Nieważne czy daliście radę czy nie, wstawiam rozdział. Jestem z Was dumna.
___________________________________
Nastąpił kolejny wybuch, a Harry przeklął pod nosem. Od tygodnia razem z Tomem próbowali zakończyć pracę nad zaklęciem Proteusza. Niestety nic nie przynosiło efektów. Wszystkie próby kończyły się wybuchem lub całkowitym unicestwieniem przedmiotu, na którym pracowali.
- Uspokój się - powiedział Riddle. - Zaraz wysadzisz całą salę.
Harry odetchnął kilka razy głęboko, uspakajając swoją magię.
- Dajmy sobie z tym na razie spokój. Potrzebujemy przerwy.
- Chciałeś powiedzieć, że ty potrzebujesz. - Uśmiechnął się Tom.
Odpowiedziało mu spojrzenie wściekłych, jadowicie zielonych tęczówek.
- Może dla odmiany skupimy się na naszym małym imperium? - zaproponował Tom.
Harry przytaknął głową i ruszył w stronę wyjścia z Komnaty Tajemnic. Riddle dogonił go chwilę potem.
- Co zamierzamy zrobić, gdy już stworzymy mojego horkruksa?
- Myślałem nad tym, aby przenieść się do lat siedemdziesiątych. Aktualnie, w tym wieku w 1943 mamy mało możliwości. Ministerstwo cały czas patrzy ludziom na ręce. Nie możesz zrobić nic.
- Mi z przyszłości jakoś się to udało.
- Ale kosztowało go to wiele wysiłku i co najważniejsze siły. Jego plany miały luki, liczba jego armii była mniejsza niż przewidywał. Do tego ciągle musiał być ostrożny z powodu Dumbledore'a i ministerstwa.
Riddle pokiwał głową ze zrozumieniem i namyślił się.
- Kiedy znikniemy, oni przez około trzydzieści lat będą myśleć, że zagrożenie zniknęło. Zestarzeją się i stracą czujność. Dla nas jednak minie jedna sekunda. Zanim się zorientują...
- Wszystko będzie skończone - Harry uśmiechnął się.
Kontynuowali wędrówkę po schodach na górę.
- Ale zostawimy im coś, żeby o nas pamiętali - powiedzieli równocześnie i zaśmiali się.
***
Harry w całym tym zamieszaniu zapomniał o jednej, bardzo ważnej osobie. Mianowicie o Albusie Dumbledorze. Wyleciało mu z głowy, iż ten na pozór wesoły staruszek jest niebezpiecznym wrogiem. Całkowicie go zignorował. I właśnie teraz miał za tą ignorancję zapłacić.
Gdy podchodził już do stołu Slytherinu, przed jego oczami pojawił się nauczyciel transmutacji.
- Och... Harry czy mógłbyś pozwolić na chwilkę do mojego gabinetu?
- Oczywiście profesorzy - odpowiedział obojętnym głosem i chwilę później siedział na krześle przed biurkiem Dumbledore'a.
- Cytrynowego dropsa? - zapytał mężczyzna, podając Harry'emu małą miskę z cukierkami.
- Nie, dziękuję.
Dumbledore wydawał się być zawiedziony, jednak po chwili wzruszył ramionami i sam sięgnął po jednego dropsa.
- Cóż, Harry... Pewnie zastanawiasz się, dlaczego cię tu wezwałem.
Zielonooki skinął głową, choć w duchu wiedział dlaczego siedzi w tym gabinecie i prowadzi na pozór miłą rozmowę z przyszłym pogromcą Grindelwalda.
- Zauważyłem, że świetnie sobie radzisz. Twoje oceny są bez zarzutu. Tak samo jak pana Riddle'a. Swoją drogą... Trzymacie się dosyć blisko, nieprawdaż?
Typowy gryfon. Zero podstępu. Prosto, zrozumiale i na temat.
- Tak, profesorze. Tom jest bardzo miły.
- Tak, tak... - Machnął ręką. - Ale czy nie zauważyłeś jakiegoś dziwnego zachowania ze strony Toma?
- Nie, profesorze.
- Na pewno? - Wolał się upewnić.
- Cóż... Tom jest bardzo inteligentny i czasami zaskakuje mnie swoją wiedzą. Ale oprócz jego ponadprzeciętnej mądrości nic nie rzuciło mi się w oczy.
- Rozumiem. - Dumbledore przytaknął i zniżył lekko głowę, przypatrując się mu znad swoich okularów. - Mam nadzieję, że nie wplączesz się w jakieś kłopoty.
- Ja także, profesorze.
- Nie będę cię dłużej powstrzymywał. Na pewno wolisz być w towarzystwie swoich młodych przyjaciół, niż siedzieć z takim starym prykiem jak ja. - Uśmiechnął się ciepło.
Harry nienawidził tego dziadkowej, radosnej miny. Krew gotowała się w nim, gdy widział te ciepłe oczy, wpatrujące się w niego z nadzieją. Ileż razy został oszukany przez właściciela tych błękitnych tęczówek? Ile musiał przez niego wycierpieć?
Wstał ze swojego miejsca i rzucając krótkie spojrzenie nauczycielowi transmutacji, powiedział cicho "dowidzenia" i zniknął za drzwiami gabinetu. Gdy już wyszedł z pomieszczenia, rzucił krótkie Tempus i widząc, że zaraz spóźni się na eliksiry, pognał do lochów, jednocześnie przywołując swoją torbę z podręcznikami.
Udało się. Akurat gdy dobiegł do klasy, nauczyciel otwierał drzwi pracowni, wpuszczając uczniów do środka. Gryfoni jak i ślizgoni weszli do pomieszczenia i zajęli swoje miejsca. Harry zauważył, że byli jakoś dziwnie spięci...
Mentalnie uderzył się w czoło. Przecież dzisiaj mieli mieć sprawdzian. Całkowicie o tym zapomniał. No nic... Takie rzeczy się zdarzają, a jego wiedza i tak wykracza sto razy poza zakres Hogwartu. Na pewno dostanie z tego egzaminu Wybitny. Powoli rozejrzał się po klasie, badając miny innych uczniów. Nie można jednak tego powiedzieć o pozostałych.
Usiadł spokojnie na swoim miejscu obok Toma i uśmiechnął się do niego.,
- Czego chciał Drops?
- Porozmawiać o tobie. Chciał się dowiedzieć czy nie zauważyłem niczego dziwnego w twoim zachowaniu. Stary manipulant.
Riddle zacisnął mocno palce na swoim piórze.
- Czyli zauważył. Nie możemy tego dłużej ignorować. Trzeba być ostrożniejszym.
Harry tylko skinął głową, widząc jak profesor Slughorn zbliża się do ich ławki, by położyć arkusze pytań.
Tak jak podejrzewał Slytherin, pytania były strasznie proste. Przynajmniej dla niego. Zabrał się do pisania, kątem oka widząc jak Tom skrobie już odpowiedź na pierwsze pytanie. No tak. Zawodowy kujon. Do tej pory jest dla niego zagadką dlaczego Riddle nie trafił do Ravenclawu. Doprawić mu tylko okularki i zamszowy sweter i wyglądał by jak typowy krukon. Zwłaszcza iż prawie cały czas chodzi z wielką księgą pod pachom.
Harry zaśmiał się w myślach. Dopiero teraz zaczyna się rozgrywka.
A oto: JA
No i jak? Wyobrażaliście sobie mnie tak czy trochę inaczej? Czekam na opinie XD
CZYTASZ
Harry Potter i Nieznana Przyszłość
FanfictionDruga część "Harry Potter i Nieznana Przepowiednia". Harry budzi się w Skrzydle Szpitalnym w 1943 roku. Młody Tom Riddle rośnie w siłę i zdobywa popleczników. Co postanowi Harry? Przyłączy się do przyszłego Czarnego Pana czy stawi mu czoła?