"Gdzie oni są?"- pomyślał Nash. Już miał z powrotem sięgać po telefon, kiedy usłyszał cichy zgrzyt i do barowej sali weszła trójka chłopaków. Na pierwszy rzut oka niczym nie różnili się od innych ludzi. Byli ubrani na biało i mieli szare, równo przycięte włosy. Tylko wyjątkowo bystre oko mogło zauważyć ich dobrze pozakrywane tatuaże, wystające spod peruki, kolorowe włosy i ich nieobecny, a zarazem buntowniczy wzrok. Jeden z nich był wyjątkowo podobny do uciekiniera. Wyglądał dosłownie jak młodsza wersja Nash'a.
W rękach trzymali wypełnione po brzegi jedzeniem siatki foliowe. Na twarzach malował im się szeroki, szczery uśmiech. Stali chwilę przyglądając się Nash'owi jakby zobaczyli ducha. Następnie odłożyli siatki i podbiegli do wzruszonego nastolatka, by go przytulić.
Ten odwzajemnił uścisk.
'Młodszą wersje siebie' złapał za głowę i zgarnął mu perukę z prawdziwych włosów. Uśmiechnął się jeszcze szerzej widząc zielone, lekko przetłuszczone włosy.Chwilę rozmawiali, śmiejąc się przy tym. Nagle Nash podskoczył i odwrócił się w stronę Stephanie.-Przepraszam!-Krzyknął. Złapał dziewczynę za rękę i poprowadził w stronę chłopaków, przedstawił ją krótko, by następnie przedstawić przybyszów.-To jest Mike.-Wskazał na jednego z nich. Ma bordowe włosy i mały tatuaż na nadgarstku, który wcześniej przykryty był białą bandanką. -Jest moim kumplem od podstawówki. To natomiast jest Erick.-Tu pokazał palcem chłopaka o biało-czarnych włosach. U niego tatuaż był niewidoczny, ale dziewczyna była pewna, że go posiada.-Poznaliśmy się właśnie w tym barze. A ten... To Michael. Mój brat.-Zwrócił głowę w stronę 'młodszej wersji siebie'. Teraz Stephanie zrozumiała czemu są do siebie tacy podobni. Uśmiechnęła się do nich ciepło, nie wiedząc co dalej robić. Odeszła więc by znowu usiąść na krześle.
Mike podszedł do przyniesionych wcześniej siatek i przekazał je Nash'owi.-Nie jest tego dużo. Nie starczy wam na trzy dni. Nie możemy też przychodzić tu zbyt często bo władze zaczną węszyć. Przykro mi stary, ale będziecie musieli znaleźć jeszcze jedno źródło.-Westchnął i przetarł ręką kark.
-Spokojnie, byłem na to przygotowany. Pomyślałem nawet żeby poprosić o pomoc tych dziwnych typków, którzy kiedyś przychodzili do tego baru. Niestety nie wiem gdzie oni teraz są.
-Wiem, że na pewno są w mieście, bo gazety w kółko trąbią o tych ich 'rozbojach'.-Tu Mike zakreślił w powietrzu cudzysłów.
-Ale nie wiemy gdzie się ukrywają.-Wtrącił Erick wzruszając przy tym ramionami.Michael stał lekko na uboczu, przygryzając dolną wargę. Przypatrywał się jak każdy wyjmuje rzeczy z siatek. Był blady i wyglądał na przerażonego. Widać było, że chce coś powiedzieć, ale nie miał pojęcia jak zacząć tę rozmowę.-"Musisz to zrobić."-Powtarzał sobie w myślach.-"Musisz, musisz, musisz idioto! On ma prawo wiedzieć!"-Spuścił głowę bijąc się z myślami.
Chciałby teraz podejść do starszego brata i go przytulić. Tak po prostu, wykonać gest, który wykonali może dwa razy w życiu. Ich relacje zawsze były skomplikowane. Skoczyliby za sobą w ogień, ale jednocześnie nie mogli ze sobą wytrzymać. Pewnie ma tak większość rodzeństw, ale u nich chodziło o coś jeszcze. Nieustannie rywalizowali o akceptacje od ich ojca. On był... zimnym człowiekiem. Kimś kto niezbyt potrafi wyrażać uczucia. Najgorsze było to, że był taki tylko w stosunku do swoich synów. Wobec każdej innej osoby był ciepły i serdeczny.
Zarówno Nash jak i Michael chcieli wkupić się w jego łaski. Walczyli wzajemnie o jego uznanie i pochwałę. To było chore. Ich ojciec zrozumiał to dopiero kiedy rząd zabrał starszego syna i żonę. Dopiero wtedy przejrzał na oczy i zaczął doceniać młodszego potomka. Chwalił go i przytulał przy byle jakiej okazji, jakby próbował nadrobić wszystkie stracone lata w kilka dni.Mimo wszystko kochali się i to jest najważniejsze.
Steph zauważyła zakłopotaną minę chłopaka. Podeszła do niego i delikatnie złapała go za ramię.-Coś się stało?-Zapytała, uśmiechając się pokrzepiająco.
-Tak. Stało się coś. Coś złego.Uciekasz?
Aurorka ❤