17.

32 8 2
                                    

  Wolność to nie najlepsze określenie. Przed oczami Stephanie pojawił się po prostu szary świat. Szare blokowce otaczały każdą ulicę, tworząc przy tym barykadę dla słońca. Niegdyś świeże powietrze, zaśmierdło zapachem spalin i sztucznych uśmiechów. Po ulicy jechało kilka taksówek, wszystkie tego samego modelu. Nikogo nie było na chodniku, co oznaczało, że wszyscy siedzieli w pracy, bądź szkole. Dziewczyna patrzyła na to wszystko ze łzami w oczach. Z jednej strony cieszyła się, że wydostała się z tej białej klitki, ale czy trafienie do betonowego więzienia jest lepsze? Spojrzała na Nash'a, po wyrazie jego twarzy stwierdziła, że po głowie krążą mu podobne myśli.
-Co robimy?-Zapytała, przeczesując włosy dłońmi.
Chłopak nic nie odpowiedział. Zamiast tego ruszył w kierunku jednego z bloków. Palcem pokazał jej by szła za nim. Szli po szarym, nieskazitelnie równym chodniku. Mijali budynki, aż doszli do starego, jeszcze nie odrestaurowanego mostu. Nastolatek wszedł na niego, by mieć lepszą widoczność. Zbiegł z niego z szerokim uśmiechem.
-Dobra wiadomość jest taka, że wiem gdzie jesteśmy.-Powiedział zadowolony.
-A zła?-Zapytała dziewczyna.
-Że nie mam pomysłu gdzie możemy się schować. Jedyne co przychodzi mi do głowy to stara knajpa, po drugiej stronie miasta. Pamiętam, że zanim mnie złapali stała nietknięta. Kręciły się tam dziwne typki i rząd wolał ich na początku nie ruszać, ale nie wiem jak jest teraz.
-Prowadź!-Uśmiechnęła się Steph.
  Oboje owinęli sobie wokół włosów, czarne bluzki Nash'a. Okazało się, że w bocznej kieszonce miał ich całkiem sporo, aż dziwne, że taki mały plecak wszystko to pomieścił.
Podeszli do pierwszej napotkanej taksówki. Nastolatek mruknął coś do kierowcy, po czym usiadł z tyłu, obok Steph. Taksówkarz przyglądał im się podejrzliwie, ale nic nie powiedział.
Zawiózł ich w wytyczone miejsce w około godzinę, po czym odwrócił się i wypowiedział należną mu kwotę. Dziewczyna spojrzała na nastolatka, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że nie mają pieniędzy.
-Przepraszam, ale nie posiadamy pieniędzy.-Powiedział Nash otwierając drzwi, Stephanie podążyła w jego ślady.-Właśnie uciekliśmy z psychiatryka!-Zaśmiał się i zaczął biec pomiędzy kolejnymi szarymi blokami. Nastolatka biegła tuż za nim. Zdezorientowany taksówkarz stał nie bardzo rozumiejąc. Dopiero po chwili dotarły do niego słowa chłopca. Szybko sięgnął po telefon i wykręcił numer do POW. Odebrali po drugim sygnale.
-Witam, tu Jack Brights, dzwonie w ważnej sprawie. Przed chwilą dwóch nastolatków skorzystało z mojej taksówki, nie zapłacili mi, po czym powiedzieli, że właśnie uciekli z państwa szpitala. Nie goniłem ich, ponieważ stwierdziłem, że ważniejszą sprawą będzie złapanie ich.
-Doskonale zdajemy sobie z tego sprawę panie Jack, ale dziękujemy za pańską czujność. Wyślemy należną kwotę do pana do domu.-Z słuchawki dobiegł zimny głos Shirley.

Nastolatkowie biegli kilka metrów. Zatrzymali się i schowali za rogiem jednego z bloków. Chłopak uśmiechał się szaleńczo, jakby był w swoim żywiole. Odetchnęli chwilę i ruszyli wolnym już krokiem w stronę małego, zniszczonego budynku.
Znajdował się na obrzeżach miasta. Był ostatnim budynkiem, przy którym znajdowała się tylko długa, prosta droga, prowadząca do innego miasta. 
  Czas go nie oszczędzał. Jako chyba jedyna rzecz w tym mieście był nie odrestaurowany. Jasno niebieska farba odlazła niemal wszędzie, z wielkich czerwonych liter przymocowanych na dachu została tylko 'N', okna były pozasłaniane zakurzonymi, białymi roletami. Drzwi były zamknięte, ale nie na klucz dzięki czemu z łatwością znaleźli się w środku.
Był bardzo przestronny, dużo bardziej niż można się było tego spodziewać. Czarno-białe płytki pokryte były grubą warstwą brudu, podobnie jak dwa poprzewracane stoły, obok których leżało kilka krzeseł. Ze starego barku w rogu odłaziła zielona farba. Smętnie zwisający żyrandol w kształcie kuli ziemskiej zdecydowanie potrzebował wymiany żarówek, ale nadawał temu miejscu pewnego uroku.
-Kiedyś musiało tu być naprawdę ładnie.-Zauważyła dziewczyna, podchodząc do barku.
-Było i to jak.-Nash przyglądał się poczynaniom Stephanie.
-Dziwne, że go nie zamknęli.
-Moja mama na to nie pozwoliła.-Chłopak spuścił głowę i wpatrywał się teraz w czubek buta.

Oni wszystko widzą.
Nie uciekniesz.

Oni Są Ci ŹliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz