Stephanie obróciła się na drugi bok, po czym rozejrzała się po pokoju. Nash już nie spał. No tak, to był ten dzień. Dzień ucieczki.
Pewnym było, że lekarze się domyślali, ale jakoś nie specjalnie się tym przejęli. Zupełnie tak, jakby stracenie dwóch pacjentów nie było problemem.
Dziewczyna usiadła na łóżku, sięgając przy tym po Stefka. Posadziła go sobie na kolanach i przez chwilę bawiła się jego pluszowymi uszami. Miś uśmiechnął się i zarechotał cicho. Od zawsze ma łaskotki.
-Musimy się śpieszyć.-Zauważył chłopak, przerywając myśli Stephanie. Spojrzał w jej stronę. Na jego twarzy błąkał się delikatny uśmiech, ale jego oczy pozostawały zdecydowane.
-Tak, masz rację.-Kiwnęła głową.-Ale właściwie... Co zrobimy jak już stąd wyjdziemy?-Zadała to pytanie cicho, jakby nie chciała doprowadzić do kłótni. Wiedziała, że nie mają konkretnego planu, ale Nash miał coś wymyślić. Musiał to zrobić.-Nie chcę skończyć jako bezdomna.
-Nie dopuszczę do tego.-Jego uśmiech trochę się powiększył, a wzrok ocieplił.
Steph odwzajemniła uśmiech i wstała. Weszła do łazienki by umyć zęby. W tym samym czasie chłopak zaczął się pakować, dziewczyna zauważyła jak sięga po sterte zapisanych kartek i chowa je do plecaka. Zastanowiło ją to, ale niczego nie powiedziała. Sięgnęła po szczoteczkę i polała ją wodą.Nash stał przy niewidocznych drzwiach i palcami szukał otworu od klucza. Pokręcił głową ze smutkiem. Stał chwilę przyglądając się białej ścianie, po czym szybkim krokiem podszedł do kamery wiszącej w rogu pokoju. Zdjął koszulkę, ukazując chudą klatkę piersiową i równie chudy brzuch, po czym zarzucił ją na obiektyw. Stephanie zwróciła uwagę na jego przedramiona. Na jednym z nich była wytatywana klepsydra, na której siedział czarny kruk. Wraz z przesypującym się piaskiem, spadała męska postać. Był mroczny, napawający niepokojem, zupełnie jak drugi. Przedstawiał drzewo bez liści, jego niejasny kontur odbijał się w tafli wody, znajdującej się pod nim. Wszystko spowijał słabo świecący, emanujący strachem księżyc, wokół którego wzlatywały czarne, ogromne ptaki. Pomiędzy gałęziami drzewa, siedziała kobieta. Ciężko było ją zauważyć bo była schowana, jakby nie chciała żeby ktoś ją oglądał. Nie miała twarzy, była tylko sylwetka. Mimo to dało się odróżnić płeć.-Później ci wyjaśnię.-Chłopak wyrwał Steph z zamyślenia.-Mają dla mnie spore znaczenie.-Uśmiechnął się. To zdanie jest jak przysięga. Właśnie podpisali nieistniejący pakt. Pakt zaufania. Zaufał jej.
Dwie z początku nic nie znaczące połowy, w końcu odnalazyły zrozumienie.
Chłopak kopnął w drzwi. Nic się nie stało, nawet nie drgnęły. W tym czasie Stephanie próbowała przypomnieć sobie drogę do wyjścia. Tu też nic. Kompletna pustka. Jedyne przejście, które sobie przypominała to, to, w którym zabrano jej Stefka. Ale wiedziała, że to nie jedyna droga. Musi tylko pomyśleć.
Tym razem Nash naparł na drzwi całym ciałem. Coś się poruszyło. Drzwi delikatnie drgnęły. Nastolatek podniesiony na duchu, napierał i kopał ze zwiękoszoną energią. W końcu drzwi wypadły z zawiasów i ciemny korytarz stał przed nimi otworem.
-Którędy?-Zapytał Nash. Uśmiechał się szeroko, w jego oczach świeciły iskierki szczęścia.
-Nie pamiętam...-Dziewczyna opuściła głowę i przetarła oczy dłońmi. Policzki się jej zaczerwieniły i zbierało się jej na płacz.
-Musisz sobie przypomnieć! Nie mamy czasu!-Złapał ją za rękę i przyciągnął w stronę korytarza.-Przypatrz się. Może coś ci się przypomni. Musi!
Chora dziewczyna wpatrywała się w ciemny tunel. Następnie zamknęła oczy i próbowała przypomnieć sobie sen. Rodzina, droga, mijanie szarych domów. Wszystko to pamięta. Ale co z drogą tutaj? Miała niedokładnie zawiązane oczy... Szła z początku jasnym przejściem, dopiero później zjawiła się w ciemnym korytarzu.
-Tędy.-Szła po omacku, z zamkniętymi oczami. Przebłyski wspomnień zebrały się w całość. Dotykała ścian, szukając tajemnych drzwi. Nash szedł tuż za nią, trzymając w ręku plecak, ze Stefkiem w środku.-Tu są!-Dziewczyna wskazała na kawałek ściany. Następnie z całą siłą kopnęła. Usłyszeli cichy zgrzyt i oboje uśmiechnęli się szeroko. Oboje napierali, kopali i uderzali, aż w końcu przeszkoda wypadła z zawiasów. Znaleźli się w jasnym korytarzu, pełnym drzwi. Po każdej stronie znajdowały się cztery pary. Stephanie wciąż miała zamknięte oczy. Szła już pewniej. Doskonale pamiętała część tej trasy. Kolejno mijali sale przepełnione chorymi psychicznie ludźmi.
Doszli do ostatnich drzwi. Droga tutaj była zupełnie prosta, żadnych zakrętów, żadnych tajemnic. Po prostu zwykłe, białe drzwi z ledwo widocznym napisem 'Wyjście'.
Nastolatka otworzyła oczy i uśmiechnęła się. Następnie pchnęła ostatnią przeszkodę i wolność pojawiła się przed jej oczami.To nie wolność.
Oto jestem! Dawno mnie tu nie było, fakt. Przepraszam :c
Szczególne przeprosiny dla Aurorka mojej 'najwierniejszej fanki' :D ;*