Rozdział 5

2.7K 227 12
                                    

***

Trzymając za jego chłodną dłoń nieco trudniej było mi się skoncentrować. Ale w końcu otoczyły nas moje ukochane cieniste macki i przeniosły tam gdzie chciałem. Potężny, ceglany mur majaczył daleko za naszymi plecami. Uwielbiałem to wzgórze. Tu się praktycznie wychowałem- stare drzewo i drewniana, rozpadająca się huśtawka. Puściłem dłoń nowopoznanego i podszedłem do wysoko zawieszonej zabawki. Musnąłem palcami jej już spróchniałe drewno. Pamiętam, że gdy się tu bawiłem zawsze marzyłem by uczyć się w oddalonej o kilkaset metrów uczelni. Teraz gdy stało się to rzeczywistością miałem zupełnie inne zdanie na ten temat.

-Ciekawe...- Szepnął w zamyśleniu brunet.

-Co takiego jest ciekawe?- Wróciłem do normalnego stanu rzeczy wbijając ostre spojrzenie w Levi'a.

-Przeciętny wampir zazwyczaj może się teleportować SAM maksymalnie 100 metrów nie mówiąc już o teleportacji z kimś.- Objaśnił chłodno.

-Nie jestem zwyczajny.- Przez moje usta przemknął lekki uśmiech.- No to co... Prowadź.-

^Time skip^

Po trzech dniach drogi miałem dość. Mój sztywny kompan zakazywał mi jakichkolwiek polowań. Coraz bardziej kręciło mi się w głowię niekiedy nawet miałem mroczki przed oczami. Szlag mnie trafiał gdy na noc przychodziliśmy do jakiś przydrożnych hoteli, w których nawet nie mogłem się ''poczęstować''. Jeszcze trochę i zwariuje. Moja moc kotłowała się we mnie jeszcze silniej niż zazwyczaj. Byłem na skraju wytrzymania 6 nocy. Dotarliśmy do hotelu Levi wynajął nam 1 pokój. Czułem, że usycham. Było źle, bardzo źle. Ledwo utrzymywałem siebie i moc w ryzach.

Pokój był niewielki, tylko najpotrzebniejsze rzeczy. 2 łóżka z 4 metrową przerwą pomiędzy nimi, stoliki nocne, lampki i inne duperele. Nic nie mówiąc Levi ruszył w kierunku jednych z dwojga drzwi. Pewnie łazienka. Usiadłem ciężko na łóżku bliżej okna. Nie mogę już... Naprawdę... Słyszałem zew krwi z pokoi obok, słyszałem rozmowy, chichoty i szum wody. Włożyłem głowę pomiędzy kolana i mocno zacisnąłem dłonie na włosach. Kurwa. Moc próbowała wykorzystać moment słabości i przebić się przez mury, które zbudowałem przez lata. Warknąłem bezsilnie. To mnie niszczy. Głowa pękała czułem się jakby ktoś zrzucił na mnie kilo cegieł. Jakby ciężarówka zrobiła sobie z mojej głowy parking. Pulsacyjny ból mnie rozsadzał do tego stopnia, że nie miałem siły usiedzieć. Bezwładnie opadłem na podłogę kuląc się i przyciskając kolana do klatki piersiowej. Jęknąłem cicho starając się nie okazywać jak bardzo cierpię ale... ale nie mogę. Żałosne. Zacząłem głośniej skomleć. Coś weszło do pokoju. Moje nozdrza zaatakował zapach szkarłatnej krwi ale też i wampira. Moje oczy zapłonęły a zęby boleśnie wydłużyły się.

-Od-ode...jdź.- Wiedziałem, że dłużej nad sobą nie zapanuje jeśli zbliży się chodź metr. Zaskamlałem ponownie gdy uklęknął przy mnie z obnażonym nadgarstkiem. Nie słyszałem co mówi. Instynkt wziął górę. Rzuciłem się na niego przyszpilając go do podłogi złapałem za jego rękę i wbiłem w wystającą żyłę kły. 

***

Ohayo !

Dodaje dzisiaj rozdział, ponieważ jutro wyjeżdżam i niestety nie miałabym jak go dodać :3

Do następnego ;)

Krew z krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz