Rozdział 33

12.4K 1K 200
                                    

Dla moich czytelników, którzy nigdy nie zawodzą i są najwspanialsi na świcie ;).
_______________
Kiedy razem z Erikiem docieramy do szpitala, Kathe już siedzi przy Dylanie. Jest ubrana w swoje zwykłe, wczorajsze ciuchy, ale tym razem nie jest nawet umalowana. Boże, czyżby wypisała się na własne żądanie? Posłałam jej nieme pytanie na co dyskretnie pokręciła głową. Zmarszczyłam brwi, a ona rzuciła mi błagalne spojrzenie.
Ile jeszcze ma zamiar, to ukrywać? Aż będzie widać brzuch?
-Dobrze się czujesz? - Zapytał Erik, podchodząc do niej bliżej.
-Tak. - Uśmiecha się niepewnie i całuje go w usta.
Zniesmaczona kręcę głową.
-Jak Dylan?
-Bez zmian, ale przeżył noc, więc chyba jest szansa.
-Spałaś tu? - Blondyn przygląda jej się uważniej.
-Nie, czemu pytasz?
-Nie użyłaś dziś szczotki. - Mówi, przejeżdżając dłonią po jej włosach.
-Tak? Ja... To znaczy... - Dziewczyna zaczyna się jąkać, ale zaraz na ratunek przychodzi jej lekarz chłopaka. Jak na zawołanie staje w progu, a Erik zapomina o co pytał.
-Dzień dobry doktorze. - Podają sobie ręce. - Jakie rokowania na dziś?
Mężczyzna uśmiecha się, po czym podchodzi do łóżka i zagląda w wiszącą na nim kartę pacjenta.
Marszczy brwi.
Kręcę się niespokojnie i mam wrażenie, że moje serce wyskoczy zaraz z piersi.
Zamykam powieki.
Boże, niech będzie dobrze! Błagam cie. Wiem, że gdzieś tam jesteś! On jest taki młody, nie pozwól mu odejść.
-Poprawiło się. - Mówi w końcu, a ja otwieram oczy, gwałtownie wciągając powietrze.
-Och! - Kathe zakrywa dłonią usta i siada na krześle. W jej oczach widzę łzy.
Boże.
Dylan ma szanse.
Opieram się o ścianę, składając obie dłonie na sercu. Wali jak szalone.
Również po moich policzkach zaczynają płynąć łzy. Widząc to, Erik podchodzi bliżej i ściera je kciukiem.
-Mówiłem, że będzie dobrze?
-Tak. - Kiwam głową, uśmiechając się.
W drzwiach staje kolejny lekarz.
Przyglądam mu się zaciekawiona. Jest młody, krótko obcięty, a jego policzki zdobi dwudniowy zarost. Kątem oka zauważam, jak Kathe sztywnieje.
-A moja pacjentka czemu nie w łóżku? - Pyta, patrząc prosto na blondynkę.
Erik spogląda na dziewczynę, a ona z przerażeniem w oczach na niego.
-Chyba kogoś Pan pomylił. - Odpowiada wreszcie mój brat.
Mężczyzna się uśmiecha.
-Bynajmniej. Panno Kathe? - Unosi brwi ku górze. - W Pani stanie trzeba leżeć.
-Jakim stanie? - Mój brat wygląda na kompletnie skołowanego.
Moja przyjaciółka wstaje.
-Bo ja... - Zaczyna. - To znaczy ja... - Bierze głęboki oddech. - Tak właściwie, to...
Patrzę na nią i jest mi jej naprawdę żal. Tak bardzo boi się reakcji mojego brata, że nie jest w stanie powiedzieć nic konkretnego.
-Może porozmawiacie na korytarzu? - Proponuje lekarz domyślając się sytuacji, a blondynka wystrzela jak z procy.
Uśmiecham się niepewnie do Erika, który ostatni raz patrząc na mnie wychodzi za swoją dziewczyną.
Uh, będzie gorąco.
Obaj Panowie wymieniają jeszcze dwa zdania, po czym każdy odchodzi w swoją stronę. W końcu zostaję sama i przez chwilę zastanawiam się czy nie powinnam iść za nimi. Może... Nie, nie. To jest ich sprawa. Erik nie może zareagować, aż tak źle. Spoglądam na śpiącego chłopaka, a chwilę później siadam obok niego, biorąc jego zimną dłoń w swoją.
-Cześć wariacie. - Szepczę. - Widzisz? Lepiej z tobą. Wróć do mnie. Wróć Dylan.
*****Will*****
Staję razem z Li w drzwiach sali Dylana i widzę siedząca przy chłopaku Rosalin, błaga go, żeby się obudził.
Robi mi się słabo, kiedy słyszę ból w jej głosie. Nie chcę żeby cierpiała. Co jeśli on się obudzi i ona...
Li ściska moją dłoń.
Zerkam na nią.
Kręci głową, a w jej oczach widzę żal. Dobrze wie o czym myślę. Wie, że się boję.
Nigdy nie brałem uczuć Rose za pewnik, nawet jeśli ja sam kochałem ją, jak szaleniec. Bo tylko szaleniec potrafił by kochać kogoś tak mocno, jak ja kocham ją.
Bałem się. Naprawdę się bałem tego co z nimi dalej będzie. Jeśli mnie odrzuci i wybierze tego chłopaka...
-Dylan? - Do moich uszu dociera głos dziewczyny, ale jest o ton wyższy niż wcześniej.
Wchodzę do sali.
-Boże Dylan? - Powtarza, a potem widzę, jak chłopak otwiera oczy.
-Jak mógłbym się nie obudzić, skoro tak prosisz? - Pyta mocno zachrypniętym głosem.
-Och, Dylan! - Rose rzuca się mu na szyję. - Nie rób mi tego więcej, słyszysz głupku? - Pyta przez łzy.
-Nie martw się. - Mówi odrobinę się krzywiąc. - Już wiem, jak to jest dostać kulkę. Drugi raz niech rzuca się twój chłopak.
Nasze oczy się spotykają. Kiwam mu na zgodę głową.
Moja siostra z wielkim uśmiechem na twarzy podchodzi nieco bliżej, tym samym zwracając wreszcie na siebie uwagę Rose. Blondynka zerka na nią, a potem zauważa mnie.
Jej oczy zachodzą łzami, a usta układają się w najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałem.
Sztywnieję, bo dociera do mnie, że tak naprawdę nigdy nie miałem się o co martwić. Jak mogłem być, tak ślepy? Jak mogłem chociaż przez chwilę wątpić w to, kogo wybierze? Jej wzrok mówiły wszystko. Kochała mnie, bez względu na to co przeszliśmy. Miłość, jaka od niej biła, niemal raziła mnie w oczy.
-Co ty tu robisz?
-Oczyścili mnie ze wszystkich zarzutów. - Powiedziałem stając jeszcze bliżej łóżka.
-Co? - Jest w takim samym szoku w jakim ja byłem, godzinę temu temu.
Wzruszyłem tylko ramionami. Wiedziałem, że na pytania jeszcze przyjdzie czas.
Spojrzałem na Dylana.
-Jak było po tam tej stronie? - Zapytałem, żartując.
-Dość przyjemnie. - Uśmiecha się. -Same fajne laski.
Li chichoczę, a Rose kręci głową i powoli wstaje.
-Pójdę lepiej po lekarza.
-Idę z tobą. - Rzucam, a ona się zgadza.
Razem wychodzimy z sali, ale nie mija sekunda, jak nie mogąc się powstrzymać łapię ją za nadgarstek i popycham na ścianę przygniatając całym ciałem.
-Co się dzieje? - Rozgląda się spanikowana.
-Ja się dzieję. - Mówię, po czym całuję ją w usta, a ona bez chwili wahania odwzajemnia się tym samym.
Kiedy jakiś czas później odrywamy się od siebie, oboje ciężko oddychamy. Rose opiera się dłońmi o kolana.
-Jak tak dalej pójdzie, będę musiała kupić sobie krople nasercowe.
Unoszę rozbawiony ku górze brwi.
-Myślę, że to nie potrzebne. Znam się na reanimacji.
-Usta, usta? - Pyta ze śmiechem. - Powiedz mi, na czym ty się u licha nie znasz?
*****Li*****
Mój brat i Rose wychodzą, zostawiając mnie samą z brunetem. Może to i lepiej? Miałam wrażenie, że jeszcze chwila i się na siebie rzucą.
Rozbawiona zerkam na chłopaka. Przygląda mi się uważnie.
-Ciebie się tu nie spodziewałem Księżniczko.
Patrzę na tego idiotę i nie mogę się nie uśmiechnąć. To on uratował Rose, to on zasłonił ją sobą, bez chwili wahania, chociaż wiedział, że ona woli innego.
Czuję, jak mimo woli wzrasta we mnie podziw dla tego chłopaka. Jestem tak bardzo z niego dumna, że nie potrafię się powstrzymać i nim, to przemyślę rzucam się na jego szyję.
-Dziękuję. - Szepczę, po czym całuję go w usta.
Po mimo tego, jak bardzo jest słaby, mogę wyczuć, jak się ożywia i oddaje pocałunek.
Przez chwilę mam wrażenie, jakby moja dusza unosiła się do nieba, a potem kiedy odrywamy się od siebie, spadła brutalnie na ziemię.
-Nie wiem za co... - Dyszy. - Ale jeśli chcesz, możesz dziękować mi codziennie.
-Jesteś moim bohaterem! - Rzucam nim się zastanowię.
Chichocze, ale zaraz odrobinę się krzywi.
-Mówiłem, że kiedyś wpadniesz mi w ramiona.
Prycham, przypominając sobie jego ostatni list, i aż się rumienie. Ma rację. Wygrał zakład.
-Ale nadal nie odpisałeś mi na ostatni! - Zauważam.
-Miałem, to zrobić po powrocie do Miami.
Kiwam głową zadowolona. Uwielbiałam nasze listowne, potyczki słowne. To one dawały mi wytchnienie w tym całym bałaganie, kiedy ścigali Willa.
John miał rację. Zaczęło się od jednej pocztówki.
Westchnęłam, czując ból w klatce piersiowej.
-Co jest? - Dylan musiał wyczuć zmianę w moim nastroju.
-Masz dużo do nadrobienia.
-To ile ja tu leże?
Zaśmiałam się.
-O dziwo, dopiero drugi dzień.
*****Erik*****
-Zostaniesz ojcem. - Dziewczyna cicho szepcze, nie patrząc mi w oczy. Z początku mam wrażenie, że się przesłyszałem, ale kiedy nadal wbija wzrok w podłogę, dociera do mnie, że wcale nie mam omamów słuchowych.
-Kathe...- Czuję się tak, jakby trzasnął mnie piorun, potem przejechał samochód, a małe złośliwe chochliki rozrywały moje ciało na strzępy.
Ja? Ojcem? Ona zwariowała.
-Przepraszam, tak strasznie cię przepraszam, to... Ja nie wiem, jak to się stało!
Kręcę głową. To niemożliwe.
-Jesteś pewna?
-Tak. - Mówi i wreszcie spogląda w moją twarz. - Jeśli ich nie chcesz, ja mogę sama...
Zamieram.
-Ich?
Kiwa głową.
-Bliźniaki.
Nosz kurwa nie!
Nie.
Nie.
Nie.
Zostanę ojcem bliźniaków!
Mrugam, żeby przebić się przez ciemność, jaka pojawia mi się przed oczami, ale nic z tego. Ostatnie co słyszę, to pisk Kathe, a potem nie ma już nic.
__________
Oj Eriku, Eriku, Eriku!
Biedaczek xd
Hahaha. Taki z niego wariat! Nie wytrzymał chłopak napięcia ;).
Li i Dylan? ^^
Will i Rose - wreszcie razem :D.
Jak tam rozdział? Mam nadzieję, że nie ma za dużo błędów hihi ;*.
Dziękuję wam kochani za obecność!
Jeśli się postaracie, to może już jutro dodam kolejny? XD :P wena nie opuszcza! ;)
Kolejny rozdział i nie ostatni! ;*
Tak więc czekajcie cierpliwie!
Kocham was bardzo!

Naucz Mnie Żyć (NMD III) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz