First

234 10 10
                                    

Jestem marzycielką. Jako mała dziewczynka marzyłam o lalkach, zobaczeniu ulubionej postaci z kreskówki. I nadal w sumie mi to zostało. Marzę. Ale nie o zabawkach oraz rzeczach materialnych. Nie. Chciałabym kiedyś normalnie poczuć się w tej "rodzinie". Jak jej członek, a nie dodatek albo "przybłęda. Nawet jeśli jestem rodzimym dzieckiem swoich rodziców, to nigdy nie poczułam się tak jak powinno być. Gdy byłam mała uwielbiałam rysować. Potrafiłam się schować pod kołdrą i szkicować to co przyszło mi do głowy. Robiłam to jako oderwanie się od świata, od problemów, stawiałam dzięki temu granicę między mną a otoczeniem. Rysowałam to co widzę jako dziecko. Przeważnie wszystkie "dzieła" przedstawiały czwórkę uśmiechniętych ludzi. Dwóch dorosłych i dwoje dzieci. Ale teraz pytanie. Co z tym trzecim? Te trzecie zawsze stało obok. Obok, ponieważ nie chciało wchodzić w coś, w czym reszta jej nie chciała. I tak jest od dziewiętnastu lat. Tak, to mowa o mnie. Piąte koło u wozu. Ta najgorsza i niedoceniona. Wracając do marzeń.
Moim marzeniem jest obudzić się i zacząć żyć jako osoba, która może być razem w rodzinie oraz chciałabym spotkać osobę, która mimo wszystkiego będzie zawsze przy mnie, nie ważne co sie będzie działo i nareszcie spełniać swoje marzenia i potrzeby.

— Kurwa uważaj! Śmietnik!

I to wywrociło mnie do góry nogami. Eww. Wracamy do rzeczywistości.
Po dwunastu godzinach w kawiarnii i powrocie po pierwszej w nocy ojciec kazał mi wraz z Tylerem od ósmej jeździć z Meg. Tak. Panienka doskonała po czwartym razie zdała teorię. Czas na praktyki. Tylko pytanie: czemu nas to spotyka i jesteśmy skazani na siedzenie w puszce którą prowadzi osoba która myli pedał z gazem?
Ja chce jeszcze żyć, a'propos.

— Już któryś raz w ciągu trzech godzin uderzasz w ten śmietnik jeszcze chwila i bede musiał oddać samochód do kasacji! — powiedział zirytowany Tyler.

Widać, że ta sytuacja nie idzie mu na rękę. Do późna siedzi w biurze uzupełniając karty, na szkoleniach, a ojciec kazał mu, aby był "prawą ręką" Meg.

— To poproś starego o Nowy! A teraz błagam wyjedź z tego śmietnika! — pisneła.

— To twoje prawo jazdy, twoje życie i twoja sprawa! Ja ci tu tylko pomagam. Przez całe życie nie będziesz mieć szofera.

— Nie da się z Tobą nic uzgodnić. Błagam Elie, wyjedź za mnie. —spojrzała się na mnie Meg.

Juz miałam wyjść z tylnego siedzenia i się zamienić, ale powstrzymał mnie Ty.

— Nie wykorzystuj jej, do cholery! Ja wyjadę i powiemy ojcu, że jest dobrze, ale do jazdy próbnej szukaj kogos innego, bo jak i ja i Elie mamy swoje życie. — skomentował to mój brat.

— Ty masz życie, ale nie powiedziałabym tego o niej. — wskazała na mnie palcem.

Zrobiło mi się przykro i na tym rozmowa ucichła.
Tyler wyjechał samochodem z "toru strachu Meg" i pojechaliśmy do domu.
Od tamtego zdarzenia minęły trzy godziny, a ja rysuję. Udało mi sie narysować obrzeża Melbourne, kilka drzew i asfaltową drogę.
Ale będę szczera: nigdy nie bedę tu szczęśliwa. Na tym obrazie też nie jestem, dopóki nie będzie dorysowane jedno: osoba.

 Na tym obrazie też nie jestem, dopóki nie będzie dorysowane jedno: osoba

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
The Lovers L.H fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz