Rozdział 9.

4.2K 340 41
                                    


Dwa miesiące później ukończyli zaklęcie Prometeusza i stworzyli urok do poruszania się między wymiarami. Zadowoleni ze swoich rezultatów zajęli się przygotowywaniem niespodzianki dla Dumbledore'a. W końcu musieli go odpowiednio pożegnać. Przecież już nigdy się nie zobaczą. Znaczy... Nie zobaczą tej wersji dyrektora.

Jeśli plan się powiedzie... Harry zaśmiał się kpiąco, a jego oczy błysnęły złowrogo. Riddle spojrzał na niego z ostrożnością i zmartwieniem. Po poprzednim razie, gdy Harry stracił nad sobą kontrolę, nie zdarzyło się to już ani razu. Riddle zawsze w porę reagował i uspokajał zielonookiego.

- Harry? Wszystko w porządku? - zapytał, podchodząc do niego.

Slytherin zdziwiony podniósł głowę i spojrzał w niebieskie tęczówki Riddle'a, w których malowała się troska. Zamrugał kilka razy, by zrozumieć znaczenie słów, wypowiedzianych przez Toma.

- Tak. Dziękuję. - Westchnął.

Nienawidził utraty kontroli, nawet jeśli jego magia była wtedy bardziej destrukcyjna. Tracił możliwość chłodnego myślenia, spokojnego kalkulowania sytuacji. Był ciekawy jak poradził sobie z tym Voldemort, który miał sześć horkruksów. Pewnie wcale. Zawsze wydawało mu się, że czarnoksiężnik jest niestabilny emocjonalnie. Może chodziło o kwestię przyzwyczajenia się do tego? Pokręcił głową. Na pewno nie.

- Idziemy, Harry? - zapytał Tom.

Przez chwilę Harry musiał wytężyć swoje wszystkie siły, by wyrwać się ze świata wspomnień i odróżnić Voldemorta od Toma. Często ich ze sobą mylił, pomimo, iż wiedział, że różnią się od siebie. Jednak... Magia pozostawała taka sama. Wygląd pozostawał taki sam. Sposób mówienia, chodzenia, gestykulowania... Wszystko przypominało mu Voldemorta i czasami... Tęsknił za nim. Tęsknił za starym Voldemortem. Jednak wiedział, że już nigdy go nie ujrzy.

- Tak, chodźmy - odparł na zadane pytanie.

Wyszli z Komnaty Tajemnic i skierowali się do Wielkiej Sali, gdzie wszyscy jedli teraz kolacje. Otworzyli drzwi z ogromnym hukiem.

- Co to za zachowanie, chłopcy? - zapytał Dippet.

- Ależ nic, dyrektorze. Przyszliśmy się tylko pożegnać.

- A gdzie wy się wybieracie?

- Daleko stąd - odparł Harry. - Profesorze Dumbledore... - zaczął przymilnym tonem.

- Chcielibyśmy panu podarować prezent - dokończył Tom i machnął różdżką, a na stole pojawił się pakunek.

Starzec obejrzał go uważnie i rzucił na niego kilka wykrywających zaklęć. Gdy stwierdził, że paczuszka jest bezpieczna, otworzył ją. Ze środka wyskoczył wąż, który ukąsił go swoimi długimi kłami, ociekającymi jadem, w szyję.

Albus złapał się za gardło i zaczął się dusić.

- Magicznie zmutowany wąż tasmański. Ma pan... - Harry zerknął na zegarek. - Jeszcze dziesięć sekund życia. - Uśmiechnął się złośliwie. - Mamy nadzieję, że prezent się podoba. - Skierował różdżkę na Toma, a Tom na niego.

- Ubabonise indlela apho sifuna ukuya - szepnęli jednocześnie, a wokół nich zajaśniało oślepiające światło.

Gdy wszyscy ponownie otworzyli oczy, nie było ich, a profesor transmutacji leżał martwy na posadzce.

***

Pojawili się na cmentarzu w Dolinie Godryka. Harry otrzepał się z niewidocznego pyłu i zapytał:

- Gdzie byś się skrył, gdybyś był ogromnym gadziskiem?

- Pod kamieniem - odpowiedział, a w jego oczach tańczyły iskierki rozbawienia. -Sądzę, że najpierw trzebaby było znaleźć chwilowe miejsce zamieszkania. Nokturn?

- Nokturn.

Złapali się za ręce i zniknęli z trzaskiem.

Harry Potter i Nieznana PrzyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz