Rozdział 17

1.6K 168 27
                                    

Przed czytaniem polecam włączyć piosenkę z mediów :*

***

Nim Levi nacisnął na klamkę wpił się łapczywie w moje usta. 

-Będę trzymać się blisko ciebie.- Szepnął to co chciałem usłyszeć. Moc zawrzała w moich żyłach. Lekko poluzowałem jej więzy tak aby otoczyć nas mackami. Dziwne... Jeszcze nie tak dawno nienawidziłem ich a teraz czuję się otoczony nimi bezpiecznie. 

Wyszliśmy na spotkanie Erwinowi. 

-Eren nie mam zamiaru ponownie używać siły więc lepiej wróć po dobroci.- Zaczął bez zbędnego przywitania. Wiatr powiewał ich czarnymi pelerynami. Nie poznałem twarzy żadnego z zebranych. Napięta atmosfera była wręcz namacalna. Zaczerpnąłem powietrza. 

-Niedoczekanie twoje.- Odparłem hardo wpatrując się w beznamiętne niebieskie tęczówki. Tylko na to czekał. Na ustach blondyna zagościł zawadiacki uśmieszek. 

-Dobrze więc...- Urwał mi się film. Wszytko działo się zbyt szybko. Erwin i jego oddział chwycili się za ręce i zaczęli szeptać jakieś słowa w dziwnym języku sprawiając, że powietrze stało się jakby cięższe. Nie czekając ani chwili dłużej zaatakowałem osobę najbliżej środka. Energia osłabła wraz z postacią uderzającą z impetem o drzewo. Nie można było nie usłyszeć odgłosu pękającej czaszki. W oczach Erwina zaiskrzyła furia. Wiedziałem, że jest źle. Wszyscy się rozdzielili. Chwyciłem Levi'a za rękę aby mieć pewność, że nigdzie się nie oddali. Obszczane szczury. Schowali się pomiędzy drzewami. Chcą się bawić w chowanego? W porządku. Moja moc buchnęła czarnymi płomieniami otaczając nas kręgiem bezpieczeństwa. Levi wpatrywał się w niego urzeczony. Szukałem pomiędzy płomieniami wrogów. Ciemnowłosa kobieta posłała w naszym kierunku niewielką kule srebrnych błyskawic zdradzając swoje położenie. Debilka. Już po chwili leżała martwa na ziemi. Jeszcze trzynastu. Przez takowe głupie zachowanie wybiłem 6 innych. Gdzie oni są... Cholera jasna. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Nie mogę zużywać tyle energii na osłonę. Gdy ogień wrócił do mnie poczułem się obnażony. Wystawiony na wzrok wrogów. 

-Erenkuuuu... Patrz co mam.- Erwin wyszedł zza drzewa trzymając nóż przy gardle Isabell. Jasna dupa!- Chodź do mnie a małej nic się nie stanie.- Jej niewinne oczy, nieprzyzwyczajone do brutalności wręcz płonęły przerażeniem. Już miałem zrezygnować z walki i się poddać lecz dobrze znana zimna dłoń mnie powstrzymała.

-Chcesz go sprowokować aby wszystkich was wyrżnął?- Krzyknął Levi wychodząc zza mnie. Erwin tylko się uśmiechnął i zrobił coś czego się nie spodziewałem. Podciął gardło Isabell. Srebrna krew splamiła ziemie. Czas się zatrzymał. Co? Co się stało? Czy ktoś biegnie? Levi? Gdzie on jest? Czy on właśnie upadł? Ale dlaczego nie wstaje? Leży obok Isabell. Co oni robią? Wygłupiają się? Bardzo zabawna ta ich zabawa. Heh.Dlaczego ktoś złapał mnie za ręce? 

Oszołomiony nie kontaktowałem co się dzieje. Dopiero wrzask zwycięstwa Erwina obudził mnie. Dotarło do mnie. Dotarło do mnie! Nabrałem powietrza. Oni... Zaślepiła mnie furia. Tylko ona istniała tylko nią mogłem się żywić. Wyrwałem się oprawcą. Wybuchnąłem uwalniając całą moc.

Zniszczyłem świat.

***

Ilość zużytej energii sprawiła, że zemdlałem. Dopiero gdy się ocknąłem naliczyłem 15 ciał wrogów i dwa... Podbiegłem do najbardziej znajomej sylwetki. Taki blady, taki mały, taki bezbronny. Nie, nie, nie, nie... 

-Levi. Levi. Kochanie obudź się proszę. Skarbie dlaczego? Dlaczego nie chcesz otworzyć oczu.- Złapałem go w ramiona i kołysałem. Moje serce zaczęło się rozdzierać. 

-Kurwa Levi! Nie rób mi tego rozumiesz?! Otwieraj te pieprzone oczy słyszysz?!- Krzyczałem nie panując nad spływającym potokiem łez. Szarpałem go. Ale... Ale on nie zaszczycił mnie ani jednym spojrzeniem ukochanych kobaltowych oczu. Był zimy, zimniejszy niż zwykle. Krzyczałem, krzyczałem na całe gardło. Dławiłem się łzami.

 Dławiłem się łzami

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Kocham się. K-kocham cię... Ob-obiecałeś że... że mnie nie zostawisz... Coś ty zrobił dlaczego zostawiłeś mnie samego?!- Nie mogłem się pogodzić z tym. Tuliłem go okładając jego nieruchomy tors pięściami. Płakałem. Słone kropelki spływały po kamiennej twarzy. Nie mogłem załapać oddechu, taiłem się. 

-Błagam cię... Proszę... Ja-Ja nie dam rady sobie sam... Kochanie błagam, błagam spójrz na mnie chociaż raz.- Lamentowałem bez sensu.

Zabrakło mi łez. W miejscu, w którym powinno znajdować się serce była wydrążona czarna dziura. Pocałowałem ukochane usta i podniosłem się.

 Pocałowałem ukochane usta i podniosłem się

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

 Czułem się pusty. Wszytko na czym mi zależało zostało mi odebrane. Teraz ja odbiorę im szczęście, teraz to ja będę koszmarem, teraz to ja będę niszczyć.

Uciekłem. Uciekłem gubiąc resztki człowieczeństwa. Uciekłem zostać potworem.

 Uciekłem zostać potworem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


***

I tak oto dochodzimy do końca :'c

Mam nadzieje, że być może ktoś się wzruszył, bo ja pisząc na pewno xd

A więc: BARDZOOOOOOOOOOO dziękuje za przeczytanie, za gwiazdki i komentarze, bardzo mnie motywujecie komentując <3 <3 

Zapowiadam jeszcze epilog a tymczasem żegnam :*

Ps. Myślę, że obrazki ułatwiły wam trochę wyobrażenie sobie sytuacji :3

Krew z krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz