Stephanie obudziła się cała spocona. Odetchnęła głęboko i przymknęła oczy. 'To tylko sen. To tylko sen.' to było jak poranna mantra. Powtarzała to dzień w dzień, ale wiedziała, że oszukuje samą siebie. To nie sen. To wspomnienie.
Okropne wspomnienie.
Obróciła głowę w stronę pokoju szukając chłopaka. Nie było go więc wstała i ruszyła do drzwi toalety. Zapukała, ale odpowiedziała jej tylko cisza. Delikatnie popchnęła drzwi. Nadal nic nie słyszała więc otworzyła je na oścież. Zastała pustą łazienkę. Obok wanny walały się czarne ubrania.
Wróciła do pokoju i podeszła do jego łóżka. Nadal leżał tam plecak więc cały czas tu mieszka. To dobrze. Westchnęła z ulgą i sięgnęła po czarną torbę. Niewiele myśląc wyciągnęła niebieski album. Nie wiedziała czy może go otworzyć. Nie wiedziała nawet czy che to zrobić. Przyglądała się małemu statkowi na okładce, wydawał się płynąć, spokojnie, nieśpiesznie płynąć. Kojący widok.
Powoli otworzyła album na pierwszej stronie. Nadal widniała tam dorosła kobieta i mały chłopiec. Stephanie uśmiechnęła się lekko, ten obraz był cudowny.
Przewróciła na kolejną stronę. Zdjęcie przedstawiało ulicę pełną ludzi. Każdy ubrany był w kolorowy strój, wyglądali trochę jak papugi. Niektórzy uśmiechali się szeroko, inni wystawiali język do aparatu. Wśród nich, po środku stał Nash. Miał już niebieskie włosy, był ubrany w czerwoną koszulkę i zielone, długie spodnie, na nogach miał te same, ciężkie buty, które nosi teraz. Uśmiechał się szeroko i obejmował jakiegoś chłopca. Byli do siebie niewiarygodnie podobni.
Większość zdjęć była podobna- grupka śmiejących się, ubranych na kolorowo ludzi.
Największą uwagę Stephanie zwróciła fotografia przedstawiająca samego nastolatka. Stał na ulicy ubrany w garnitur, na głowie miał wysoki cylinder. Za nim leżał czarny plecak- ten sam, który leży teraz obok dziewczyny. Nie patrzył w stronę kamery, na twarzy miał delikatny, wręcz niezauważalny uśmiech.
Kolejna strona. Znowu Nash w tym samym garniturze. Cylinder trzymał w dłoni, drugą rękę miał nad nakryciem głowy, z którego wystawała para białych, puszystych uszu. Chłopak patrzył prosto w kamerę, śmiesznie imitując zaskoczenie. Nie stał na ulicy, tylko na scenie. Obok niego widniały czerwone kurtyny, więc nie trudno było się domyślić.
Nagle usłyszała zgrzyt, szybko zamknęła album, ale nie zdążyła. Nash wszedł, całą twarz miał spuchniętą i fioletową, uśmiechnął się lekko, a w rękach... trzymał Stefka. Mężczyźni, którzy go wepchnęli szybko zniknęli z oczu, zostawiając po sobie tylko nieprzyjemny zapach zła.
Dziewczyna podeszła wolno do nastolatka i przytuliła go. Syknął cicho, ale odwzajemnił uścisk.
-Dziękuje.-Wyszeptała łykając łzy. Chłopak oparł podbródek na jej głowie i pogładził ją po włosach.
-Patrzyłaś na mój album prawda?-Zaśmiał się cicho. Dziewczyna odsunęła się od niego i lekko pokiwała głową.- No cóż. Wypada żebym ci teraz coś opowiedział.- Podał dziewczynie pluszaka, a ta przytuliła go tłumiąc szloch. Podszedł do łóżka i usiadł na nim. Stephanie zrobiła to samo, wciąż kurczowo trzymając misia. Chłopak otworzył album na pierwszej stronie.-To moja mama. Jest wspaniałą kobietą. Kocham ją, cholernie mocno ją kocham. Zawsze mi pomagała wiesz?-Spojrzał nastolatce prosto w oczy.-Wspierała mnie, zawsze.-Przewrócił kilka stron, zatrzymując się na jego zdjęciu w garniturze.-Byłem czarodziejem. Ulicznym co prawda, ale jednak czarodziejem. Nie, nie mam tu na myśli nie wiadomo jakich czarów... ograniczałem się do zwykłych sztuczek. Najbardziej lubiłem te karciane. Serio były fantastyczne. Kochałem to robić... aż nagle zjawił się nasz teraźniejszy rząd. Zakazał tego, ale ja i tak to robiłem. I w końcu mnie złapali i przywlekli tutaj. Nie stawiałem oporu, bo wiedziałem, że prędzej czy później to się stanie. Najwidoczniej stało się prędzej niż bym chciał, ale cóż.-Westchnął cicho i ze smutkiem spojrzał na zdjęcie.
-Co ci się stało?-Wskazała ręką jego fioletowe oko. Widząc jego nastrój zmieniła temat, nie chciała go dołować.
-To nic takiego.-Dotknął swojej twarzy, żeby pokazać, że nic go nie boli. Jednak kiedy jego palce zetknęły się z napiętą skórą syknął cicho.
Szkoda, że papugi wymarły.