Rozdział 3

2.7K 252 18
                                    

***

Poczułem czyjś wzrok na sobie. Uchyliłem powieki.

-Czego się gapisz?- Spytałem jeszcze zaspanym głosem.

-Jesteś uroczy gdy śpisz.- Wyznała chcąc dotknąć moich włosów. Co to, to nie. Chwyciłem błyskawicznie jej dłoń powstrzymując ją przed tym.

-Idź już sobie.- Rozkazałem. Widząc upór w jej oczach jeszcze mocniej ścisnąłem jej nadgarstek.- Chyba, że chcesz już nigdy stąd nie wyjść.- Ostrzegłem nachylając się nad nią i obnażając kły. Dziewczyna wydała z siebie pisk przerażenia i zakrywając nagie piersi szybko narzuciła na siebie jakieś ubrania.

-Jesteś potworem.- Rzuciła na odchodnym trzaskając drzwiami.

Dobrze o tym wiedziałem.

^Time skip^

Egh... Zaraz zasnę... Nie wiem jakim sposobem język mu jeszcze nie uschnął ale napierdala tak już od 20 minut. Profesor Erwin miał mnie w dupie i z resztą z wzajemnością. Nagle wszyscy w panice wstali.

Co się dzieje?

Erwin wykrzykiwał jakieś rozkazy do uczniów ale ja jakby w tranie w ogóle go nie słyszałem. Ktoś zaczął mnie popychać w stronę drzwi wyjściowych. Instynkt kazał mi po wyjściu z sali skręcić w prawo- do apartamentów. Brutalnie popychająca mnie osoba miała inne zdanie szarpiąc mną w lewo. W końcu się ocknąłem i warknąłem głucho na delikwenta, a raczej delikwentkę.

-Zostaw mnie cnotko.- Szarpnąłem się wyswobadzając się z uścisku Mikasy. Ta na szczęście milczała i pozwoliła iść w swoim kierunku. Coś kierowało moim ciałem. Wszystko było zamglone. Już nie rozpoznawałem korytarzy. Dotarłem do znajomych drzwi z numerem 666 kto tu mieszkał? Ja? Czułem się jakby ktoś okrył kocem moje zmysły. Drzwi się otworzyły... Nie to ja je otworzyłem. Dlaczego więc nie czułem chłodu złotej klamki? Zamrugałem widząc jakąś postać wybijającą szybę tarasu. Szkło rozbryzgało się na miliony drobnych kawałeczków. Stałem w progu jak wryty obserwując niską sylwetkę. Poczułem, że jedno z odłamków przecięło mój policzek. Stróżka srebrnej krwi zaczęła spływać po policzku. Dopiero teraz włamywacz zdał sobie sprawę z mojej obecności. Jego lśniące, zimne kobaltowe oczy zatrzymały się na moich. Przekrzywiłem głowę. Co to jest? Pachniał jak człowiek ale te oczy... Wpatrywaliśmy się tak w siebie- on ukryty zza zasłoną.

-Czym jesteś?- Zagadnąłem swobodnym tonem podchodząc bliżej. Moc buzująca w moich żyłach błagała o uwolnienie. Kusiła rozlewem krwi. Szkarłatnej krwi. Musiałem zacisnąć dłonie w pięści aby nie dać jej się namówić. Nieznajomy stał nieruchomo nadal nie pokazując swojej twarzy. O co tu do diabła chodzi? Starałem się nie okazać dezorientacji ale panowanie jednocześnie nad własną mimiką i rządzą mordu było niezwykle trudne. Pod moimi stopami chrzęszczało szkło. Stanąłem metr od zasłony. Słyszałem jego przyspieszony oddech. Ale ten zapach... Nigdy się z czymś takim nie spotkałem.

***

Taki w sumie rozdział o niczym...

Aczkolwiek mam nadzieje, że nie zrazicie się tym, że w sumie opowiadanie jest o wampirach.

No to do następnego :3 

Krew z krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz