Wstała i przeczesała cienkie, różowe włosy. Podeszła do białych drzwi znajdujących się w rogu pokoju. Białe ściany, biały sufit, białe szafki. Nawet lustro miało białą ramę. Wszystko białe i monotonne. Jedynie jej włosy były kolorowe.
Jej włosy.
To od nich się zaczęło. To przez nie ludzie stwierdzili, że jest świrnięta. Rozumiała ją tylko rodzina. Dlaczego inni są tacy nudni? Od czasu zmiany rządu wszyscy stali się tacy sami. Nikt nie jest sobą. Zabrano im ich osobowości. Mają wpojone, że mają kochać wszystkich i tu pojawia się problem. Tak się nie da.
Stephanie nigdy nie lubiła ludzi. Kochała rodzinę, ale z innymi nie potrafiła się dogadać. A nawet wytrzymać. Kiedy jeszcze jej życie było w miarę normalne- zrywała się z lekcji. Jej rówieśnicy byli idiotami.
Umyła twarz i wróciła do głównego pokoju. Usiadła na łóżku.
-To czego dziś nie porobimy?-Złapała do rąk Stefka.-Na pewno nie będziemy się dobrze bawić.-Pokazała środkowy palec w stronę kamery znajdującej się na suficie.-Co? Co mówisz kochanieńki? Tak, tak mogliby dać nam chociaż książki. O! Albo kartkę papieru i ołówek!-Westchnęła cicho. Wstała z misiem w ręce i zaczęła okręcać się wokół własnej osi. Do melodii, którą tylko ona słyszała