie grało, a ona wyraźnie coś kręciła. Zobaczymy, czy uda się do tej całej Sooki.
*****Erik*****
Siedziałem przy stole i czekałem. Rose wyszła już pół godziny temu i nadal nie dzwoniła. Ojciec pojechał do szpitala. Mały miał być jutro wypisany. Znów zerknąłem na telefon. Coś nie dawało mi spokoju.
Wykręciłem numer do Sooki.
-Cześć Erik. - Zaszczebiotała. - Co tam? Właśnie z Eli znaleźliśmy kilka budynków....
-Sooki. - Przerwałem jej. - Dzwoniłaś do Rose jakiś czas temu?
-Nie. Dziś nie miałam z nią w ogóle kontaktu.
Zrobiło mi się słabo.
-Jasna cholera!
Wstałem i zacząłem się ubierać.
-Erik o co...
-Powiedz Eli żeby namierzyła telefon Rose. - Znów jej przerwałem. - I wysłała mi smsem jej lokalizację.
*****Dylan*****
Poszedłem za nią, aż do podziemnego parkingu, jednego z pasażu bloków.
Miałem rację. To nie Sooki była celem jej spotkania, tylko on. Zakradłem się najbliżej, jak się dało. Po czym kucając obserwowałem.
Spotkała się z nim. Patrzyłem jak chłopak ją przytula, ale to było nie do zniesienia. Jak mógł? Przecież mogli w każdej chwili tu wejść i...
Zamknąłem oczy. Co robić? Myśl kretynie myśl! Ona musi żyć. Musi być bezpieczna. Może powinienem z nim porozmawiać? Może przemówię mu do rozumu?
Myśli kłębiły się w mojej głowie z taką siłą, że nie potrafiłem ruszyć się z miejsca.
Co czułem?
Strach, lęk? Być może, ale to nie o swoje życie się bałem.
-Will! - Usłyszałem krzyk Rosi.
Zdezorientowany otworzyłem oczy, a przede mną rozgrywała się scena z moich koszmarów.
Rosaline popycha Willa i oboje padają na ziemię.
Bez namysłu zakradam się za filar, i to właśnie wtedy go dostrzegam. Jest za nimi. Ma broń i kominiarkę.
Cholera jasna!
-Rose! Uważaj! - Drę się.
Dziewczyna odwraca się przerażona. Napastnik pociąga za spust. Wszystko trwa ułamek sekundy. Widzę, jak Will rusza w jej stronę gotowy odepchnąć ją w bok, ale wiem, że nie zdąży. To ja jestem szybszy w tej rundzie.
Skaczę bez wahania, a moje ciało przeszywa ostry ból.
Więc, tak to jest?
Pada drugi strzał.
To Will.
Chcę się obejrzeć i zobaczyć czy trafił tego łajdaka, ale nie mogę. Wszystko rozmywa mi się przed oczami. Poddaję się i upadam. Słyszę, jak Rosi piszczy histerycznie.
Dopada mnie chwilę później. Wiem, że jest blisko, czuję jej dotyk.
-Trzeba ci to wyjąć! - Mówi chyba do mnie. - Nic ci nie będzie. Spokojnie. - Tak, zdecydowanie mówi do mnie, ale to nie mi jest potrzebny spokój. To ona się gorączkuje.
Ma ciepłe dłonie. Pierwszy raz ma takie ciepłe dłonie, a mi jest tak bardzo zimno.
-Rosi...
Chcę powiedzieć jej, że jest mi bardzo przykro. Chcę powiedzieć, że nie żałuję, chociaż
nie chcę umierać na tym durnym parkingu, w jej rękach i na oczach Willa. Boże, to miały być wakacje życia. Miałem spędzić je pierwszy raz od dawna z mamą. Tyle czekałem na przyjazd tu. Na zobaczenie Rose. Chcę tak wiele jej powiedzieć. Patrzę na nią i widzę jak bardzo jest smutna. Mam ochotę wrzeszczeć, żeby się ratowała. Moja śmierć nie może pójść na marne. Chcę...
Moje myśli się rozbiegają. Dostałem pieprzoną kulkę, ale było warto. Dla mojej Rosi.
*****Rose*****
-Will! - Krzyczę i odpycham chłopaka w bok.
Oboje padamy na ziemię.
Moje serce wali, jak oszalałe, ale to jest teraz nie ważne. Ważne jest żeby on żył.
-Nie wstawaj Rose, słyszysz?
-Co chcesz zrobić?
-Od wrócę ich uwagę. Jeśli mi się uda, uciekaj i nie oglądaj się za mną.
-Ale...
-Nie teraz, Rose. - Mówi i posyłając mi czułe spojrzenie podnosi się do góry.
Patrzę na niego przerażona. A do moich uszu dociera jakiś dźwięk.
-Rose, uważaj! - Słyszę za sobą, więc oboje z Willem się obracamy.
Mężczyzna w czarnej kominiarce celuje do mnie z broni.
Przełykam ślinę, a on pociąga za spust.
Wszystko jakby zwalnia, zupełnie tak, jak to bywa na filmach, a moje zmysły, dzięki buzującej w żyłach adrenalinie; wyostrzają się. Wyraźnie widzę, jak kula zmierza w moją stronę.
A więc to koniec.
Umrę na tym cholernym parkingu w rękach Willa i na oczach Dylana.
Kątem oka dostrzegam jakiś ruch, a chwilę później kuli, staje coś na drodze.
Wciągam głośno powietrze, Will strzela do napastnika, ale teraz to już nie jest ważne.
Dylan.
O Boże, Dylan!
Chłopak zasłonił mnie swoim ciałem.
Zrywam się z ziemi, a on upada.
Boże, o Boże!
Nie wiem jakim cudem, ale znajduję w sobie siłę i dobiegam do chłopaka. Dopadam go, po czym nie wiedząc co robić piszczę histerycznie i przykładam dłonie do rany szatyna.
-Trzeba ci to wyjąć. - Mamroczę sama do siebie. - Nic ci nie będzie.
Krew, o Boże.
-Rosi.. - Mówi słabo, patrząc gdzieś przed siebie.
-Will, on umiera! - Krzyczę głośno z rozpaczą.
Ciemnowłosy kuca obok mnie.
-Odsuń się Rose. Musze zobaczyć gdzie dostał.
-On umiera.
Will odsuwa mnie delikatnie, po czym ściąga kurtkę, a następnie koszulkę. Kawałek dalej leży, jak mniemam zabity napastnik. Will nie pudłuje. Widzę, jak swoją koszulką uciska ranę postrzałową Dylana.
-Sam tego nie wyjmę, dzwoń po pogotowie.
-On umiera. - Siedzę na ziemi i przerażona zauważam krew chłopaka na swoich dłoniach.
-Rose pogotowie! - Krzyczy Will, co otrzeźwia mnie na tyle, że wyciągam z kieszeni telefon i drżącymi palcami wybieram numer.
Odbiera kobieta, zadaje mi jakieś pytania, ale ja powtarzam tylko bez końca adres. Nie potrafię się skupić.
Will zostawia Dylana i wyrywa mi telefon.
-Uciskaj ranę.
Kiwam głową, a on odchodzi z telefonem kawałek dalej. Słyszę jak coś mówi, ale nic nie rozumiem; zupełnie tak, jakbym była pod wodą.
Kucam obok Dylana, po czym już całą zabarwioną krwią koszulkę; przykładam mu do brzucha, najmocniej jak potrafię. To była ulubiona koszulka Willa....
Chłopak jęczy.
-Przepraszam. - Mówię i dopiero teraz dociera do mnie, że po moich policzkach płyną łzy.
-Płaczesz. - Zauważa słabym głosem szatyn.
Kiwam głową.
-Nie płacz, będzie dobrze. - Wyciąga do góry dłoń, więc podaję mu swoją. Drugą nadal uciskam ranę i zaczynam płakać jeszcze bardziej.
-Nie możesz umrzeć, Dylan! Słyszysz?
-Rosi.
-Jestem tu.
-Już jadą. - Mówi Will, po czym zabiera moją dłoń i sam bierze się za uciskanie rany.
-Will... - Chrypi.
-Tak?
-Opiekuj się nią.
-Nie Dylan, nie! Słyszysz? To nie jest pożegnanie! - Wrzeszczę.
Z oddali słychać zbliżającą się karetkę.
Już jadą, już jadą. Zaraz tu będą, pomogą mu.
-Obiecaj. - Naciska na Willa.
-Nie poddawaj się! - Drę się, dlaczego nie słucha?!
-Obiecuję. - Mówi Will w momencie, gdy na parking wjeżdża karetka.
-To dobrze. - Dylan uśmiecha się blado, po czym zamyka oczy.
-Nie! - Wpadam w histerię. - Nie, nie, nie! - Łapię chłopaka za dłoń.
-Rose puść go. - Słyszę Willa, ale jakoś nie potrafię się oderwać.
-Nie, nie! - Szturcham chłopaka, nie pozwalając nikomu do niego dojść.
Zaczynają otaczać nas ludzie.
-Rosalin, oni się nim zajmą, odsuń się. - Will łapie mnie pod boki i odciąga siłą.
-Dylan! - Krzyczę, widząc, jak sanitariusze sprawdzają mu puls, po czym zakładają na twarz maskę z tlenem. - Dylan!
-Stracił dużo krwi, potrzebna transfuzja! Dawajcie go na noszę! - Krzyczy jeden z mężczyzn. - Biegiem, biegiem chłopcy!
Zapada cisza, która przerywa mój krzyk, a raczej coś co brzmi jak mój głos, ale jakoś tak dziwnie zniekształcony.
-Możecie dać jej coś na uspokojenie?! - Woła do kogoś William. Uświadamiam sobie jak bardzo szamoczę się w jego ramionach, a chwilę później czuję mocne ukłucie w ramię.
Will sadza mnie w swoim samochodzie na tyłach, po czym sam siada obok, zostawiając otwarte drzwi.
-Już cicho Rose, cicho. - Przytula mnie do siebie, ale moje łzy i tak płyną strumieniami, a jedyne co teraz trzyma mnie przy życiu, to Will.
-Nic ci nie jest? - Pytam, a on rzuca mi smutne spojrzenie. - Żyjesz! - Mówię z ulgą i wybuchając głośnym płaczem wtulam się w chłopaka.
-Will! - Po parkingu echem roznosi się głos Erika. - Rose! - Chłopak biegnie w naszą stronę, a w jego głosie da się wyczuć ulgę.
Nie mam jednak siły zareagować.
Jestem otępiała.
Pusta.
Zastrzyk zaczął działać.
*****Will*****
Macham dziewczynie przed oczami dłonią, ale nie reaguje. Nic z tego. Rose kompletnie odleciała.
Adrenalina buzująca w moich żyłach zaczyna opadać, a oddech uspokaja się. Zamykam oczy. Chcieli ją zabić. Nie mogłem nic zrobić i przez chwilę myślałem, że ją stracę, a potem Dylan...
Wziąłem głęboki oddech. On nie może umrzeć, nie może.
-Co to do cholery było!? - Erik patrzy na mnie wściekły krzycząc.
Funkcjonariusz pogotowia ogląda się w naszą stronę.
-Ten nie żyje. - Rzuca do drugiego, zakrywając napastnika.
Nie specjalnie mu się przyglądam. Nie specjalnie mam wyrzuty sumienia. Zrobiłem, to co musiałem żeby przetrwać, uratować nas. Mam nadzieję, że wszystkich. Zerkam na nosze, gdzie leży Dylan.
-Wzywamy policje. - Mówi ten drugi.
-Nie! - Erik podbiega do nich spanikowany. - Już ich wezwałem, zaraz powinni być....
Facet patrzy na niego z po wątpieniem.
-Mam obowiązek...
-O już jest! - Erik wchodzi mu w słowo i pokazuje na wjazd. W naszą stronę biegnie blondyn w średnim wieku i długim czarnym płaszczu.
Zgaduję, że to Lucas.
Podchodzi do funkcjonariuszy pogotowia i pokazuje dokumenty.
-W porządku. - Mówi do nich. - Oni są ze mną.
Obaj z Erikiem ruszają w moją stronę.
-To Will. - Przedstawia mnie mój przyjaciel.
-Chcę oddać się w ręce policji. - Rzucam od razu prosto z mostu.
-Zwariowałeś? - Pyta mężczyzna czym wprawia mnie w zakłopotanie. Ja mu mówię, że... Może nie zrozumiał?
-Nie. Chcę się oddać w...
-Pieprzenie! - Mówi Erik. - W niczym, to nie pomoże.
Zaciskam dłonie w pięści.
-Wyjaśnię im. Muszą mnie wysłuchać. Sprawdzić to. Wpadną na trop i...
Lucas prychnął.
-Mój pożal się Boże partner nie będzie słuchał! Przyczepi ci nalepkę wariat i nikt nie będzie cię słuchał. Nikt ci nie uwierzy.
-Co ty....
-Mówię tylko, że zrobi wszystko, żeby cię wsadzić. Od tego zależy jego awans.
Erik przytaknął ochoczo.
Jego słowa pozbawiły mnie, jakiejkolwiek nadziei.
Patrzyłem na nich bezradny. Pierwszy raz w życiu musiałem zdać się na kogoś innego.
-Weź Rose. - Powiedział do mnie Erik. - Jedź do Gideona. Nie ruszaj się nigdzie. Dotrę tam najszybciej, jak się da.
Lucas rozejrzał się dookoła.
-Są tu jakieś kamery?
-Pewnie tak. - Wzruszyłem ramionami. Nie sprawdzałem tego, ponieważ wiem, że nikt ich na bieżąco nie pilnuje.
-Trzeba pozbyć się nagrań.
-Zajmę się tym. - Rzucił Erik. - A ty jedz do szpitala. Dowiedź się co z Dylanem.
Mężczyzna pokiwał głową, po czym spojrzał na mnie.
-Co tu się wydarzyło?
Mój przyjaciel również był zainteresowany odpowiedzią.
Westchnąłem, spoglądając za odjeżdżającą karetką. Wiedziałem, że to mój rywal, ale będę mu za to co zrobił wdzięczny do końca życia.
-Dylan zasłonił sobą Rose.
_________
2746 słów.
To chyba najdłuższy rozdział, jaki napisałam.
Nie wiem co dodać.
Smutno mi xD
Poważnie.
Dylan, Rose, Will... Co dalej?
Przepraszam za błędy.
Kocham was ❤.
Do nextu.

Naucz Mnie Żyć (NMD III) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz